Adam Małysz: "Nie chcę myśleć co się stanie, gdyby Wiśle się nie udało"

  • 2017-06-21 23:18

Miniony sezon był pierwszym dla Adama Małysza, w którym były skoczek narciarski pełnił oficjalną funkcję w Polskim Związku Narciarskim. Na początku października czterokrotny indywidualny mistrz świata w tej dyscyplinie został dyrektorem-koordynatorem ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w naszej federacji. O odczuciach dotyczących nowej funkcji oraz sprawach bieżących opowiedział w rozmowie opublikowanej na swoim oficjalnym portalu malysz.pl. Fragmenty tej rozmowy zamieszczamy poniżej.

Adam MałyszAdam Małysz
fot. Tadeusz Mieczyński

Jeśli chodzi o wyniki reprezentacji miniony sezon był jak marzenie. A jak Pan ocenia te ostatnie miesiące w kontekście swojej pracy w Polskim Związku Narciarskim?

– W sumie w dużej mierze to, co robiłem, pokryło się z moimi oczekiwaniami i przewidywaniami. Tak jak chciałem, nie siedziałem za biurkiem. Pomagam, załatwiam różne sprawy. Jestem łącznikiem albo pośrednikiem między związkiem, a trenerami i zawodnikami. Ci nie muszą dobijać się do zarządu, by rozwiązać ważne dla nich kwestie. Oczywiście, nie przypuszczałem, że tyle tego będzie. I że będę potrzebny tak często. Szczególnie podczas konkursów Pucharu Świata. Na skoczni przydzielano mi różne obowiązki. Na przykład byłem odpowiedzialny za pośredniczenie w kontaktach zawodników z mediami. Pilnowałem, by dziennikarze za długo ich nie męczyli, nosiłem torby ze sprzętem. Nasza kadra mocno się rozrosła. Każdy w ekipie ma jakąś funkcję, a ja dopasowałem się do tego zespołu. Wszystko funkcjonuje u nas świetnie, co jest niezbędne na tym, w końcu mistrzowskim, poziomie. Ludzie obserwujący Polaków z zewnątrz widzą perfekcyjną grupę. Chodzi u nas wszystko jak w szwajcarskim zegarku. Mnie zdarzyło się kilka sytuacji nowych, nawet trudnych. Raz trener Stefan Horngacher mówi do mnie: Jesteśmy zajęci wszyscy. Idź i odbierz akredytacje dla całego zespołu. Mój angielski jest jaki jest, niezbyt płynny, więc stresik był. Ale udało się. I teraz już coraz mniej zadań mnie zaskoczy.

Zimą wspierani przez Pana Polacy zdobyli złoto w drużynowym konkursie mistrzostw świata i wygrali klasyfikację Pucharu Narodów. Teraz pojechał Pan na kongres FIS, podczas którego Wiśle przyznano organizację zawodów inaugurujących rywalizację w Pucharze Świata. Czego Małysz się nie dotknie, zamienia w sukces?

– Nie określałbym tego w ten sposób, bo to krzywdzące dla innych osób pracujących na te osiągnięcia. Jestem szanowany w pewnych kręgach ze względu na nazwisko, pozycję w skokach, sukcesy. Tego nie da się ukryć. Ale może mam również szczęście? Zawsze trafiam na grupy ludzi, którzy mają wielką ochotę ciężko pracować, podporządkowują całą swoją działalność temu, by osiągnąć coś wartościowego. Tak było kiedy sam skakałem i jest obecnie, kiedy pomagam kadrze jako koordynator. A w takich okolicznościach realizacja nawet bardzo ambitnego celu jest kwestią czasu. Dlatego powiedziałbym, że te sukcesy przy mnie się rodzą, mam w tych wyczynach wkład. Ale nie jestem cudotwórcą.

Otwierające sezon zawody w Wiśle przyciągną uwagę wszystkich interesujących się skokami narciarskimi. Jest Pan spokojny o organizację tej imprezy czy są obawy?

– Nie jestem spokojny i pewnie nie będę do dnia zawodów. Albo nawet ich zakończenia. Od początku byłem ostrożny jeśli chodzi o prognozowanie możliwości otrzymanie zadania organizacji tych konkursów. Szczerze? Wątpiłem, że działacze FIS zgodzą się na przeniesienie inauguracji do Polski. Mając w pamięci ich wcześniejsze oceny i uwagi dotyczące organizacji Pucharów Świata w Wiśle nie do końca wierzyłem, że teraz potraktują nas na tyle łagodnie, by przyznać nam pierwszy weekend w kalendarzu.

Dlatego tym bardziej zaskakujące było dla mnie to, że kiedy już podczas spotkania w Portoroż pokazano kalendarz Pucharu Świata na sezon 2017/18 z Wisłą na początku, nie było żadnych głosów sprzeciwu. W zasadzie nawet żadnej dyskusji, pytań choćby. Jakby wszyscy już wcześniej zaakceptowali ten ruch. Teraz nie możemy nawalić. Mam nadzieję na perfekcyjne przygotowanie i same zawody. Najważniejsze to zdążyć na czas z modernizacją obiektu. Skoczni nie remontuje PZN, a Centralny Ośrodek Sportu. Potrzebne są przetargi, postępowania zabierające czas, którego mamy coraz mniej. A trzeba zrobić wszystko, by nie zawieść zaufania, którym nas obdarzono. Nie chcę nawet myśleć co się stanie, gdyby się nie udało. Bo w konsekwencji Wisła mogłaby stracić nie tylko inaugurację, lecz konkursy Pucharu Świata w ogóle. To czarny scenariusz.

A jak przebiega remont Wielkiej Krokwi w Zakopanem? Tam też trwa wyścig z czasem…

– Idzie do przodu. Mam nadzieję, że jesienią skocznia będzie nadawała się do użytku. Według terminów z przetargów obiekt ma być gotowy na koniec października. Ja rozmawiałem z budowlańcami, że w takim sezonie, olimpijskim, skocznia przydałaby się nam już we wrześniu. Im mniej jeżdżenia po świecie i więcej zaoszczędzonej dzięki temu energii, tym lepiej. Usłyszałem, że takie terminy muszą być zapisane, natomiast prace zakończą się wcześniej. Czas pokaże, jak będzie w rzeczywistości.

Wszystko wygląda pięknie, tylko przez nową pracę ma Pan problemy ze znalezieniem czasu dla siebie. Sezon rowerowy zaczął Pan z opóźnieniem i przyznał, że pewne części ciała niebezpiecznie rosną…

– Czasem ciężko wygospodarować trochę wolnego. Próbuję robić co w mojej mocy, ale bywa kiepsko. W niektóre dni mam tyle obowiązków, wyjazdów, że nie ma już czasu ani sił na żaden trening. Wiele godzin spędzam w samochodzie podróżując i waga pokazuje to bez litości. Po zakończeniu kariery skoczka przytyłem do 68 kilogramów. Wydawało mi się to dużo, bo będąc zawodnikiem ważyłem 54 kilo. Długo ta nowa waga się utrzymywała i nawet mimo starań, ćwiczeń powiększających masę mięśni nie mogłem jej podnieść. A teraz przekroczyłem 70 kilogramów…

Pełny wywiad możecie przeczytać na malysz.pl


Dominik Formela, źródło: malysz.pl
oglądalność: (9595) komentarze: (12)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Tim doświadczony
    Wojciechowski

    Nie zgodzę się z tobą. 2 konkursy w Wiśle w poprzednim sezonie, to był precedens, a nie norma, który wynikał z tego, że była jedna impreza rangi mistrzowskiej w sezonie. W sezonach, gdzie będą MŚ w lotach z IO oraz to szanse Wisły na 2 konkursy w dotychczasowym terminie są bardzo małe. Za duży ścisk jest w kalendarzu po TCS. Chyba, że zakładasz, że wylatuje na stałe Sapporo z kalendarza, ale i tak szanse Wisły nie są duże w takim przypadku.

    W sezonach z jedną imprezą mistrzowską szanse Wisły są większe, ale nie bardzo duże. Do podobnego terminu kandyduje Tauplitz/Bad Mitterndorf (Austria).

    Wniosek- na 2 konkursy w Wiśle mogliśmy liczyć (z bardzo dużymi szansami) co 4 lata w sezonach z MŚ w lotach (bez IO). W poprzednim sezonie wygraliśmy Tauplitz/Bad Mitterndorf. Natomiast gdy są 2 imprezy mistrzowskie w kalendarzu nie ma miejsca na weekend w Wiśle.

    Zatem przeniesienie Wisły na sam początek kalendarza to pewne dwa konkursy PŚ. Oczywiście inauguracja PŚ w Wiśle, to też problemy. :)

  • Wojciechowski profesor
    @Wojciechowski @Tim

    Cztery konkursy PŚ w Polsce mieliśmy i bez skakania w listopadzie. Akurat w najbliższym sezonie inny wariant pewnie był niemożliwy, ale nie widzę bezpośrednio powiązania między ideą inauguracji PŚ w Wiśle a czterema konkursami w Polsce.

  • andy_stawowsky doświadczony
    @bardzostarysceptyk @bardzostarysceptyk

    Nie z broszurek, panie sceptyku. To całkowity koszt utrzymania. Zero wiedzy, mimo wieku.

  • Dolnoslazak stały bywalec

    Biorąc pod uwagę że dzięki tym konkursom skocznia w Wiśle doczeka się błyskawicznej modernizacji to pomysł z organizacją otwarcia sezonu oceniam pozytywnie, mimo że jest on ryzykowny, pod wieloma względami.
    Nie zmienia to jednak mojego poglądu że na pierwsze weekendy PŚ lepiej wybierać skocznie na północy, gdzie zima zaczyna się wcześniej.

  • Tim doświadczony
    @Wojciechowski @Wojciechowski

    Są dwa argumenty. Szybsza modernizacja dużej skoczni w Wiśle oraz 4 konkursy PŚ w Polsce. Jest też jeden poważny minus - oby Polacy nie starali się za wszelką cenę pokazać w Wiśle z jak najlepszej strony. IO i PŚ w Wiśle dzieli ładnych parę miesięcy...

    Należy mieć nadzieję, że jak już zrobią Wisłę, to w końcu się wezmą za kompleks skoczni w Zakopanem, bo to jest tragedia dla polskich skoków, że w "polskiej stolicy zimy" nie ma gdzie skakać młodzież.

    Jedynym prawdziwym kompleksem w Polsce, gdzie można na spokojnie potrenować technikę jest Szczyrk z K-95. Reszta skoczni o podobnym rozmiarze to jest obraz nędzy i rozpaczy polskich skoków...

  • Tim doświadczony
    @Domin10 @domin10

    Przetarg na modernizację torów na skoczni w Wiśle ruszył ponad tydzień temu. Teraz kwestia tego czy cena za wykonanie będzie odpowiadała zmawiającemu czy nie.

    Jest bardzo mało czasu (góra na dwie powtórki).

  • Andreas_MistrzPolotu stały bywalec
    Piotrek

    mam nadzieje że Piotrek Żyła stanie w Wiśle zimą na podium;)

  • Wojciechowski profesor

    Ja tylko mam nadzieję, że za jakiś czas nie będziemy wspominać tej inauguracji w Wiśle jako "fanaberii z dawnych dobrych lat". Nie umiem się jakoś przekonać do sensowności tego pomysłu, ale oczywiście życzę organizatorom jak najlepiej.

    Czy są w ogóle jakieś konkretne argumenty na korzyść rozpoczynania PŚ w Wiśle oprócz naszego "przeglądu kadr" na starcie zimy?

  • Domin10 weteran

    Powinno się udać. Wątpie aby pozwolono na taką wpadkę po tylu staraniach.

  • bardzostarysceptyk profesor
    @bardzostarysceptyk @andy_stawowsky

    Ta cena to z broszurek reklamowych ?
    Tu nie chodzi o jednorazowe naśnieżenie, tylko utrzymanie "skoczności" przez 3 dni. To wtedy te 60 tyś. przez ile trzeba pomnożyć ?
    Czy to nie jak ze spalaniem benzyny przez samochód. W reklamie jedno w życiu zupełnie co innego.

    Ja tylko przedstawiłem jedną z możliwych hipotez. Jak coś jest proste i do tego nie drogie, ale jakoś nikt się do tego specjalnie nie pali, to wtedy u mnie się budzą wątpliwości.
    A Adam też za dużo pewności nie ma. Czyżby zaczął sobie uświadamiać, że to wcale nie jest takie proste ?

  • andy_stawowsky doświadczony
    @bardzostarysceptyk @bardzostarysceptyk

    Kiedyś już pisałem w tej sprawie, koszt naśnieżenia zeskoku wynosi całe ok. 60 tys. zł, najnowocześniejszymi maszynami, pracującymi nawet przy temperaturach do +30 stopni C. Sceptyku, wiem że marudzenie masz w cenie i nicku, ale... :)

  • bardzostarysceptyk profesor
    Jako sceptyk, czarnowidz i wredota ...

    to może dlatego dano nam tę inaugurację ?
    Abyśmy wdupili. Wtedy FIS miałby z Polakami na kilka lat spokój. Bo wdupienie wcale nie musi polegać na tym że zawody się nie odbędą albo odbędą się z jakimiś olbrzymimi problemami. Wystarczy, że koszty naśnieżenia skoczni z powodu pogody (temperatura, deszcz, wiatr) pójdą strasznie do góry. Zawody się udadzą, a u nas rozpocznie się szukanie winnego wzrostu kosztów, kto ma zapłacić i z jakich pieniędzy. Włączy się prokurator i CBA i rozpocznie się śledztwo, nawet kilkuletnie z ciąganiem wszystkich zainteresowanych po sądach.
    Po sześciu latach kolejny sąd sprawę umorzy, ale dla wszystkich już będzie za późno.
    Zniesmaczony Adam już dawno zrezygnuje z pracy w Związku, tak samo jak Apollo. Skocznia w Wiśle zamieni się w ruinę, bo konto COS w związku ze śledztwem będzie zamrożone. I to będzie kolejny krok do upadku skoków w Polsce.

    Scenariusz oczywiście wymyślony, ale przy zbiegu paru niekorzystnych okoliczności całkiem możliwy.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl