Andrzej i Jan Bachleda-Curuś - wspomnienia

  • 2009-02-10 22:50

[strona=1]
Wspomnienie o Andrzeju Bachledzie-Curusiu: "Między muzyką a nartami..."

W niedzielę 8 lutego, dzień po śmierci syna Jana, odszedł od nas Andrzej Bachleda-Curuś - senior rodziny Bachledów. Miał 85 lat. Trudno w tej chwili coś powiedzieć, coś napisać, gdyż wszystko, a zwłaszcza słowa, są wobec tak wielkiej straty czymś absolutnie banalnym. Powiem więc tak - straciliśmy jako społeczność Zakopanego wspaniałego człowieka, narciarza, śpiewaka operowego i zakopiańczyka z krwi i kości, dla którego Zakopane i Tatry były czymś niezmiernie ważnym.


Pasją życia Andrzeja Bachledy-Curusia były muzyka i narty, no i rodzina oczywiście. Właściwie, jak twierdził sam, najbardziej fascynowała go muzyka. Odnosił sukcesy na estradach wszystkich filharmonii w kraju i za granicą, tryumfował przecież ze Stanisławem Skrowaczewskim w Pradze, a z Witoldem Rowickim w Moskwie. Koncertował w Lincoln Center i Carnegy Hall - najwspanialszych salach koncertowych świata. Muzyka klasyczna była dla niego także wyzwaniem, aby "spróbować" się z dorobkiem jej wielkich klasyków. Jego góralska natura skłaniała się jednak w stronę nart. One nie dawały mu spokojnie spać i myśl o jeszcze jednym starcie i przyjemnym uczuciu jazdy między tyczkami, tak naprawdę nigdy go nie opuściła. Nawet wtedy, gdy już zasadniczo zrezygnował z narciarskiego wyczynu. Dlatego narty też zajęły sporo miejsca w jego góralskim sercu - próbował narciarstwa jako junior już przed wybuchem II wojny światowej, po wojnie został mistrzem Polski i startował przez kilka powojennych lat. Potem wybrał studia muzyczne, które pochłonęły go całkowicie.

8 lutego 1945 r. wziął ślub z Marią Wawrytkówną - młodzi brnęli po kolana w śniegu do Kościoła Świętej Rodziny, gdzie ksiądz Tobolak dał im ślub, a huczne wesele odbyło się na Małym Żywczańskiem i zaczęły się dla Państwa Bachledów cudowne lata - narciarskie - jak wspominał. Oboje z żoną reprezentowali barwy SN PTT 1907 Zakopane. Wspominał pierwszy powojenny wyjazd na Mistrzostwa Czechosłowacji do Bańskiej Bystrzycy, gdzie wygrał zawody, pokonując słynnych miejscowych alpejczyków: Sponera i Brchala i wielu innych dobrych zawodników. Coraz częściej skłaniał się jednak w stronę muzyki. Z przyjacielem - Tadeuszem Żmudzińskim - bardzo utalentowanym pianistą, wyjechał do Katowic, by kontynuować zainteresowania muzyczne. W Katowicach rozpoczął studia muzyczne na dzisiejszej Akademii Muzycznej. Wspominał: - Uczyli mnie najlepsi polscy śpiewacy: profesor Dobosz, prof. Stefan Belina - Skupiewski i inni. Potem przerwałem studia, zacząłem zarabiać śpiewem na życie. Miałem też pewne trudności w szkole, gdyż nie identyfikowałem się z reżimem, który przejął władzę w Polsce. Z czasem został zaangażowany jako solista w Filharmonii w Krakowie i pracował tam przez 10 lat i wykonywał arcydzieła muzyki klasycznej: oratoria, wykonania estradowe, prawykonania wielu utworów nowoczesnych oraz recitale. Miał też trochę czasu na kontynuowanie swojej wielkiej pasji - narciarstwa. Trudno było jednak pogodzić narty i śpiew, dlatego czasami w czasie koncertu nachodziła go myśl: "A może by spróbować jeszcze raz?". Czasami po koncertach, jeszcze w momencie przyjmowania gratulacji, myślami był daleko od sali koncertowej - na slalomowym stoku, śmigając między tyczkami, a myśl o starcie nie dawała spokoju. Taka była góralska, niepokorna natura i niespokojna dusza Andrzeja Bachledy-Curusia. Brał wtedy narty, kijki, błyskawicznie pakował się i mknął pociągiem do Karpacza, Szczyrku lub Zakopanego na Mistrzostwa Polski. Wielkim sukcesem zakończył się start na XXIV narciarskich mistrzostwach Polski w Szczyrku (w dniach od 4 do 9 lutego 1949 r.). W slalomie otwartym na Beskidku był pierwszy. Startował bez przygotowania i treningu, a mimo to osiągał taki sukces - talent, brawura, góralska fantazja? z pewnością tak. On mawiał skromnie, że ma rzoz do nart. W końcu jednak muzyka "zwyciężyła" i odszedł od nart. Oczywiście jako zawodnik. Odszedł od sportu pod koniec lat 50., w momencie, gdy pojawił się na trasach narciarskich jego syn: Andrzej Bachleda-Curuś. Ten spełnił marzenia ojca - został narciarzem ekstraklasy światowej. W jego ślady poszedł niedługo potem młodszy Jan. Narciarskie wspomnienia? Miał różne, potrafił godzinami ciekawie o nich opowiadać. Pan Andrzej zaczął uprawianie narciarstwa Andrzej Bachleda-Curuśprzed wojną i tak wspominał tamte lata: Pamiętam, w fisowym roku 1939 zjawiłem się na Kasprowym na Mistrzostwach Polski w narciarstwie, które odbywały się na "jedynce" (trasa "FIS I"). Chciałem wystartować mimo, że nigdy wcześniej nie jechałem na tej trasie. Start, pamiętam, był od dzwonu - jeszcze tylko wziąłem numer startowy, zdaje się, "156", był to jeden z ostatnich numerów i poszedłem na start. Startował ze mną Józek Marusarz. Jadę, najpierw na "pełny gaz" do tzw. "kociołka", potem zgubiłem trasę, musiałem kilkadziesiąt metrów podejść do góry i znowu byłem na trasie. Trawers na Myślenickie Turnie i w dół. Przyjechałem potwornie zmęczony, aż dostawałem skurczy, bo trasa miała ponad 4000 metrów. Potem za Turniami rzuciło mnie do "studni", nabrałem szybkości i siedząc na tyłach nart przejechałem linię mety. To była już naprawdę ostateczna determinacja i walka ponad moje możliwości. Był to dla mnie naprawdę wyczyn narciarski najwyższej klasy. Marzyło mu się narciarstwo w Zakopanem na poziomie jaki pamiętał sprzed wybuchu wojny, z czasów Stanisława Marusarza, który był jego wzorem. Marzył o nowych trasach narciarskich, mocnych klubach i szkoleniu młodzieży. Zawsze wydawał się człowiekiem niezniszczalnym, twardym, tym bardziej wiadomość o Jego odejściu była takim zaskoczeniem, mimo wcześniejszych informacji o chorobie. Odszedł cicho. Jakby niezauważenie, ale pamięć o człowieku, którego życie toczyło się pomiędzy muzyką a nartami, na zawsze pozostanie.
[strona=2]
Wspomnienie o Janie Bachledzie - Curusiu: "Pożegnanie mistrza nart..."

W sobotę 7 lutego 2009 r. zmarł Jan Bachleda-Curuś, „Jano, znany zakopiański narciarz, alpejczyk, olimpijczyk (1976 - Innsbruck). Dzisiaj Zakopane pożegna młodszego z braci Bachledów i jego ojca na Nowym Cmentarzu w Zakopanem, a ja chciałem pożegnać Go tekstem wspominającym karierę sportową i to przede wszystkim, jakim był człowiekiem.


Urodził się 19 kwietnia 1951 r. w Zakopanem, jeździł na nartach w barwach klubu SN PTT. Osiągnął świetne wyniki na alpejskich trasach: wielokrotnie mieścił się do czołowej "10" najlepszych alpejczyków świata, zdobywał tytuły akademickiego mistrza świata i medale na Spartakiadach Armii Zaprzyjaźnionych. Brawurowo jeździł na nartach, ale i samochodem (rekord trasy do Łysej Polany) oraz motocyklem. Oto historia drugiego wielkiego formatem narciarza z duetu Bachledów, którzy przebojowo, z fantazją i w zaiste góralskim stylu, weszli do czołówki narciarzy świata lat 70. Początkowo bardziej od nart Jan Bachleda-Curuśinteresował go motocykl i przyjemne uczucie szybkości. Potem jednak, zachęcony sukcesami brata, skłonił się w stronę nart. Po latach wspominał - gdyby nie Andrzej nie osiągnąłbym w narciarstwie wiele. Atmosferę sprzyjającą narciarstwu w domu tworzył ojciec, a także matka, ale to Andrzej wprowadził mnie do świata sportu. Ufałem mu bezgranicznie w każdej sprawie i dobrze na tym wyszedłem, choć wiele było takich chwil, kiedy się przeciw niemu buntowałem. Zwłaszcza wówczas, gdy nasze wyniki były zbliżone. Gdy osiągaliśmy podobne rezultaty, a on zawsze miał jakieś uwagi, mówił o błędach, jakie jeszcze popełniałem. Były to z pewnością uwagi słuszne! Obserwowałem wielu mistrzów narciarskich i zrozumiałem dobrze, jak cenią sobie taką pomoc. Już jako 17. letni junior startował w końcu lat 60. w mistrzostwach Polski i walczył o złoto z Bronisławem Trzebunią, Piotrem Lipowskim, Piratem-Jerzym Woyną-Orlewiczem i oczywiście ze swoim bratem. Już wtedy został zauważony przez Andrzeja Gąsienicę-Roja - trenera polskich alpejczyków, który tak się wyraził o jego stylu jazdy "Jasiek dobrze jeździ, jest mocny i dynamiczny". Po udanym dla Jana sezonie pisano w prasie sportowej "liczy się już nie tylko Ałuś".

W olimpijskim roku 1972 Jan i Andrzej byli w doskonałej formie. Tysiące przejechanych przed zawodami tyczek sprawiły, że dwaj Polacy zaskakują wysoką formą na najważniejszych zawodach Pucharu Świata. Styczeń 1972 r. Haus im Ennstal, niedaleko Schladming w Austriu. Na górze Hauser Kaibling trasa do biegu zjazdowego o długości 2650 m i 670 metrów różnicy wysokości. Na starcie zawodów pojawiło się 74 rywali z 9 krajów, w tym czołówki alpejczyków Austrii i Szwajcarii. Były to zawody jubileuszowe "Krummholzrennen", w których nagrodami były wyjątkowo piękne i duże puchary. Jan Bachleda jedzie na całego i z czasem 1 min. 39.33 zajmuje pierwsze miejsce! W niedzielnym slalomie specjalnym jest 2. za Norbertem Wenderem z Austrii. W Mayrhofen w Austrii, gdzie startuje znakomity Hiszpan F. Ochoa, Jan Bachleda wygrał slalom specjalny. W Borowcu był drugi za Papangełowem - a więc dogonił, pod względem wyników sportowych, swojego brata!
Mimo wyników Jan Bachleda nie znalazł się w reprezentacji Polski na igrzyska w Sapporo (1972). Jeśli chodzi o charakter to Jan był bardzo podobny do ojca, ostry i bez przysłowiowego owijania w bawełnę wypowiadający swoje poglądy. Taki był w życiu i na narciarskim stoku. Andrzej, podobny do matki, jest spokojniejszy, ale konsekwentny i uparcie dąży do wyznaczonego w swym życiu celu. Dwóch braci - dwa różne charaktery i światy, ale jedna wielka pasja, którą ich łączyła - narty, którym oddali większość swego życia. W 1972 r. dwóch Polaków: Jan Bachleda i Roman Dereziński, reprezentowało barwy Polski na Zimowej Uniwersjadzie w Lake Placid. Jan Bachleda zdobył tytuł akademickiego mistrza świata w slalomie gigancie. Na Uniwersjadzie w Szpindlerowym Młynie (1978) był drugi w slalomie.

Najważniejsze wyniki? Sporo ich. Na Pucharze Tyrolu, w Westendorfie, bracia Bachledowie byli w pierwszej piątce: Andrzej 1., a Jan 4. Na mistrzostwach Polski byli już bezkonkurencyjni. Po tych sukcesach Andrzej powiedział: „po dobrych wynikach jakie uzyskaliśmy kilka dni temu w Westendorfie, postanowiliśmy z bratem, że skoro jesteśmy w formie, to w Kitzbühel, spróbujemy powalczyć o punkty do Pucharu Świata - pojedziemy na całego!. I pojechali. 29 stycznia 1973 r. na słynnych "Hahnenkammrennen" w Kitzbühel - Andrzej był 3, Jan 7. W prasie ukazały się artykuły z pięknym i jakże wymownym tytułem: "Andrzej i Jan Bachledowie równają deski ze słynnym duetem braci Thoenich". Rok 1973 to także start na zawodach na Górze św. Anny w Quebecku, wygrał Thoeni, 5. był Jan Bachleda, a Andrzej 9. W Ga-Pa wygrywa "Pierrino" - Pierro Gros, 2. Thoeni, 4. był Jan Bachleda, który łamie dominację Włochów. W 1974 r. Jan Bachleda zbliżył się do czołówki świata i na zawodach w slalomie równoległym we włoskiej Val Gardenie pokonał Hintersera i spotkał się ze Stenmarkiem - najlepszym alpejczykiem w historii. W Pucharze Świata w 1974 w slalomie Jan Bachleda uplasował się na 9. miejscu. W 1975 r. był też 2. za Stenmarkiem w slalomie równoległym w St. Johann w Austrii. Za "wielką wodą", w Kanadzie, Jan Bachleda zajął 7. miejsce w zawodach Pucharu Świata rozegranych w Sun Valley w slalomie. Takich sukcesów było o wiele więcej, wymieniam tylko ważniejsze, a ich efektem jest kilkadziesiąt pięknych pucharów, zgromadzonych w rodzinnym domu Bachledów.

Jan Bachleda-Curuś reprezentował barwy Polski na Zimowych Igrzyskach w Innsbrucku (1976) na trasie Axamer Lizum do slalomu specjalnego. Zajął tam 11 miejsce. Trzeba podkreślić, że Jan Bachleda startował po kontuzji nogi, która z pewnością nie była w pełni sprawna. Dlatego zebrał szereg gratulacji od zawodników i działaczy. Jego wynik był najlepszym uzyskanym przez Polaka na Zimowych Igrzyskach w Innsbrucku. Wyniki sportowe Jana Bachledy-Curusia: narciarz-alpejczyk, klub SN PTT Zakopane. Olimpijczyk (1976- Innsbruck- 11. miejsce w slalomie specjalnym), uczestnik mistrzostw świata: 1970 - 47. w zjeździe, 42. w slalomie gigancie, 1978 - 30. w slalomie gigancie, mistrz Polski w konkurencjach alpejskich: w zjeździe (1971, 1973, 1974, 1976, 1978, 1979), slalomie (1969, 1971, 1973, 1974, 1977), slalomie gigancie (1970, 1973, 1974, 1978) i kombinacji alpejskiej ( 1970, 1973, 1974, 1977), akademicki mistrz świata w slalomie gigancie z Lake Placid (USA), srebrny medalista Pucharu Europy w slalomie w 1978. Wielokrotny medalista konkurencji alpejskich Spartakiad Armii Zaprzyjaźnionych. Po zakończeniu kariery wyjechał do Stanów Zjednoczonych i pracował przy trasach w Park City. W Zakopanem prowadził sklep sportowy.

Fotografie ze zbiorów rodziny Bachledów


Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (29765) komentarze: (16)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    Pożegnaliśmy śp. Andrzeja i Jana Bachledów-Curusiów

    Odeszli na niebieską grań...
    Wczoraj pożegnaliśmy śp. Andrzeja i Jana Bachledów-Curusiów. W Kościele pod wezwaniem Najświętszej Rodziny przy Krupówkach jeszcze raz zagrzmiał jak dzwon, odtworzony z płyty CD, głos Pana Andrzeja, znanego w Polsce i świecie tenora operowego. Tuż przed rozpoczęciem Mszy Św. śp. Andrzej i Jan Bachleda-Curusiowie zostali pośmiertnie odznaczeni Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego na wniosek senatora Tadeusza Skorupy. Odznaczenia zostały wręczone rodzinie przez Andrzeja Dudę - podsekretarza stanu w kancelarii Prezydenta RP. Potem odprowadziliśmy ich na zakopiański Nowy Cmentarz. Ponad 1500 osób wzięło udział w uroczystościach pogrzebowych. Całe Zakopane żegnało mistrzów nart i ludzi jakże zasłużonych dla naszego regionu. Burmistrzowie, starosta tatrzański, poseł Skalnej Ziemi, sportowcy, olimpijczycy, narciarze, działacze sportowi i przedstawiciele świata kultury, senatorowie i zwykli zakopiańczycy. Łączyliśmy się solidarnie z bólem Rodziny, jakże zasłużonej dla Podhala i Tatr, dla każdego z nas. "Ałuś", Andrzej Bachleda-Curuś nie krył łez i my też się z nimi nie kryliśmy. Zagrała muzyka góralska. W imieniu sportowców pożegnał Bachledów Władysław Gąsienica-Roj - honorowy prezes TZN, w imieniu Podhalan starosta Andrzej Gąsienica-Makowski. Na grobowcu spoczęły kwiaty, wieńce. Odeszli, ale tak jak w przypadku Mieczysława Karłowicza przypomina się znana sekwencja: "non omnis moriar" - "nie cały umarłem". Pozostały wspomnienia, płyty ze śpiewem Pana Andrzeja, wyniki Jana z zawodów Pucharu Świata i całe dobro, które po sobie zostawili, wykorzystując swoje liczne talenty. Dobry Bóg zesłał nawet opady gęstego śniegu, by godnie pożegnać mistrzów nart. Wierzymy też w to, że tam w Górze, jest taki niebiański Kasprowy Wierch, gdzie kiedyś, nie wiadomo kiedy, ale na pewno, spotkamy się z Andrzejem i Janem, by poszusować razem po niebiańskich stokach. Może nawet już niedługo. Odpoczywajcie w pokoju Bożym...

    *** Komentarz zmodyfikowany przez Moderatora(102), 2009-02-13 00:24:51 ***

  • czarnylis profesor

    Wszyscy kiedyś odchodzą, nawet tak charakterni ludzie jak Andrzej i Jan. Rodzinie składam kondolencje, a redakcji podziękowania za to, że mogłem się zapoznać z historią tych dwóch wybitnych i wszechstronnie uzdolnionych ludzi. Muszę przyznać iż wcześniej na ich temat miałem dość mgliste pojęcie.

  • anonim
    -

    Du Du
    Nie ma sprawy. Ja dziękuję Tadowi, że umieścił pożegnanie alpejczyków na portalu o skokach, przychylając się do mojej prośby:) Dzisiaj, mam taką nadzieję, całe Zakopane pożegna Bachledów: Andrzeja i Jana, smutek wielki w sercach, ale cóż, Pamięć pozostanie.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl