O tym słyszał nie każdy czyli wiosenna lekcja historii polskich skoków

  • 2015-05-06 11:49

Od początku istnienia naszego portalu staramy się prezentować artykuły ukazujące historię skoków narciarskich. Trudno bowiem mieć pełen, wyczerpujący obraz sytuacji odnośnie tej dyscypliny, kiedy nie zna się wielu jej historycznych kontekstów i aspektów. Dziś chcielibyśmy zaprezentować kilka "obrazków" z przeszłości polskich skoków. Przytoczone historie łączy to, że są to wydarzenia w różnym stopniu dla nas chwalebne, ciekawe, ale przede wszystkim mniej znane, rzadziej opisywane, nie często omawiane, a z wielu powodów warte przytoczenia.

W pogoni za rekordem świata

O słynnym pojedynku o rekord świata, jaki w 1935 roku na Velikance w Planicy stoczył Stanisław Marusarz z Norwegiem Raidarem Andersenem słyszał niemal każdy kibic skoków. Nie każdy jednak wie, że rekord globu mógł paść łupem któregoś z polskich skoczków już kilka lat wcześniej. W 1931 roku do Polskiego Związku Narciarskiego wpłynęło zaproszenia do wzięcia udziału w dużych międzynarodowych zawodach we włoskim Ponte di Legno. Na Półwysep Apeniński wybrało się trzech naszych zawodników: Stanisław Marusarz, Bronisław Czech i Karol Szostak. Cała wyprawa został przez PZN nie tyle zorganizowana co zaimprowizowana. Ekipa w daleką podróż wyruszyła pociągiem, jadąc dwa dni w wagonach trzeciej klasy z dwoma przesiadkami, a dotarła na miejsce później niż pozostałe reprezentacje. Mimo tych niedogodności cała trójka spisała się w mocno obsadzonych zawodach, obserwowanych przez 10-tysięczną publiczność, bardzo dobrze. Czech zajął drugie miejsce, Marusarz czwarte, a Szostak siódme. Gdy oficjalne zawody dobiegły końca, gospodarze nie ukrywali rozczarowania, że na ich dużej, pięknej skoczni nie padł rekord świata. Pamiętać należy, że w tym czasie panowała prawdziwa mania bicia światowego rekordu w długości skoku. Najpierw w 1930 roku w Szwajcarskiej Pontresinie Austriak, Adolph Badrutt uzyskał 75 metrów i tym samym pobił o dwa metry rekord należący od pięciu lat do Amerykanina Nelsa Nelsena. Następnie już w 1931 roku w norweskim Odnes na odległość 76,5 m. pofrunął Birger Ruud. Niedługo potem jego rodak, Alf Engen, w Salt Lake City o pół metra poprawił ten wynik, a 24 lutego tego roku inny z wikingów, Sigmund Ruud w Davos wyśrubował najlepszy światowy wynik do 81,5 m. Skocznia w Pontresinie była dużym jak na tamte czasy obiektem i istniała realna szansa na oddanie na niej skoku dłuższego niż 81,5 metra Ruuda. "Była to największa skocznia, jaką dotychczas widziałem" – pisał potem Marusarz w swoich wspomnieniach. Jej rekord wynosił 74 metry. Po zakończeniu zawodów Czech i Marusarz zgłosili chęć walki o nowy rekord. Skocznia z uwagi na niekorzystne warunki nie była perfekcyjnie przygotowana i nikt z pozostałych uczestników zawodów nie przystąpił do batalii o najlepszy wynik w historii. Jako pierwszy ruszył Czech i kapitalny lot zakończył na 79 metrze. Zakończył niestety upadkiem, wskutek którego stracił przytomność i doznał pęknięcia torebki stawu skokowego. Przerażeni Włosi ani myśleli w tej sytuacji dopuścić do skoku Marusarza, ale zakopiańczyk uparł się i postawił na swoim. Uzyskał 74 metry, niestety również upadł przy lądowaniu, na szczęście nie odniósł żadnych obrażeń. Gdyby nie te niefortunne upadki nasi hardzi górale nie poprzestaliby z pewnością na oddanych próbach i do skutku walczyli o rekord świata. Na wieczornym rozdaniu nagród organizatorzy mieli zamiar wręczyć Czechowi czek na 15 tysięcy lirów za pobicie rekordu skoczni, ale polski skoczek go nie przyjął. Cztery lata później Włosi doczekali się rekordu świata w Ponte di Legno. 17 marca 1935 roku, dwa dni po wspomnianej na wstępie batalii Marusarza z Andersenem na Velinkace, Szwajcar Fritz Keinersdorfer uzyskał odległość 99,5 m.

O skoczku, który utarł nosa nazistom

Jan Kula, był jednym z najzdolniejszych młodych polskich skoczków okresu bezpośrednio poprzedzającego wybuch II Wojny Światowej. Podczas rozegranych w Zakopanem w 1939 roku Mistrzostw Świata jako 17-latek zajął 11 miejsce w konkursie na Krokwi. W zawodach krajowych deptał po piętach samemu Stanisławowi Marusarzowi, co miało swoje odzwierciedlenie znaleźć w pewnym artykule prasowym zatytułowanym "Marusarzowi grozi Kula". Podczas wojny był najpierw kurierem, potem uczestniczył w kampanii francuskiej w 1940 roku, a po niej znalazł się w Szwajcarii, gdzie został internowany i walczył z poważną raną nogi. Przez moment groziła mu nawet amputacja, ostatecznie nogę uratowano. Zimą 1941 roku w szwajcarskim Arosa miał odbyć się duży konkurs skoków z udziałem niemieckich i szwajcarskich zawodników. Kuli udało się dostać przepustkę i wybrał się w charakterze widza obejrzeć na żywo swoją ukochaną dyscyplinę. Kilka dni wcześniej otrzymał nawet pozwolenie, by na tej skoczni oddać kilka skoków. Znał więc od "praktycznej" strony obiekt, na którym oglądać miał popisy czołowych skoczków z Niemiec i Szwajcarii. Po pierwszej serii zawodów w Arosa prowadził Josef Bradl, Mistrz Świata z Zakopanego z 1939 roku, z którym Kula zrobił sobie pamiątkową fotkę po rzeczonym konkursie. Półtorej punktu mniej uzyskał reprezentant Szwajcarii, za nim znalazło się trzech Niemców i kolejnych trzech Szwajcarów. Bradl po świetnym drugim skoku na 62 metry utrzymał prowadzenie i odniósł zwycięstwo w konkursie. Kula nie wytrzymał biernego obserwowania tego, co dzieje się na skoczni. Zgłosił organizatorom chęć pobicia, poza konkursem, rekordu obiektu, który wynosił 64 metry. Otrzymał pozwolenie i nie zaprzepaścił swojej szansy. W pięknym stylu uzyskał odległość 67 metrów. Euforia nie trwała jednak długo. By nie prowokować wściekłych Niemców i uniknąć ich nieprzyjemnej reakcji Kula zebrał się czym prędzej i wrócił do obozu dla internowanych, gdzie czekała na niego nagana.

Polnische Rekord Jaeger

Nie wszyscy wiedzą, że pierwszy triumf Polaka w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni mógł mieć miejsce na kilka dekad przed wystrzałem formy Adama Małysza. W sezonie 1963/64 bardzo bliski zwycięstwa w całej imprezie był "Beskidzki Jastrząb" z Buczkowic, Józef Przybyła. Na TCS w 1963 roku jechał jako młody, niedoświadczony skoczek. Jednak już w treningach przed konkursem w Oberstdorfie postraszył rywali oddając bardzo dalekie skoki, a w samych zawodach znalazł się na szóstym miejscu. W swych próbach uzyskał 72 i 74 metry i gdyby brać pod uwagę tylko uzyskane przez skoczków odległości zająłby trzecie miejsce, jednak jego skoki zostały nisko ocenione przez sędziów. W Garmisch Polak zajął trzecie miejsce, choć łączną długość skoków miał taką samą jak zwycięzca, Fin Kankkonen. Polak niewątpliwie był w gazie. W Innsbrucku także zajął trzecie miejsce, ustanawiając nowy rekord skoczni – 95,5 m. Problemem Przybyły nadal były niskie noty sędziowskie, bo i tym razem łączną długość skoków miał taką jak triumfator, którym znów był latający pięknie i daleko Kankkonen. Po trzech konkursach Polak zajmował drugie miejsce. Do prowadzącego w klasyfikacji Fina brakowało mu zaledwie 1,5 punktu, Kankkonenowi bowiem nie wyszedł pierwszy konkurs, gdzie za sprawą upadku znalazł się na 26 miejscu. Zanosiło się na sensację. W Bishofshofen w pierwszej serii Przybyła uzyskał 100 metrów i objął prowadzenie w Turnieju. Na zeskoku otrzymał specjalną odznakę "stumetrowca", gdyż jako pierwszy na tej skoczni osiągnął tę odległość. Niestety drugi skok Przybyły zakończył się upadkiem. Polak najechał na kamień na zeskoku, skutkiem czego sędziowie odjęli mu 30 punktów. Skoczek z Beskidów zajął w konkursie 41, a w klasyfikacji całej imprezy i tak świetne, siódme miejsce. Gdyby ustał skok na 90 metrów w drugiej serii znalazłby się na podium TCS, może nawet na jego najwyższym stopniu. Niemniej jednak wyczyny polskiego skoczka zrobiły duże wrażenie na niemieckich i austriackich mediach, które ochrzciły Przybyłę mianem "Polnische Rekord Jaeger" (polski łowca rekordów). Nie był to jedyny dobry występ Przybyły w Turnieju. Rok później w łącznej klasyfikacji dofrunął aż do piątego miejsca (w Innsbrucku zajął trzecią pozycję, choć skakał najdalej w konkursie), a w sezonie 1966/67 znalazł się na 9 pozycji.

Skoczek jednego konkursu

W latach 80-tych nieczęsto zdarzało się, by któryś z polskich skoczków poza Stanisławem Bobakiem i Piotrem Fijasem dostarczał polskim kibicom powodów do satysfakcji. Na 16 pucharowych podiów wywalczonych przez polskich skoczków w tamtej dekadzie 14 jest dziełem wyżej wymienionej dwójki. Kto poza tym znakomitym duetem polskich skoczków miał okazję poznać smak pucharowego podium? W marcu 1984 roku na trzecim miejscu konkurs Pucharu Świata w Planicy ukończył Janusz Malik, którego jednak bardzo krótką karierę sportową przerwał wypadek motocyklowy odniesiony dwa miesiące później. W 1985 roku trzecią pozycję wywalczył Tadeusz Fijas, młodszy bart Piotra i jest to jedno z najbardziej zagadkowych wydarzeń w historii polskich skoków, bowiem występ na Certaku był dla reprezentanta klubu BBTS Włókniarz Bielsko Biała pierwszym i ostatnim, w którym zdobył punkty do klasyfikacji generalnej PŚ. Mało tego, mimo że po tym sukcesie skakał jeszcze przez trzy lata, nigdy nie wystąpił już w konkursie Pucharu Świata. Do sezonu 1984/85 Fijas nie notował większych międzynarodowych sukcesów. Również i tamten sezon nie układał się dla niego nadzwyczajnie. Wystąpił w kilku konkursach Pucharu Europy, najlepsze, dziesiąte, miejsce zajmując w Villach. Mistrzostwa Świata w Seefeld kończył w szóstej i siódmej dziesiątce. 23 lutego 1985 roku skoczków w ramach Pucharu Świata gościł mamut w Harrachowie. Na ten jeden jedyny dzień w swojej karierze Tadeusz Fijas zamienił się w skoczka światowej klasy. W swoich próbach uzyskał 155, 139 i 169 metrów. W trzeciej serii ustanowił rekord Polski w długości skoku, poprawiając o jeden metr wynik swojego brata sprzed dwóch lat, uzyskany na tej samej skoczni. Łączna nota 345 pkt. dała mu trzecie miejsce ex-aequo z dwoma innymi zawodnikami, Czechosłowakiem Jirim Parmą i Norwegiem Joeranem Trondem Pedersenem i pozwoliła o zaledwie pół punktu wyprzedzić innego z reprezentantów gospodarzy, Frantiska Pustkę. Ów konkurs wygrał Norweg Ole Gunnar Fidjestoel, a drugą pozycję zajął dobrze znany kibicom skoków, reprezentujący wówczas Jugosławię, Miran Tepes. Jedna jaskółka, jaką był konkurs w Harrachowie nie uczyniła jednak wiosny w karierze Tadeusza Fijasa. Podczas rozegranych niespełna miesiąc później w Planicy Mistrzostw Świata w lotach, mogłoby się wtedy wydawać jego nowej specjalności, zajął dopiero 29 miejsce. Do końca swojej kariery niczym szczególnym się już nie wyróżnił, a po sezonie 1987/88 zakończył przygodę ze skokami.

Źródła:

Alfons Filar: "Laury na śniegu"
Stanisław Marusarz: "Na skoczniach Polski i świata"
Cezary Chlebowski: "Nocne szlaki"
Wojciech Szatkowski: "Od Marusarza do Małysza"

oraz źródła własne.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (10965) komentarze: (12)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • sheef profesor

    Artykuł oceniam jako bardzo dobry. Życzę autorowi więcej takich perełek. Poza tym fajnie dowiedzieć się czegoś nowego (jak np. o próbie bicia rekordu świata we Włoszech czy o historii Jana Kuli).

  • anonim
    @Marta

    A może, skoro już przeczytałaś chciałabyś odsprzedać? :)

  • anonim

    @Waleck
    Ja kupiłam ją na allegro 2 lata temu (kilka miesięcy po jej wydaniu). Faktycznie obecnie nigdzie jej nie ma.

  • Kolos profesor

    Artykuł jest ciekawy choć mi akurat wszystkie te historie są dobrze znane. Warto dodać że redakcja popełnia błąd przy Karolu Szostaku bo jego pełne nazwisko to " Gąsienica - Szostak"

  • znizin początkujący

    Przeczytałem z zaciekawieniem. Historia Jana Kuli to temat na film...

  • filip12345 stały bywalec

    Bardzo ciekawy artykuł. Fajnie tak sobie poczytać.

  • Adrian D. redaktor
    @detektyw

    Drogi detektywie! Gdybyś zadał sobie odrobinę trudu, zauważyłbyś, że artykuł ze sport.pl do którego podałeś link został w całości skopiowany z portalu skijumping.pl. Na pierwszej stronie artykułu jest podane źródło. Sport.pl pożyczył sobie cały artykuł z tego portalu, który ukazał się przed dwoma czy trzema sezonami i gdzie również, w trochę krótszej formie przywoływana była historia Przybyły.

    Krótko mówiąc - Scherlockiem to Ty nie zostaniesz :)
    Komentarz zmoderowany (Moderator nr:3936) / 2015-05-06 17:39:39

  • anonim
    ????

    przepraszam... źródła własne?

    http://www.sport.pl/skoki/56,65079,10885880,Polnische_Rekord_Jaeger,,3.html?v=1&obxx=10885880&order=najstarsze&pId=15607189

  • pepeleusz profesor

    jednym z kluczowym czynników 3 miejsca Tadeusza Fijasa była kadłubowa obsada konkursu

  • jakledw12 weteran

    Skoki narciarskie - przepiękny sport, z przebogatą tradycją i z przepiękną historią. Lepszego sportu jeszcze nie wymyślili.

  • anonim
    @Marta

    Brzmi fajnie, ale gdzie można ją nabyć, bo w żadnej księgarni internetowej jej nie ma.

  • anonim

    Do tego typu tematów polecam również książkę "Skoki narciarskie w Polsce w latach 1907-1939" Stanisława Zaborniaka. Prawdziwa skarbnica wiedzy:)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl