Alexander Herr miał skakać dla Polski. „Nikt nie chciał mi pomóc”

  • 2020-06-01 09:56

Rok 2006. Polskie skoki to w zasadzie tylko Adam Małysz, choć i ten jest akurat po nieudanym, jak na jego możliwości i ówczesne oczekiwania, sezonie olimpijskim. W czołowej „50” klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, na niemal samym jej końcu, można znaleźć jeszcze jednego reprezentanta biało-czerwonych, mającego najlepsze lata daleko przed sobą, Kamila Stocha. W takim momencie w przestrzeni medialnej padają słowa wyrzuconego z reprezentacji Niemiec Alexandra Herra: „Chcę reprezentować Polskę”.

Zadyma w Pragelato

Drużynowy mistrz świata z Lahti z 2001 roku, dwukrotny „podiumowicz” Pucharu Świata, podczas igrzysk olimpijskich w Pragelato zostaje odsunięty przez trenera Petera Rohweina od składu na konkurs na dużej skoczni. W seriach treningowych skacze tak znakomicie, że jego nazwisko zaczyna przewijać się nawet w kontekście faworytów do podium. Po pierwszych trzech próbach na dużym obiekcie zajmuje kolejno 1,2 i 7 miejsce. Ostatnia rozegrana sesja treningowa miała poprzedzać odwołane, jak się później okazało, kwalifikacje. W dużej mierze poustawianej przez wiatr klasyfikacji Herr, który trafił na podmuch z tyłu, ląduje awaryjnie na 108,5 metrze. To o sześć metrów bliżej niż uzyskał Chińczyk Yang Li, co najlepiej świadczy o loteryjności uzyskiwanych odległości na tym treningu. Martin Schmitt w dobrych warunkach skoczył 121,5 metra.

Zdaniem trenera Petera Rohweina był to wystarczający powód do tego, by to Schmitt a nie Herr uzupełnił niemiecką kadrę na olimpijski konkurs na dużej skoczni. Ten drugi jest zdezorientowany. Najpierw nie może uwierzyć, w to co usłyszał od swojego trenera, a gdy dociera do niego, co tak naprawdę się wydarzyło, pakuje się i wraca do Niemiec. Jak się później okaże, w tym momencie zakończyła się jego profesjonalna kariera sportowa.

- To wydarzenie było tak naprawdę kroplą, która przelała czarę goryczy, to był trudny czas i trudne relacje – mówi nam Alexander Herr. - Oczywiście, gdybym miał wtedy ten poziom świadomości, który mam dziś, pewnie inaczej bym rozegrał tę sytuację, ale niczego nie żałuję i nie mam sobie nic do zarzucenia.

Zimna wojna ze Schmittem

Napięcie pomiędzy Herrem a Rohweinem, między którymi nigdy nie było chemii, zaczęło się nasilać w okolicach Turnieju Czterech Skoczni. Trener obiecał swojemu podopiecznemu nowy kombinezon wysokiej jakości, później miał go zwodzić, w końcu już na igrzyskach dostarczyć strój niedopasowany do jego fizjonomii i wymagający gorączkowego przeszywania. W jednym z późniejszych wywiadów Herr zarzucał też szkoleniowcowi zmuszanie zawodników do naginania przepisów dotyczących sprzętu.

Rykoszetem po całym olimpijskim zajściu oberwały koleżeńskie czy nawet przyjacielskie relacje Herra i Schmitta: - Nasze kontakty stały się chłodne, bardzo chłodne. Właściwie przestaliśmy ze sobą rozmawiać, po żadnej ze stron nie było woli wyjaśnienia tej sprawy. W 2009 roku zaczęliśmy znów razem trenować, wtedy było już ok. Uznaliśmy, że nie warto się wadzić, w końcu znamy się od dziecka, poznaliśmy się chyba w wieku sześciu lat, trenowaliśmy w jednym klubie, dużo razem przeżyliśmy. W grudniu minionego roku mieliśmy okazję spotkać się po latach, spędzić ze sobą parę godzin. Przegadaliśmy cały wieczór w fajnej atmosferze.

Wróćmy do Pragelato. Dla skoczków reprezentacji Niemiec igrzyska okazały się porażką. Z Półwyspu Apenińskiego wrócili na tarczy, bez jednego choćby medalu. Najbliżej podium był Michael Uhrmann, któremu do brązowego medalu zabrakło na normalnej skoczni pół punktu. Niemiecka federacja stanęła jednak murem za Rohweinem, a Herr został wydalony ze struktur DSV. Nie miał jednak jeszcze ochoty kończyć ze skakaniem.

Kierunek Polska

- W porozumieniu z Wolfgangiem Hartmannem, trenerem szwedzkiej kadry, rozpocząłem przygotowania z tamtejszą reprezentacją - opowiada niemiecki banita. - Zostałem dobrze przyjęty, wszystko zdawało się poprawnie układać, ale formalności okazały się nie do przeskoczenia. Na obywatelstwo musiałbym czekać dwa, dwa i pół roku, być może jeszcze dłużej. Miałem wtedy już prawie 28 lat i to było dla mnie nie do zaakceptowania. Pomyślałem więc o tym, by skakać dla Polski. Moi dziadkowie mieszkali w okolicach Gdańska, urodziła się tam moja mama. Dziadek wyemigrował w 1957 roku, kiedy mama miała trzy lata.

Nie będąc formalnie członkiem żadnej reprezentacji, lato 2006 Alex spędził bardzo pracowicie. Oddał kilkaset skoków, przygotowując się fizycznie i mentalnie do zasilenia szeregów polskiej kadry. Znał blisko zarówno Adama Małysza jak i ówczesnego trenera Polaków, Hannu Lepistoe, co miało pomóc, jak sądził, w szybkiej aklimatyzacji. W grę wchodziła jednak jeszcze kwestia ewentualnej karencji po zmianie barw. Optymizmem napawała go historia kolegi z  reprezentacji, Michaela Moellingera, który po konflikcie z federacją przed LGP 2003, niespełna rok później był już reprezentantem Szwajcarii, skąd pochodziła jego mama. Wtedy zaczął się jego najlepszy okres w karierze. Gazeta Wyborcza dotarła do 83-letniego dziadka Alexandra Herra, który przyznał, że marzy o tym, by zobaczyć swojego wnuka skaczącego dla biało-czerwonych barw. W przypadku Emmanuela Olisadebe czy Rogera Guerreiro, którzy wzmocnili polską reprezentację piłkarską, proces przyznawania obywatelstwa, przy zaangażowaniu kilku stron przebiegł ekspresowo. Herr nie został jednak beneficjentem przywilejów, jakie spotkały wyżej wymienionych sportowców.

Sprawa przez długi czas stała w miejscu. Na początku 2007 roku swej potężnej irytacji przebiegiem sprawy w rozmowie z naszym portalem nie kryła Sabine-Pfaff Mrokon, adwokat niemieckiego skoczka: - Wreszcie odnalazły się dokumenty w Urzędzie Wojewódzkim w Warszawie, jednak nikt nimi się jeszcze nie zajął. Jak długo to może potrwać, nikt nam nie umie powiedzieć. Na początku mówiono, że ktoś się zajmie aktami tak szybko, jak to możliwe. Próbowałam się także kontaktować z panem Apoloniuszem Tajnerem, ale nie odpowiedział na mój e-mail. Potwierdza to, że PZN nie chce, aby Alex Herr skakał dla Polski.

W lipcu 2007 roku Herr ogłosił zakończenie kariery. - Chcę wyraźnie powiedzieć, że nie mam dziś pretensji do Polskiego Związku Narciarskiego i Apoloniusza Tajnera. Z tego co pamiętam wszystko rozbiło się o opieszałość urzędników. Nikt nie chciał mi pomóc. Wniosek złożyłem w polskim konsulacie w Monachium i od początku były problemy – wyznaje po latach.

Stara miłość nie rdzewieje

- Jakiś czas po odstawieniu nart, znów zaczęło mi brakować skoków – wspomina - Nieporozumienia z niemiecką federacją się zatarły, w 2009 roku stwierdziłem, że spróbuję jeszcze raz. Za cel postawiłem sobie igrzyska w 2014 roku. Udało mi się nawet dostać do kadry na zawody Letniego Grand Prix w Hinterzarten, ale, ogólnie rzecz biorąc, nie wyszło. Nie potrafiłem skakać na takim poziomie, jak wcześniej. Musiałem pogodzić się z tym, że to koniec. Patrząc dziś wstecz, muszę powiedzieć jednak, że jestem zadowolony ze swojej kariery. Byłem drużynowym medalistą mistrzostw świata i mistrzostw świata w lotach, stawałem indywidualnie i drużynowo na podium Pucharu Świata, przez kilka lat byłem podstawowym zawodnikiem naszej reprezentacji, zdobyłem tytuł mistrza Niemiec. Choć trzeba przyznać, że jako junior zapowiadałem się na zawodnika jeszcze wyższej klasy – ocenia czterokrotny indywidualny i drużynowy medalista mistrzostw świata juniorów.

- Param się dziś kilkoma różnymi zajęciami. Prowadzę firmę, która zajmuje się szkoleniem zawodowym, pracuję na Uniwersytecie jako wykładowca zarządzania, jestem konsultantem do spraw zarządzania doradztwem coachingowym i opieką zdrowotną dla firm. Mam rodzinę, prawie siedmioletniego syna i dziesięcioletnią córkę z pierwszego małżeństwa. Nadal interesuję się skokami, choć może nie aż tak bardzo jak kiedyś. Staram się oglądać transmisje z zawodów i wydaje mi się, że wciąż się na tym trochę znam. Uważam, że droga, jaką obrały skoki narciarskie jest właściwa, choć parę elementów wciąż wymaga dopracowania. Bardzo mi imponują polscy skoczkowie, zwłaszcza Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Progres, jaki ten drugi wykonał w ostatnich latach jest niewiarygodny. Świetną pracę Horngachera w bardzo dobry sposób kontynuuje Doleżal, ale nie ma się co dziwić, bo to w końcu facet z dobrego rocznika, 1978, tak jak ja (śmiech). Poza tym znakomite wrażenie robi na mnie Stefan Kraft, osobiście wiążę duże nadzieje z powrotem Severina Freunda, bardzo mu kibicuję i liczę, że odnajdzie swoją formę.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (12772) komentarze: (41)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Kolos profesor
    @Oczy Aignera

    Tak samo Podolski czy Klose. Kwestią nie jest miejsce urodzenia a wychowanie przez rodziców i kształtowanie (bądź nie) polskości nawet na obczyźnie.

  • Oczy Aignera profesor
    @Kolos

    Eugen Polanski urodził się w Sosnowcu. Podobnie jest z Sebastianem Boenischem (Pniowskim), którego miejscem urodzenia są Gliwice. Piłkarzy o polsko-niemieckiej narodowości jest bardzo wielu. Główną przyczyną tego stanu rzeczy są wyjazdy rodzin z Polski do Niemiec na stałe.
    Inny przykład, wręcz odwrotny - Dietmar Brehmer. To jest Polak. Jego rodzice są Niemcami i studiowali w Polsce. Dietmar przyszedł na świat w Warszawie, ale głównie trenował zawodników w śląskich klubach. Obecnie jest szkoleniowcem Odry Opole.

  • Kolos profesor
    @DanielBlanco

    Na ME 2012 nie zagrał nikt kto nie miał polskiego pochodzenia to raz, dwa, że przegraliśmy tamte ME z różnych względów ale na pewno nie dlatego, że zagrał na nich Obraniak, Polański czy Perquis.

  • sheef profesor
    Pojęcie "farbowane lisy"

    Fakt, w ostatnich latach (nawet biorąc pod uwagę polskie standardy) całkiem sporo zawodników zostało niejako "odzyskanych" dla Polski, jednak w zdecydowanej większości są to zawodnicy posiadający polskie korzenie więc raczej byłbym bardziej powściągliwy w nazywaniu takich zawodników "farbowanymi lisami" z uwagi na ich bliższe bądź nieco dalsze związki z naszym krajem. Jeśli już trzymać się kurczowo tego pojęcia to zarezerwowałbym go dla zawodników, którzy nie mają żadnych związków z Polską pod kątem pokrewieństwa (oczywiście nie obrażając tutaj nikogo).

  • DanielBlanco bywalec

    @Kolos
    Najemnicy, dla których Polska nie jest pierwszym wyborem, traktują grę w naszej kadrze co najwyżej jak kolejny dzień w pracy. Nie są w stanie zmobilizować się do dodatkowego wysiłku, do wyzwolenia w sobie adrenaliny, co często jest kluczowe w końcówkach intensywnych meczów, gdy piłkarzowi "odcina prąd". Klasycznym przykładem są ME w 2012, gdzie drużyna w znacznej mierze złożona z najemników, grała bez wyrazu, przeciętnie i takież uzyskała wyniki. A była niepowtarzalna szansa, by na własnych boiskach coś osiągnąć.
    @dervish
    Tobie akurat się dziwię, że dajesz się nabierać na "polskość" Lucasa Podolsky'ego. Wiem, że ten człowiek pracuje nad swoim pijarem i ma dobre kontakty z wieloma polskimi dziennikarzami, ale niech przemówią fakty:
    1. Od 16. roku życia przyjmował powołania do reprezentacji Niemiec w młodszych kategoriach wiekowych, rozegrał wiele meczów.
    2. Pierwsze powołanie do seniorskiej kadry Niemiec otrzymał (i przyjął) tuż przed 19-ymi urodzinami, kilka dni później rozegrał pierwszy mecz.
    3. Zaledwie 6 miesięcy przed powołaniem do kadry A zadebiutował w seniorskiej piłce klubowej, a pewne miejsce w podstawowym składzie klubu wywalczył 2 miesiące przed powołaniem do kadry A.
    Podolsky wszem i wobec rozgłasza, że rzekomo długo czekał na powołanie do kadry Polski, ale się nie doczekał. Kiedy czekał?
    Sto razy bardziej wolę Klose'go, który jest szczery niż krętacza Podolsky'ego.

  • Kolos profesor
    @Pavel

    Tak jak mówiłem : gdybyśmy tylko my naturalizowali (złe słowo) albo na wyjątkowo dużą skalę, to co innego. Ale tak nie jest. U nas naturalizacje w każdej dyscyplinie to rzadkość w dodatku 99% i tak mowa o sportowcach polskiego pochodzenia.

    Tak więc nie mam z tym problemu dopóki sam zawodnik chce reprezentować Polskę, podejmuje w tym celu jakieś wysiłki (rzadko da się łatwo pozyskać paszport), i nie czyni tego z pobudek czysto finansowych.

    Nie ma sensu na siłę obniżać potencjału sportowego jeżeli jest okazja pozyskać sensowne wzmocnienie.

  • Luk profesor
    @Kolos

    Z kolei na następnych Mistrzostwach w Oslo medalu nie zdobyliśmy... przez Stefana Hulę. A była na to wielka szansa spowodowana upadkiem Severina Freunda.
    Trochę szkoda, bo Stefanek był naszym numerem trzy w sezonie 2010/2011.

  • Bajlando_pl początkujący
    @Pavel

    To jakieś kompletne banialuki. Wystarczy zerknąć na reprezentację Niemiec w piłce nożnej. Tam brakuje już tylko albinosa z Mongolii i karła z Zimbabwe, ale poziom sportowy trzymają:). Tutaj zupełnie inna sytuacja, bo przecież Boski Dziadek nie wpuści nikogo spoza swojej szerokiej rodzinki - u niego nepotyzm to jak pacierz. Podejrzewam, że jakby jakiś pepik chciał dla nas skakać, to wyznawcy religii skoków narciarskich ze skijumping klaskaliby z radości nawet uszami, a jak Kazach to odprawiliby pielgrzymkę do Częstochowy (oczywiście z poziomu kanapy, bo 99% w D była i G widziała). No ale jak "herr" to już kiepski pomysł:).

  • Pavel profesor
    @Kolos

    Tylko, że w takim układzie nasza reprezentacja przypomina brzydkiego chłopaka, który chce zaprosić na imprezę swoją koleżankę. Dziewczyna natomiast woli iść z innych chłopakiem, nadskakuje mu, gotuje i pierze, a na koniec on stwierdza, że w sumie to ona jest "głupia i brzydka" i wybiera inną. Biedna dziewucha jako, że impreza jest za trzy godziny i nie ma nawet biletu bo stawiać miał chłopak, leci do nasze biednego brzydala i z braku laku pozwala mu się zaprosić. Ja osobiście nie chciałbym być tym biednym gościem tylko poszukałbym sobie innej.

    Tak samo jest z większością tych dziwnych przyszywanych reprezentantów, mieli plan startować w zupełnie innych barwach, ale na którymś etapie kariery coś nie wyszło i tamci ich po prostu nie chcą, to braku laku idą do nas. Inaczej to wygląda w Niemczech, ich np piłkarze urodzili się już tam, tam przeszli całą edukację, zaliczyli wszystkie kadry młodzieżowe i przede wszystkim Niemcy są krajem, który od początku chcieli reprezentować. W takim wypadku wybór kadry jest naturalny, a nie na zasadzie "tam mi nie wyszło to niech będą ci słabsi".

  • Oczy Aignera profesor
    @INOFUN99

    "I chyba niestety jest problem, problem. Jest złamana noga."

  • janbombek doświadczony
    @Jellycrusher

    Wszystkie chwyty dozwolone.

  • INOFUN99 profesor

    Na tamte czasy jak i na te byłby naprawdę solidnym wzmocnieniem polskiej drużyny. Alex podobnie jak Stephan Hocke miał duży talent, ale nie potrafił go wykorzystać, z jednej strony problemy zdrowotne, z drugiej niesnaski z niemieckim związkiem. Jeszcze dodajmy do tego Willingen, skocznia koszmar, dla Herra, każdy zawodnik ma takie Willingen. Gangnes swego czasu miał Stams.

  • Raptor202 profesor
    @Kolos

    Ja nie mam z tym żadnego problemu. Jeśli gość chce reprezentować Polskę i wynika to nie tylko z pobudek finansowych, to proszę bardzo. Dlaczego mielibyśmy osłabiać polski sport przez jakieś absurdalne "prawo krwi", czy jakieś inne średniowieczne bzdury?

  • Kolos profesor
    @Raptor202

    W Polsce i tak "naturalizuje" się głównie sportowców z polskim pochodzeniem lub mocno w Polsce "zasiedziałych". Ale i tak jest zawsze halo o to... Z drugiej strony są mniej medialne w Polsce sporty gdzie naturalizuje się bardziej "na bezczelnego" obcokrajowców i jest cicho...

  • Raptor202 profesor
    @Adam90

    Co za łeb. Może w takim razie niech każdy kraj sprawdzi rodowód swoich zawodników na siedem pokoleń do przodu i to, czy wszyscy przodkowie na pewno mieszkali w ich kraju. A jeśli nie, to wypad. Jeżeli gość urodził się w Niemczech i spędził tam całe życie, to kim jest, jak nie Niemcem? Równie dobrze taka załóżmy Turcja też może stwierdzić "ee my go nie bierzemy, bo on w Niemczech się urodził i tam mieszka, to nie jest Turek".

  • Jellycrusher bywalec
    @Adam90

    NATURALIZOWANYCH.

  • Jellycrusher bywalec
    @janbombek

    Neutralizować? Chcesz na nich nasłać płatnych zabójców? ;)

  • Adam90 profesor

    Jakby co mi chodziło ,ze bez tych neutralizowanych sportowców, jednak poziom sportowy tych reprezentacji byłby zdecydowanie niższy, mi tylko o to chodzi.Już nie chcę się w polityke żadną bawić. Oczywiście nie mam nic przezwisko im.

    A co do Ukraińców macie racie. Europa juz jest i tak otwarta. Ukraińcy to inna historia i inna polityka. Oni tez od nas będa brali.
    Ale mi głównie chodzi o poziom sportowy. Domyślacie się o co chodzi :). Bez tego też trudno jest złożyć kadre reprezentacyjną.Jak Niemiec jest słaby to wolą wziąc utalentowanego z różnym pochodzeniem.

  • Kolos profesor
    @Adrian D.

    To tak nie do końca - O ile Małysz w 1 serii konkursu faktycznie skok miał słaby (6 wynik serii) o tyle w 2 serii i tak był najlepszy w swojej grupie mimo relatywnie krótkiego skoku (123,5 m) i sumarycznie trzeciego wyniku w naszej drużynie.

    Wtedy nam medal bardziej odebrał Okabe bardzo dobrymi skokami niż Małysz słabszymi.

  • Oczy Aignera profesor
    @Adrian D.

    Całkiem niedawno oglądałem cały konkurs. Austriacy byli poza zasięgiem. Norwegowie przy dużej dozie szczęścia byli do doścignięcia, a Japończycy bardzo wiele zawdzięczali Takanobu Okabemu.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl