Eddie Edwards kończy 60 lat!

  • 2023-12-05 12:00

Dla jednych jest karykaturą sportowca, dla innych wzorem pokazującym, że nigdy nie wolno rezygnować ze swoich marzeń. Eddie Edward, brytyjski skoczek, o którym słyszeć musiał każdy kibic skoków narciarskich, kończy dziś 60 lat, a my z tej okazji przypominamy raz jeszcze jego szaloną historię.

"Wielka Brytania" na plecach

Moje marzenia o igrzyskach zaczęły się, gdy miałem siedem lub osiem lat. Oglądałem wtedy zmagania brytyjskich sportowców i pomyślałem sobie, że fajnie mieć na plecach dresów napis "Wielka Brytania" i dumnie w nim chodzić. Chciałem być taki jak oni. Próbowałem wielu różnych dyscyplin sportu, piłki nożnej, krykieta, rugby, siatkówki. Można powiedzieć, że byłem młodym, zdolnym, wszechstronnym sportowcem. Narty były pierwszą rzeczą, którą naprawdę pokochałem. Zacząłem rywalizować. Najpierw było narciarstwo alpejskie (Edwards zajął 9. miejsce w mistrzostwach świata amatorów w narciarstwie alpejskim - przyp. red.). Potem, kiedy pojechałem do Ameryki, aby wziąć udział w zawodach, skończyły mi się pieniądze. Zacząłem skakać na nartach, ponieważ było to tańsze. I dzięki temu później udało mi się zakwalifikować do igrzysk rozgrywanych w Calgary i spełnić swoje marzenia jako skoczek narciarski. Początki jednak były bardzo trudne. W ciągu pierwszych dwudziestu miesięcy uprawiania skoków miałem dwukrotnie pękniętą czaszkę. Złamałem szczękę, obojczyk, trzy żebra, uszkodziłem nerkę, kolano. Ale ciągle wracałem. Miesiąc po doznaniu pęknięcia czaszki, byłem już znowu na skoczni.

Z szafy na łóżko

Zacząłem skakać na nartach w Lake Placid w USA, gdzie dostałem trochę używanego sprzętu do skoków narciarskich. Najpierw była skocznia K-10, potem K-15, a potem przeniosłem się na K-40 i tak dalej. Kiedy przebywałem w Wielkiej Brytanii, trenowałem na sucho. Skakałem z dachu na materace w ogrodzie, z szafy na łóżko, z brzegu basenu do wody, żeby ćwiczyć odbicie. Robiłem więc wszystko, co na tamten czas mogłem, ponieważ tam gdzie mieszkałem, nie było skoczni narciarskiej ani śniegu. Również i te ćwiczenia pomogły mi spełnić marzenie i pojechać na olimpiadę.

Szpital psychiatryczny

Pamiętam okoliczności, w których dowiedziałem się, że pojadę na igrzyska. Przebywałem wtedy w Finlandii, zostałem tam zaproszony na treningi z fińską drużyną. Nie miałem gdzie się zatrzymać, nie miałem pieniędzy na hotel. Będąc na skoczni powiedziałem wszystkim, że nie mam gdzie spać. Jednym ze skoczków był malarz pokojowy i tynkarz, który pracował przy budowie szpitala psychiatrycznego. Zabrał mnie na recepcję szpitala i powiedział, kim jestem, że trenuję z fińską drużyną i że próbuję dostać się do Calgary na olimpiadę. W budynku tego szpitala psychiatrycznego remontowano jedno ze skrzydeł i pozwolono mi zająć jeden z pokoi. Spałem tam około pięciu tygodni. Było tam bardzo wygodnie i ciepło. Finowie byli bardzo mili. I w tym czasie dostałem list od Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego - "Gratulacje, zostałeś nominowany do reprezentacji, jedziesz do Calgary". Byłem bardzo, bardzo szczęśliwy. Ale zdarzało mi się sypiać w różnych miejscach: w samochodach, oborach, stodołach w temperaturze sięgającej minus 25 stopni. Bywało blisko tego, bym z braku pieniędzy przetrząsał śmietniki w poszukiwaniu jedzenia. Ale nigdy nie myślałem o rezygnacji. Za bardzo kochałem to, co robię.

Bez pieniędzy, trenera i sprzętu

Właściwie zawsze przyciągałem uwagę mediów. Kiedy startowałem w Pucharze Europy, lub kiedy brałem udział w niektórych zawodach Pucharu Świata, pojawiało się duże zainteresowanie, no bo jak to - skoczek narciarski z Wielkiej Brytanii? Wszyscy wiedzieli, że nie ma tam śniegu ani skoczni, a po mnie było widać, że nie miałem pieniędzy, trenera, sprzętu, ale wciąż tam byłem i próbowałem konkurować z innymi. Na stopy nakładałem sześć par skarpet, żeby za duże buty nie zsuwały mi się z nóg. Potem, kiedy pojechałem do Calgary, popularność przybrała gigantyczne rozmiary. Zaakceptowałem to, udzielałem wywiadów, wszystkim, którzy o to prosili i świetnie się przy tym bawiłem. Po igrzyskach, w samym tylko 1988 roku zarobiłem 700 000 funtów. Dostawałem 10 000 za godzinę, otwierając centrum handlowe. Zdarzyło mi się zarobić 65.000 w jeden dzień. Nawet dziś trudno mi uwierzyć, że to faktycznie się działo. 

Podcięte skrzydła Orła

99 procent skoczków obecnych w Calgary było zadowolonych z szumu, który zrobił się wokół mnie, ponieważ wiedzieli, że uwaga skierowana na mnie oznacza również, że w centrum uwagi są także skoki narciarskie. Było może kilku, którzy patrzyli na to krzywo, większość uważała jednak, że ​​to świetna reklama dla naszego sportu. Z pobytu w Calgary pamiętam wszystko. Jak jem śniadanie, jak minibus podjeżdża pod skocznię narciarską i jak przygotowuję się do zawodów. Miałem nowe wiązania narciarskie, które pożyczył mi zespół niemiecki, ponieważ moje pękły, więc przyzwyczajenie się do tych nowych wiązań zajęło mi trochę czasu. Miałem wcześniej tylko jeden skok próbny, ponieważ mój sprzęt był zepsuty, więc pominąłem serie treningowe. Nie byłem specjalnie przygotowany do rywalizacji na 70-metrowym obiekcie. Dlatego skoczyłem tylko około 55 metrów. Na 90-metrowej skoczni udało mi się jak na moje możliwości skoczyć całkiem dobrze. To był piękny dzień, niebo było błękitne, pogoda spokojna, nie było wiatru. Pamiętam też tłum pod skocznią. 50 tysięcy osób oglądających zawody, więc atmosfera była świetna. Cała Anglia modliła się wtedy, żebym się nie zabił (śmiech). Chciałbym powiedzieć, że leciałem jak orzeł, ale w rzeczywistości leciałem jak struś. Część działaczy była bardzo niezadowolona, że skoczek który kończy jako 58., bardziej przyciąga uwagę niż ten, który wygrywa złoty medal. Tak więc w końcu Międzynarodowa Federacja Narciarska wymyśliła tę nową zasadę, znaną również jako zasada „Eddiego Orła”. Chodziło o to, że sportowiec może zakwalifikować się na igrzyska tylko wtedy, gdy znajduje się na określonym miejscu światowego rankingu. I to naprawdę było smutne, bo chciałem kontynuować karierę i wziąć udział w kolejnych 3-4 olimpiadach, poprawiać się przez następne 20 lat. Podcięli mi skrzydła. 

Film naprawdę inspirujący

Kiedy byłem tam w Calgary, te 34 lata temu, nie przyszło mi do głowy, że moją przygodę ktoś kiedyś przeniesie na ekran. Trochę później zaczęło się to wydawać bardziej możliwe, ale gdy nakręcono film "Reggae na lodzie" o jamajskiej drużynie bobslejowej, pomyślałem, że już nigdy nie zrobią innego filmu o tej olimpiadzie. Jednak 24 lata temu, w 1999 roku, zaproponowano mi nakręcenie filmu o moim życiu. Podpisałem kontrakt z bardzo małą firmą, która musiała dopiero zebrać pieniądze na rozpoczęcie produkcji. Jeśli dobrze pamiętam, sytuacja wymagała kwoty 5 milionów dolarów. Musieli znaleźć reżysera, aktora, który mnie zagra. To był okres, kiedy spotykałem się ze scenarzystami. Rozmawialiśmy co wieczór przez dwa tygodnie i wspólnie ze mną prześledzili historię mojego życia w najdrobniejszych szczegółach, a następnie przygotowali scenariusz. Film został ukończony dopiero w 2016 roku, ale kiedy go zobaczyłem, bardzo mi się spodobał. Wszyscy wykonali fantastyczną robotę. Rozśmiesza mnie, sprawia, że ​​płaczę.Jest naprawdę inspirujący i dość autentycznie przedstawia historię mojego życia. Do dziś łzy napływają mi do oczu. Oczywiście niektóre fragmenty nie są prawdziwe, to licencja artystyczna. Na przykład gdy koledzy upijają mnie i w ten sposób nie uczestniczę w ceremonii otwarcia. W rzeczywistości nie mogło wydarzyć się nic, co sprawiłoby, abym ją przegapił. Ujmę to w ten sposób: gdyby Angelina Jolie zaoferowała mi gorący seks w zamian za odpuszczenie ceremonii otwarcia, powiedziałbym: dziękuję Angelino, schlebia mi to, ale nie dzisiaj. Oddałem życie za igrzyska olimpijskie.

Od czasu premiery do dziś codziennie otrzymuję e-maile. Wśród ich nadawców są osoby starsze, które wciąż pamiętają, co wydarzyło się w Calgary 34 lata temu. Piszą takie rzeczy jak: „byłem w kinie i bardzo mi się podobało, to była świetne". Piszą też młodzi, których nie było na świecie, gdy startowałem w Calgary. Piszą, że obejrzeli film i pokochali sport. Piszą ludzie, których zachęciłem w ten sposób do nauki jazdy na nartach, do tego by rozwijać się fizycznie, a także osoby, które również chcą wystąpić kiedyś na igrzyskach w dyscyplinie, którą uprawiają. Inspirowanie innych ludzi jest naprawdę wspaniałe. 

"Tynkuję i buduję"

Dziś jeżdżę po świecie i wygłaszam wiele wykładów. Opowiadam o moim życiu, o tym, jak dostałem się do światowego sportu, jak znalazłem się na olimpiadzie, o wszystkich zabawnych historiach, których doświadczyłem podczas przygotowań. Opowiadam trochę o filmie, o tym jak zobrazował moje życie. W ten sposób podróżuję po świecie, byłem w Australii, Nowej Zelandii, Chinach, Europie i Skandynawii, Ameryce, Kanadzie. A kiedy tego nie robię, buduję i remontuję domy. Nadal lubię brudzić sobie ręce i wykonywać swoją codzienną pracę. Tynkuję i buduję.

 
Czytaj też: Największy rywal Eddiego Edwardsa, czyli niezwykła opowieść o skoczku z Holandii

Adrian Dworakowski, źródło: Sportradio/Dailymail.co.uk/Theguardian.com
oglądalność: (6288) komentarze: (19)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @StaryEmil

    Ten Holender był po prostu słabym skoczkiem, Eddie czymś więcej. :-)

  • Kolos profesor
    @Arturion

    Po Edwardsie paru Brytyjczyków skakało na nartach. Glyn Pedersen był na IO 2002.

    Po za tym równolegle z Eddie Edwardsem skakał inny Brytyjczyk Alan Jones w latach 1987 - 1989 dość intensywnie startował w Pucharze Europy.

    James Lambert zresztą tylko dwa lata młodszy od Eddiego też już w tamtych czasach skakał, właściwie może na fali Eddiego Edwardsa bo pierwsze jego starty to marzec 1988. Tyle, że to na znacznie bardziej hobbystycznej stopie i nie w tak poważnych zawodach.

  • dejw profesor
    @Fan_ekipy_pod_narty

    No walczył, walczył i niestety wywalczył.
    Ja jak chce sobie zobaczyć clowna, to idę do cyrku, a nie pod skocznię.

    A nazywanie tego, może i fajnego, sympatycznego, po swoich przejściach jegomościa LEGENDĄ, czy wspaniałym sportowcem to dla mnie jest jakieś totalne kuriozum. Legendami to są Małysz, Nykenen, Schlierenzauer, Weissflog, Stoch, a nie typ który zjedzie wiele razy z rozbiegu i uda mu się przy tym przeżyć.
    W zasadzie to faktycznie nie jest jego wina, że zbudował się wokół niego taki hype, zyskał absurdalnie nieproporcjonalną sławę. I nawet też w dzisiejszych czasach i z naszego podwórka nie trzeba daleko szukać, że będąc totalnym przegrywem w swojej dyscyplinie, da się zbudować na tym niezły biznes.

  • StaryEmil stały bywalec
    @Arturion

    Gerrit Konijnenberg. Holenderski odpowiednik Edwardsa z tych czasów. Różniło ich to że holenderska federacja nie zgodziła się na start na igrzyskach w Calgary. Cytat z artykułu o nim zamieszczonego na tej stronie.

  • Arturion profesor
    @Arturion

    "W sumię trochę punktów PŚ ma. ;-)"
    Oczywista moja pomyłka. Powinno być: "trochę występów w PŚ ma".

  • Arturion profesor
    @StaryEmil

    A kto to powiedział?

  • StaryEmil stały bywalec

    " Mnie chodziło tylko o to, żeby skakać i cieszyć się tym, co robię, Edwardsa w pewnym momencie bardziej zainteresowała cała otoczka. Eddie robił rzeczy, których ja bym nigdy nie zrobił. Dał się wykorzystywać dla pieniędzy, stał się zabawką mediów. On nie był głupi, ale bardzo naiwny. Wielokrotnie go ostrzegałem, by zmienił swoje podejście do różnych spraw. Nigdy nie czułem się traktowany tak jak Edwards. Inni skoczkowie widzieli, że staram się traktować poważnie to, co robię, od wielu trenerów otrzymywałem cenne wskazówki."

  • Arturion profesor
    @Koczek

    Ponieważ nikt w GB nie jest zainteresowany skokami. Ale w czasach Eddiego też nie był... On właśnie na chwilę zwrócił uwagę tego kraju na skoki.
    Oczywiście, ten sposób na promocję sportu już się nie może powtórzyć - FIS zadbał za sprawą zawistników.

    PS. Z Wiki: " 29 grudnia 1996 zajął najwyższe miejsce w zawodach międzynarodowych (był 36. w Lake Placid) i wyprzedził ośmiu amerykańskich skoczków". A jego najdłuższy skok to 73,5 m ze Szyrbskiego Jeziora parę lat wcześniej.
    W sumię trochę punktów PŚ ma. ;-)

  • Koczek bywalec

    szkoda że w UK skoki nie są tak powszechne ostatni zawodnicy jakich pamiętam oprócz Eddiego to bracia Loock i Sam Bolton ktoś wie czemu zakończyli kariery bo kiedyś gdzieś o tym czytałem ale zapomniałem

  • ms_ doświadczony
    @Arturion

    No właśnie dziwi mnie to, że niektórzy tutaj tak jadą po Edwardsie. Sam jego skoków na żywo nie widziałem, bo mnie wtedy jeszcze na świecie nie było, ale raczej zawsze mi się kojarzył jako taka pozytywna, barwna postać. Swoje też przeszedł, żeby dotrzeć na "szczyt". Oczywiście nie był to szczyt sportowy, ale wizerunkowy, sława, wielkie pieniądze itd. Swoją drogą, często mówi się, że to właśnie przez niego wprowadzono kwalifikacje w skokach narciarskich, a wielu działaczom przeszkadzało to, że uwaga widzów bardziej była skupiona na nim, niż na najlepszych skoczkach w tamtym okresie. No i porównajmy to do dzisiejszych czasów, gdzie na siłę promowana jest równość i wspieranie tych słabszych zawodników, czego najlepszym przykładem jest choćby zmniejszenie limitów dla najlepszych państw w tej dyscyplinie. Z drugiej strony niby tak FIS teraz promuje to wspieranie słabszych itd., a nie tak dawno, bo w 2011 roku w Oslo rodak Edwardsa, podobnie jak on amator, chyba James Lambert, jeśli dobrze pamiętam, nie został dopuszczony do konkursu skoków na mś w narciarstwie klasycznym, bo obawiano się, że zrobi sobie krzywdę i dlatego zezwolono mu jedynie na start w kombinacji norweskiej, gdzie jak wiadomo, zawodnicy skaczą z wyższych belek. Ale Lambert chciał się poczuć jak kombinator i nawet przystąpił do biegu, ale niestety nie dał rady go ukończyć.

  • Arturion profesor

    Wspaniały sportowiec. Przecież prawdziwy sport właśnie na tym polega. Nie na hodowli brojlerów...
    Zresztą był jakiś czas rekordzistą Wielkiej Brytanii w długości skoku.
    Widziałem jego skoki. I naprawdę nie wszystkie były "kabaretowe", choć większość. Ale mowa o absolutnym amatorze.

  • RubenBlanco stały bywalec
    @Labrador_Retriever

    To nie on ośmieszał skoki. Nie jest winien tego, że 70-80% społeczeństwa to imbecyle.
    Pamiętam tego skoczka. Traktowałem go jako słabeusza i moje zainteresowanie nim było adekwatne do jego poziomu sportowego.

  • Avengers123456msciciel doświadczony
    @Labrador_Retriever

    Ja nie sądzę, żeby ośmieszał skoki, ludzie dołki pod nim kopali, żeby tylko nie wystartował na Olimpiadzie, trzeba obejrzeć film żeby to zrozumieć, lub przeczytać książkę o jego życiorysie, wtedy były też inne czasy pamiętajmy o tym, jego działaczom się to nie podobało, z nim było tak jak z Fortuną, gdzie Fortuna zdobył złoty medal, a nie chcieli go przyznać.

  • Fan_ekipy_pod_narty doświadczony
    @Labrador_Retriever

    W innych dyscyplinach tak samo było tylko trochę mniej jak chociażby tamten Kolumbijczyk w biegach narciarskich.

  • Fan_ekipy_pod_narty doświadczony
    @dejw

    A co tu nie rozumieć?
    Edwards to przykład osoby która przez wiele lat walczyła o występ na igrzyskach dostawał kaski i kombinezony od wielu różnych nacji , pomagano mu skakał najkrócej w zawodach , spał w szpitalu psychiatrycznym a mimo to wystartował na ZIO. Legenda która pokazuje że jak będziesz się bardzo starał to uda ci się w końcu ten sukces osiągnąć do tego stopnia że mimo że będziesz najsłabszy to będziesz porównywany do najlepszych i będą tworzone o tobie filmy.
    Czy skakał dla jaj? Wątpie skoro skakał do 1997 roku.

  • Labrador_Retriever weteran

    Edwards, czyli człowiek, który ośmieszał skoki narciarskie i przyczynił się do ograniczania do nich dostępu. Z punktu widzenia fana skoków to moim zdaniem jednak mało pozytywna postać.

  • Avengers123456msciciel doświadczony

    Warto zobaczyć film Eddie który został orłem, z Hugh Jackman.

  • dejw profesor

    Legendarny pajac. Człowiek, który zbudował swoją markę na tym, że dla jaj postanowił rywalizować w dyscyplinie, do której kompletnie się nie nadawał, regularnie się ośmieszał i dzięki temu został sławny.
    Nigdy nie rozumiałem i chyba nie chce zrozumieć fenomenu tego gościa.

  • majkiel doświadczony

    Choć olimpiadę w Calgary coś tam pamiętam, to samego Eddiego nie, no ale miałem wówczas 8 lat ;)
    Pozytywna postać, pokazuje że determinacja pozwala na osiągnięcie celu, ale też jak bardzo zmieniły się czasy - kiedyś wystarczały talent i determinacja, dziś pierwsze skrzypce odgrywa kasa, ale nie bez znaczenia są też znajomości. I nie tylko w skokach.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl