Ewolucja stylów w skokach narciarskich - cz. 1

  • 2006-06-01 23:02
[strona=1]

Motto niniejszego tekstu
"Skoczek narciarski szybujący w powietrzu jest jedynym na Ziemi obiektem godnym uwagi"

Wstęp

W dążeniu skoczków narciarskich do osiągania coraz większych odległości styl odegrał i odgrywa nadal niepoślednią, a nawet zasadniczą rolę. O stylach w skokach narciarskich, bo o nich będzie tutaj szerzej mowa, pisano już bardzo wiele, zarówno w literaturze krajowej, jak i zagranicznej. Pisali historycy sportu, fizycy, dziennikarze i jeszcze inni; pisali mądrze, słabo,Wielki stylista skoków Birger Ruud (Norwegia) przeciętnie, lub po prostu średnio. Pisali elaboraty na wiele stron i króciutkie artykuły. Ja piszę jeszcze krócej (no teraz na koniec pisania tekstu musze przyznać, że nie jest to krótki tekst -przyp. W.S), ku uciesze osoby, która jest korektorem tego tekstu (Annia?) i Tadeusz?)), ale też nie za krótko... bo temat jest wielce zajmujący i ciekawy. Będąc jednak w zgodzie z własnym sumieniem od razu mówię, że zawiedziony będzie ten, kto liczył na wyczerpanie tematu w 100. procentach. Dlatego proszę nie traktować tego skromnego raczej wywodu jako pracy stricte naukowej, lecz raczej potraktować go jako skromne popularnonaukowe dywagacje autora nad tym, co było w skokach, a raczej w stylach skoku narciarskiego kiedyś, jak jest teraz, a w niedalekiej przyszłości będzie. Jest to raczej przyczynek do tego niezmiernie ciekawego zagadnienia. No to tyle gwoli wprowadzenia. Życząc miłej lektury wszystkim Czytelnikom www.skijumping.pl liczę, że mój skromny wywód przyczyni się do zwiększenia ich wiedzy, co było moim głównym zamierzeniem. Wiem też, że wystawiam się także na ostry osąd tych, którzy lepiej się znają, i pewnie znajdą coś w tym tekście, czego brakuje: np. nazwisko jakiegoś zawodnika, czy jakiś konkurs, którego nie opisałem. Powiem jedno, temat który podjąłem w tym tekście jest zaiste przeogromny, dlatego jeszcze raz proszę o wyrozumiałość. Nie o wszystkich bowiem zawodnikach i konkursach mogłem napisać, by uniknąć po prostu nudy. Wybrałem więc po prostu z tego co mam w swoich zbiorach (a jest już tego niemało) to co najistotniejsze, ale jeszcze raz podkreślam, najistotniejsze moim zdaniem. Nazwiska znane, mniej znane i całkiem już zapomniane, a jak wiecie mam sentyment do dawnych czasów. Przy każdym z okresów w historii skoków starałem umieścić też informacje o zawodnikach polskich. Oczywiście tych najlepszych. Ten przyczynek niech będzie po prostu przyjemną lekturą. Dziękuję też z góry za uwagi, które niechybnie ten tekst wywoła.

[strona=2]

Pierwsze skoki narciarskie i pierwsze style...


Teraz przenieśmy się do uroczej doliny w Morgedal w Norwegii, w hrabstwie Telemark, gdzie pierwszy śnieg spada przeważnie w końcu września i jest w górach do końca marca, a piękne Norweżki (nie tak piękne jednak jak Polki - przyp. W.S) haftują swoim ukochanym kolorowe niebiesko-czerwono-białe wzorzyste swetry. Dolina Morgedal jest bowiem miejscem, gdzie powstały nowoczesne skoki narciarskie i nie może być tekstu bez informacji o młodych Skoki z dachu w Morgedal, miejscowości Sondre NordheimaNorwegach, którzy z wypiekami na twarzy skakali w przepaść w górach otaczających tę uroczą górską dolinę. Pierwsi, jeszcze w XIX wieku, "szlifowanie" techniki i dążenie do tego, by skoczyć jeszcze dalej, ale przede wszystkim piękniej, wprowadzili Norwegowie. Słynne było ich lądowanie telemarkiem, wywodzące się właśnie stamtąd, z hrabstwa Telemark. Jednym z pierwszych, którzy posiadł znakomite umiejętności techniczne był pionier narciarstwa w tym i skoków - Sondre Nordheim (1825-1897). Miał on wiele zasług dla udoskonalenia skoków. Skonstruował on nowy typ luźnego wiązania, który umożliwiał odrywanie pięty w locie i przy lądowaniu, i ułatwiał telemark (patrz fotografia). Wiązanie tego typu ułatwiało skoki (nawet z dachów chałup w Morgedal!). Nie kurczył on nogi w czasie lotu i lądowania, by nieco zamortyzować uderzenie o śnieg, lecz skakał wyprostowany. Niektórzy pisali, że był "sztywniakiem" (chodzi o styl skoku, nie charakter - przyp. W.S) Ten mieszkaniec Overbo w Dolinie Morgedal zwyciężył w zawodach w Christianii (dawna nazwa Oslo), i podobno zimą codziennie używał nart, ponieważ był z zawodu cieślą i robotnikiem leśnym. Doprowadził do znacznego wzrostu zainteresowania sportem narciarskim, w tym zwłaszcza skokami narciarskimi, wśród miejscowej młodzieży. Najdłuższy swój skok oddał na 30,5 m na Husebybakken. Było to w roku 1860. Przez ponad 30 lat był to rekord nie pobity przez żadnego ze skoczków.

Skok sławnego Nordheima wynosił podobno 30 metrów. Był to wyczyn przewyższający wszystko, co w tej dziedzinie widzieli współcześni mu Norwegowie. Wyczyn tym większy, że lądowanie po 30 metrach odbyło się z pieca na łeb, czyli - jak mówią narciarze - "na płaskie", przy czym zejście do płaskiego wynosiło - jak przypuszcza Nansen - 8, a może nawet 12 metrów1.



1 S. Zięba, Śladami dwóch desek, Kraków 1954, s. 316.



[strona=3]

Natomiast podczas zawodów na skoczni w Brunkenbergu w południowej Norwegii, Nordheim skoczył 19.5 metrów. Był to pierwszy oficjalny rekord świata w skokach narciarskich, podawany zresztą w wielu publikacjach fachowych. Podobno, dla doskonalenia techniki skoku, mieszkańcy Doliny Morgedal, gdzie mieszkał Nordheim, skakali z dachów swoich domów! Ponoć nawet z wysokości aż 10 m, a co ciekawe tradycja takich skoków powróciła ostatnio, o czym mówiła mi w Warszawie Dyrektor Muzeum Narciarstwa w Morgedal, pani Anne-Grethe Bakke. Mam jeszcze jedno spostrzeżenie dotyczące tych wyczynów, a mianowicie skoki z dachów wg mnie wyrabiały odwagę. Kto stał na nartach nad 10 - metrową przepaścią wie, że aby rzucić się w dół trzeba przełamać strach. A więc być może, te skoki "dachowe" nazwijmy je nieco kolokwialnie, dawały chłopcom zastrzyk odwagi do późniejszych długich skoków, a jak wiadomo skoczek, by wygrywać i skakać daleko, musi być bardzo odważny. Tak więc mieszkańcy uroczego Morgedal nawiązują do dawnych, dobrych tradycji. Siła norweskich zawodników tkwiła przede wszystkim w naturalności, czyli w podejściu do skoków nie jako wyczynu, lecz przyjemności. Skakali dla jak to się teraz mówi - dla FANU. Skakali na różnych skoczniach, w terenie, w górach, uprawiali slalom, jeździli między świerkami i bukami - w tej wszechstronności, niebywałej zresztą, widziałbym zalążki ich sukcesu i Sondre Nordheim rozbudził sportowe ambicje Norwegów znakomitego wyszkolenia technicznego. Ten kto próbował nart, doskonale wie, że wszechstronność w wieku nazwijmy to młodzieńczym (do ok. 16 lat) jest matką sukcesu w okresie seniorskim. Źródło sukcesów widzę też w fakcie drugim, a mianowicie, że w budowie obiektów wyprzedzili Norwegowie resztę Europy, mieli więcej skoczni i lepszych. Mieli też prekursorów jak Nordheim. Rola Sondre Nordheima polegała też na tym, że pokazał on światu (oprócz Norwegii przebywał w Stanach Zjednoczonych - przyp. W.S), że narciarstwo to wielka przyjemność, a przede wszystkim wprowadził doń zasady rywalizacji, czyli zalążki sportu do narciarskiej zabawy. Dlatego słusznie nazywany jest on "ojcem nowoczesnego narciarstwa". Sondre skakał świetnie, po takiej zaprawie, jak skakanie z dachów domów w Morgedal, nie ma się co dziwić. W roku 1866 wygrał zawody w skokach narciarskich w Ofte, Hoydalsmo, 15 km na zachód od Morgedal. Jak piszą autorzy książki o nim, to były pierwsze zawody w skokach, w których wręczono nagrody (ciekawe jakie?). Sondre wygrał nagrodę główną, a także nagrodę ekstra za jakość swojego skoku, która była ponoć nadzwyczajna2.
W załączeniu do tej części tekstu pokazuję zdjęcie Nordheima (podawano go także jako Norheim - przyp. W.S) i fotografię pokazującą skoki z dachów domostw mieszkańców Morgedal. Kolejnym z wielu Norwegów, który próbował skoków i nart był Fridtjof Nansen. Tak piękno skoku i Nordheima opisał świetny polarnik norweski i miłośnik narciarstwa - Fridtjof Nansen, który na nartach próbował dotrzeć do bieguna północnego:

Jeżeli chcemy wykonać skok wtedy trzeba wyszukać skocznię stworzoną przez naturę lub też zrobić ją ze śniegu. Przejeżdżając przez nią w szalonym pędzie można robić dłuższe i krótsze podróże powietrzne. Często przedłuża się skok, przedłużając rozbieg. Można w ten sposób fruwać przez powietrze 20 do 25 metrów, a istnieją narciarze, którzy potrafią skakać nawet i dalej. Wiemy o narciarzu z Telemark, Sondre Auersenie Nordheimie, że skoczył on ze skały i stanął na dole na obu nogach...Podczas szybowania przez powietrze jedni trzymają się prosto jak świeca, inni siadają w kucki. Jest w zwyczaju, iż skoczek znalazłszy się na dole wysuwa prawą nogę przed lewe kolano, jadąc dalej w szalonym tempie. Wielu upada po takiej powietrznej podróży... Skok wprawnego narciarza jest jednym z najdumniejszych widowisk, jakie istnieją na ziemi... Jeden skoczek szybuje w powietrzu lepiej niż inny, bardziej elegancko i widzowie wstrzymują dech w piersiach, czekając w napięciu aż znajdzie się on na dole. Witają go potem, gdy ma skok ustany, niekończącym się entuzjazmem. Gdy upadnie, czeka go huragan drwiącego śmiechu. Kto choć raz był świadkiem zawodów na Huseby koło Christianii, ten nigdy tego nie zapomni3.



2 Anne-Gry Blikom, Eivind Molde, Sondre Norheim - the father of modern skiing, Minot, North Dakota (Stany Zjednoczone), [data wyd. ok.1997].
3 Za: S. Zięba, Śladami dwóch desek, Kraków 1955, s. 313-314.
[strona=4]

Tyle Nansen. Pierwszymi, którzy próbowali skoków narciarskich byli więc Norwegowie. Ich technika, zwana "telemarkową" to ciało wyprostowane, a w powietrzu skoczek wykonywał "wiatrakowe" szybkie, ruchy ramion. Tak skakał nawet na zawodach w Oslo norweski następca tronu. Niektórzy podkurczali nogi przed lądowaniem albo w trakcie całego lotu (ten pierwszy etap trwał ponoć, jak twierdzi St. Zięba w książce Śladami dwóch desek, aż do 1895 r., na s. Jeden z braci Hemmestveit w skoku z laseczką w ręku316). Następnie rozwinął się styl telemarkowy (zwany też "telemarskim"), gdzieś od ok. 1900 r. Charakteryzowała go nadal wyprostowana sylwetka skoczka dziobami nart wiszącymi płasko lub nawet lekko skierowanymi ku dołowi. Potem słynni byli w skokowym świecie bracia Mikkel i Torjus Hemmestveit. Ciekawostka, na fotografii pokazującej Torjusa w skoku na skoczni w Red Wing w Stanach Zjednoczonych widać, że trzyma on w ręku niewielką ok. 1 m laskę (w prawej dłoni, patrz zdjęcie), co miało mu dodać gracji podczas lotu. To też taka stylowa sensacyjka z tamtych lat!!! Liczyła się więc nie tylko odległość, ale i gracja w locie! Bracia Torjus i Mikkel Hemmestveit skakali najpierw w Norwegii w Telemarku, potem za chlebem wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych - w roku 1891 Mikkel Hemmestveit był rekordzistą świata w Red Wing w USA - skoczył 31,1 m, na tych samych zawodach jego rekord poprawił jego brat Torjus - osiągnął 31,4 m, czyli skoki mierzono wówczas z dokładnością do 10 cm! (w stopach, czyli amer. standardzie, nie w metrach). Skoki z kijkiem narciarskim praktykował jeszcze przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych, czyli w latach 80. XIX wieku.
Niedługo potem w ich ślady poszli Szwedzi i Finowie, ale długo, bo na ponad 30 lat pozostali w tyle za Norwegami. Jedne z pierwszych zawodów w skokach narciarskich odbyły się ok. 1860 r. w Norwegii, niedaleko Oslo, na Husebybakken, a zawodnicy z Telemarku na długo byli niedościgłymi mistrzami długich narciarskich lotów, a zwłaszcza eleganckiego lądowania "telemarkiem", które do dzisiaj jest najwyżej oceniane przez sędziów. Byli świetnie wygimnastykowani, giętcy i szybcy. Natomiast pierwsza większa skocznia narciarska z prawdziwego zdarzenia w Norwegii została zbudowana w Holmenkollen. 31 stycznia 1892 r. rozegrano na niej pierwszy konkurs skoków, a pierwszym rekordzistą został Arne Ustvedt, który skoczył 21,5 metra. Skocznia ta jest używana do dzisiaj. Sukcesy i piękne technicznie skoki Norwegów były gorąco komentowane w całej Europie i poza jej granicami. Także w podzielonej zaborami Polsce. Z 1895 r. pochodzi pierwsza wzmianka o konkursie skoków w Holmenkollen (wzmianka ta pochodzi z połowy lutego 1895 r.)

Sławnym bywa w całej Skandynawii "Dzień Holmenkollen", czyli wyścigi w okolicach Krystianii, urządzane w styczniu lub lutym, gromadzące 10 do 15 tysięcy widzów. Tor biegnie lasem sosnowym spadzisto w dół i ma 160 m długości, w trzeciej zaś części znajduje się rodzaj muru sztucznego ze śniegu, ten mur muszą łyżwiarze przeskakiwać. Trzy razy każdy zapaśnik musi biec przez tor na dół i trzy razy przeskoczyć ów mur śniegowy; przeciętna długość skoku rozstrzyga o zwycięstwie. Dlatego też sędziowie konkursu stoją tuż na przeszkodzie. Na sygnał dany rogiem, zapaśnicy zwykle w liczbie 100 lub 110 w szeregu, puszczają się szybko na dół. Większość pędzi z pochyloną naprzód górną połową ciała, z głową wysuniętą, z oczyma utkwionymi w przeszkodę. Potem następuje szalone machanie rękami, odbicie od ziemi - i skok. Oklaskami witają widzowie każdy skok udany. Niestety tych skoków jest stosunkowo niewiele, jeden na dziesięciu zaledwie przeskoczyć zdoła ów mur śnieżny, mimo że są to wytrawni jeźdźcy. Skoki zwyczajne mają 16 do 18 m długości, ale trafiają się też i na 24 do 26 m4 .



4 S. Zięba, Śladami....s. 323. Sprawozdanie to zostało przepisane najprawdopodobniej z jakiejś zagranicznej gazety, jest trochę nieścisłe, gdyż w Holmenkollen nigdy jednocześnie nie skakało 100 lub 110 zawodników, bo byłoby to praktycznie niewykonalne - przyp. W.S. Niemniej jednak jest to prawdopodobnie pierwsza wzmianka o skokach narciarskich na ziemiach polskich. Tekst zacytowałem za publikacją Stanisława Zięby.

[strona=5]

 

W Szwecji zawody w skokach dla młodzieży przeprowadzono po raz pierwszy w 1877 r. Podobnie było w Finlandii. Na ponad 50 lat Finowie i Szwedzi oraz inne narody pozostały jednak w cieniu Norwegów, którzy byli mistrzami w skokach. Poza Skandynawią skoki najwcześniej znalazły uznanie w Austrii. Technikę jednak przez cały czaZawody w skokach na Kalatówkach (1911), fot. St. Zdybs podpatrywano od zawodników norweskich. Przede wszystkim podziwiano ich umiejętności akrobatyczne, wygimnastykowanie, czego jeszcze wtedy nie było w Europie poza Skandynawią.
Już w roku 1892 na zawodach narciarskich w Műrzzuschlag w Austrii rozegrano konkurs skoków. Sensację wzbudził w nim zwycięzca, piekarz Samson, z pochodzenia Norweg z Telemarken, który oddał skoki na 12 i 14 metrów. W tym samym czasie skoki zaczęły się cieszyć coraz większym zainteresowaniem w Szwajcarii i pozostałych krajach alpejskich. Gwałtowniejszy ich rozwój nastąpił po pierwszej wojnie światowej. Zmiany dotyczyły głównie stylu. Zaniechano więc z czasem skoków z podkurczonymi nogami, w stylu "opp-traeken", bardzo popularnych ongiś w Norwegii. Zaczął też stopniowo zanikać styl telemarkowy, zwiększało się za to wychylenie skoczka w powietrzu. W tym też okresie notujemy początki tej konkurencji w naszym kraju. Nasi skoczkowie, jak widać na zdjęciach, nadal skakali, wzorem najlepszych Norwegów, stylem "telemarkowym". Takie zdjęcia St. Zdyba z zawodów na Kalatówkach z 1911 r., znajdują się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego. O stylach dowiadywano się z literatury (głównie za sprawą narciarzy lwowskich). W Europie próbowano różnych stylów, także za Oceanem. Jeden ze skoczków norweskich założył w Stanach zjednoczonych cyrk narciarski, w ramach którego skakał na nartach przez słonie. No cóż, Amerykanie mają swoje fascynacje... Natomiast na "Starym Kontynencie", w szwajcarskim Davos odbyły się zawody, podczas których Norweg Harald Smith ustanowił kolejny rekord świata w skokach narciarskich. ByZawody w skokach na Kalatówkach (1911), fot. St. Zdybła to zawrotna odległość 48 metrów. Zawodnik skakał zupełnie nowym stylem - w czasie lotu narty miał proste, lecz wymachiwał rękoma, by dalej polecieć. Było to wtedy nowością na skoczniach. W 1916 roku inny Norweg, Anders Haugen, na skoczni w Steamboat Springs (USA) zadziwią wszystkich inną technika. Skoczył, prawdopodobnie jako pierwszy w historii, silnie pochylając się do przodu, narty trzymając równolegle i...ustanowił nowy rekord świata - 65 metrów. Styl Haugena przyjął się nadspodziewanie szybko. Już w kilka lat później stosowała go większość skoczków5 . To był styl sprzyjający osiąganiu wielkich odległości, a o to wtedy widzom coraz częściej chodziło. Skoki zaczynały zmieniać się powoli w sport wyczynowy. Słynny w Europie był Norweg Harald Smith, znany powszechnie z austriackich skoczni, zwłaszcza z Semmerlingu, który jako pierwszy uzyskał 45 m. zwiększały się odległości, ale pojawili się też zdolni skoczkowie z Austrii - Sepp Bildstein (w 1911 r. na skoczni w Bad Ausee osiągnął on 41 m), czy Niemiec Baader (w Ga-Pa osiągnął 41,5 m). Tak więc już nie tylko Norwegowie królowali na skoczniach Europy. Polacy dopiero zaczynali raczkować w tej dziedzinie, ale szybko okazali się zdolnymi uczniami. Już w 1908 r. w Sławsku rozegrano zawody w skokach narciarskich, a w 1913 r. zawodnik lwowski Jan Jarzyna wystartował po raz pierwszy w zawodach międzynarodowych w Raxie w Austrii. Taka była międzynarodowa inauguracja polskich skoków.

5 Tak podaje S. Zięba - przyp. W.S.

[strona=6]

W latach 20. styl skoków narciarskich zaczął się w związku z rozwojem sportów zimowych powoli zmieniać. Pojawia się styl aerodynamiczny. Ciekawe wnioski można wyciągnąć po przegrzebaniu starych archiwów. O ile nie nabawimy się jakiejś alergii od archaicznych pyłków, zgromadzonych między pradawnymi niemal kartami i zdjęciami, i o ile nie przywali nas archiwalna półka, to możemy co nieco podedukować. A więc. W archiwum SN PTT natrafiłem na zdjęcia ze skoków w Holmenkollen. Analiza zdjęć z konkursu "Holmenkollenrennene" z 1921 r. pozwala wyciągnąć, moim skromnym zdaniem, ciekawe wnioski. Obok skaczących starym stylem telemarkowym zawodników, pojawił się Narve Bonna, który zdecydowanie zwiększył w Skoczek norweski Amundsen - lata 20.stosunku do swoich reprezentacyjnych kolegów, wychylenie do przodu podczas skoku, a ręce miał ugięte w łokciach po wybiciu. Widać, że to zupełnie nowe skakanie. Większe, odważne wychylenie na narty. Pozostali Norwegowie: Oestby, Haug, Stromstad, Hoegvold - osiągnęli z pewnością krótsze odległości. Już na I. Zimowych Igrzyskach w Chamonix Norwegowie, zwłaszcza Bonna i Thams, zaprezentowali ten nowy styl skakania, zwany aerodynamicznym. Zwiększyli wychylenie ciała do przodu, zmniejszając jednocześnie częstotliwość pracy ramion w powietrzu, czyniąc te ruchy bardziej płynnymi. To dało efekty - Thams zdobył olimpijskie złoto, a Bonna srebro. Thams jednak rozpoczął już wtedy swój słynny pościg i "polowanie" na 70 m, zakończone ciężkim upadkiem na skoczni w Saint Moritz. Był najlepszym skoczkiem lat dwudziestych. Polscy skoczkowie: Franciszek Bujak i Andrzej Krzeptowski I dopiero się skoków uczyli, w nogach nie mieli nigdy więcej niż 30 m, a więc i o sukcesach mowy być nie mogło. Ciekawe jest zdjęcie w zbiorach klubu SN PTT 1907 Zakopane, pokazujące skok norweskiego trenera Bengta Simonsena na Krokwi w Zakopanem. Ewidentnie widać ułożenie nart skokowych w kształt litery V. Widać gapiów, którzy wpatrują się z namaszczeniem w Norwega, którzy skakał inaczej niż inni...Być może był to przypadek, ale ciekawy przypadek...być może pierwszy, użycia stylu "V" w locie.



[strona=7]

 

Górą nadal Norwegowie...

"Najlepszy skoczek świata - Tullin Thams w klasycznym skoku na skoczni w Holmenkollen" - podpis tej treści widnieje pod zdjęciem przedstawiającym zawodnika. To prawda, Thams był wówczas As lat 20 Jacob Tullin Thamsmistrzem nad mistrze, wielokrotnie przeskakiwał skocznie, co przypłacał ciężkimi upadkami i w konsekwencji musiał zrezygnować z tego sportu (uszkodzenie kręgosłupa). Jego styl był unowocześnieniem stylu telemarkowego i przekształceniu go w styl aerodynamiczny, w którym zawodnik bardzo mocno kładł się na skokówki, prowadząc narty równolegle, jedna obok drugiej, wykonując w powietrzu mniej ruchów okrężnych ramion niż zawodnicy skaczący stylem telemarkowym. Na zawodach w Holmenkollen Norwegowie wyczyniali prawdziwe cuda i wspinali się na absolutne wyżyny sportu narciarskiego: wygrał w 1929 r. skoki Tullin Thams6 , zdobywając "puchar pań" (znaczy to, że puchar fundowały Norweżki - przyp. W.S). Skakali wszyscy, skoczkowie "rasowi", kombinatorzy klasyczni, a nawet słynny biegacz, Lauritz Bergendahl (który był 4.), a konkurs zamknął skok potrójny (wykonany naraz przez 3 zawodników! sic! tak szerokie były wtedy tory najazdowe). Ciągle szukano nowych form: rewelacyjne wychylenia na skokówki prezentował wicemistrz olimpijski Narve Bonna i Landwick, Carlsen zwracał uwagę przesadnie wygiętym krzyżem, a spośród Polaków pod względem wychylenia przodował Stanisław Gąsienica-Sieczka. Thams jako pierwszy nie przesadzał z wygięciem ciała w locie, lecz za to majestatycznie szybował nad tysiącami kibiców, a granicę skoków przesunął do 70 m.
O tym jak przeprowadzano zawody w skokach narciarskich w Skandynawii (zawody przeprowadzono w Sztokholmie) świadczy następujący opis pióra ówczesnego prezesa PZN Aleksandra Bobkowskiego. Pokazuje on dobitnie to, jak dalece Skandynawowie, a zwłaszcza Norwegowie, pod względem stylu skoku narciarskiego wyprzedzili pozostałe państwa europejskie:

W 20 minut dochodzimy do miejsca. Olbrzymia wieża startowa, tor rozpędowy i próg na rusztowaniu Olbrzymia wieża startowa, tor rozpędowy i próg na rusztowaniu, zeskok na stoku naturalnym o pochyłości 31 stopni, a pole zatrzymania na olbrzymiej tafli jeziora czy zatoki. Wokół ogromne trybuny na kilka tysięcy osób, w środku zaś, najbliżej progu, loża królewska, do której przylega druga dla bardzo nielicznych przedstawicieli zagranicznych związków narciarskich. Widownia przepełniona dziesięciotysięcznym tłumem. Sygnał trąbki i pierwszy narciarz, Kanadyjczyk Lehan, odrywa się od startu na wysokiej wieży. Najwięksi mistrze w skokach, których fenomenalne wyczyny sportowe w formie 70-metrowych skoków raz po raz elektryzują świat cały, zjechali do Sztokholmu i oczekują na wieży swojej kolejki. Niedoskonałych skoków nie ma. Wszystkie skończone w formie, odbiegają od As lat 20 Jacob Tullin Thamssiebie jedynie stylem. U niektórych widać wysunięcie nogi omal w czasie całego lotu w powietrzu, sprawia to nieestetyczne wrażenie, zarazem obniża ocenę skoku. Przeważnie zdarza się to jednak u Szwedów, którzy przynajmniej tuż przed lądowaniem przygotowują się w ten sposób do zeskoku. Pięknym stylem wyróżniają się Norwegowie, z pośród których jednak Thams króluje. Opanowanie, spokój - zadziwiające. Żadnej sztywności, żadnego zbytniego naprężenia. Dwa powolne okrążenia miękko falującemi ramionami, postać bardzo nieznacznie zgięta w biodrach, silnie wprzód pochylona, w lądowaniu nie widać najmniejszego wysiłku. Skocznia zbudowana do skoków niedługich, tak, że najdłuższy skok stojący (chodzi o ustany - przyp. W.S) wynosił zaledwie 37 m, pozatem nastąpił jego skok, znacznie dłuższy, musiał zakończyć się upadkiem, skoczył bowiem już poza torem zeskoku, na przejściu w poziom. Byłoby rzeczą ciekawą do rozpatrzenia, czy przy skoku takim można stosować nienaruszalną zasadę oceny skoków z upadkiem. Szwedzi sami mieli poważne wątpliwości w tym względzie. Klasyfikacja wypadła jednak negatywnie tym razem, skoro zajął on zaledwie 9 miejsce w konkursie kombinowanym7 .



6Jacob Tallin Thams "Tulla" - ur. 7.04.1898 r. w Oslo, zm. 27.07.1954 r. w Oslo, jeden z najlepszych skoczków lat 20., łowca rekordów. Pierwszy mistrz olimpijski w skokach narciarskich, Jakob Tullin Thams urodził się w stolicy światowego narciarstwa, miejscu, gdzie skoki i konkurencje klasyczne narodziły się tak naprawdę - w Oslo. W Chamonix, na I Zimowych Igrzyskach Olimpijskich Thams był najlepszy. Przy dwóch równych i długich skokach na 49 m, oddanych w świetnym stylu, z notą 18.960 zwyciężył w olimpijskim konkursie na skoczni Le Bossons. Drugi był jego rodak, Narve Bonna (skoki na 47,5 i 49 m i nota 18.689), a trzeci pomyłkowo Norweg Thorleif Haug (skoki na 44 i 44,5 m i nota 18.000). Po latach brązowy medal przyznano Amerykanowi norweskiego pochodzenia Andersowi Haugenowi. Jak widać podium zdominowali zdecydowanie zawodnicy norwescy. Tak miało być przez następne 15 lat. W 1926 r. Thams był najlepszy na skoczni w Lahti podczas zawodów "FIS Races". Wygrał po skokach na 37 i 38,5 m i z notą 18.98, przed swym rodakiem, Otto Aesenem (skoki 37,5 i 37 m, nota 18.86) i kolejnym Norwegiem, Georgiem Oesterholtem (skoki 34,5 i 35 m, nota 18.00). W tym samym okresie, jako pierwszy na świecie przekroczył 70 m, stało się to na skoczni w Odnes. Charakteryzował się doskonałym stylem skoków, lekko przełamany w biodrach, z równo prowadzonymi nartami, elegancko szybował przez powietrze. Rekordzista skoczni w Holmenkollen - 1922 - 46 m. Po raz drugi na olimpiadzie Thams skakał na II Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w St. Moritz (1928). Słynne były w świecie sportu jego "polowania" na "siedemdziesiątkę". Podczas olimpijskiego konkursu Thmas miał na skoczni bardzo ciężki upadek po skoku w granicach 70 m. Norweskiego zawodnika wbiło w zeskok, wyrwało z wiązań. Zajął dopiero 28 miejsce. Po tym upadku i uszkodzeniu kręgosłupa Thams wycofał się z życia sportowego i nie odnosił później podobnych co wcześniej sukcesów w skokach narciarskich. Zwyciężył też na zawodach w Lahti 1926. Jako reprezentant Norwegi Thams wystąpił w Letnich Igrzyskach Olimpijskich... jako żeglarz. Należy więc do tych zawodników, którzy występowali zarówno w letnich, jak i zimowych igrzyskach olimpijskich. Zmarł 27 lipca 1954 r. w Oslo. Wyniki sportowe: olimpijczyk, 1924 - Chamonix - 1. skoki, Mistrzostwa Świata, zawody "FIS Races" - 1926 - Lahti - 1 skoki. Za medal olimpijski otrzymał tez złoty medal Federacji FIS.
7 Bob. (Aleksander Bobkowski), Igrzyska Północy (wrażenia ze Sztokholmu), w: "Narciarstwo Polskie", Kraków 1929, t.3. s. 85 - 89. Bobkowski był świetnym obserwatorem i jego uwagi zawarte w tym całym tekście dają bardzo wiele pierwszorzędnych informacji zarówno o stylu skoku w tym okresie, jak i budowie obiektów - przyp. W. S. Zachowano oryginalną pisownię z 1929 r.


[strona=8]

Pewne ciekawe informacje Bobkowskiego mówią też o tym jakie były tory rozbiegowe na skoczniach skandynawskich (podobnie pewnie było także na obiektach w Polsce), a więc:

Przy sposobności zwiedzania startu i toru rozpędowego, zapytywałem o cel włączania w ten tor na rusztowaniu pewnego sfalowania w środku toru. Wytłumaczono mi, że w ten sposób upodabnia się tor do naturalnego terenu, który zazwyczaj jest falisty, pozatem otrzymuje się mniejszy spadek w środku toru, który umożliwia narciarzom niższych klas startowanie z połowy toru8 .

Tak więc dowiadujemy się z tego akapitu o tym, że zawodnicy byli wtedy podzieleni na klasy: ci z klasy I, a więc najlepsi startowali z pełnego rozbiegu, a z II. i klasy tzw. starszych (powyżej 42 lat! - przyp. W.S) skakali z połowy rozbiegu. Po zawodach atrakcją było spotkanie z królem i uścisk jego dłoni, a także: - uroczyste rozdanie nagród przez następcę tronu, bankiet na 800 osób w "Złotej Sali", w końcu bal w sali ratuszowej niesłychanie wielkich rozmiarów, z udziałem około 1500 tańczących par, oto zakończenie Igrzysk Północy9. Zaiste, piękne to musiały być zawody. ZIO 1928 w St. Moritz pokazały dalszy rozwój stylu skoku. W trzecim tomie Narciarstwa Polskiego czytamy: - Styl jakiego nie powtórzy nikt...

"Siedemdziesiątka" nie padła, ale rozczarowanie słusznie nie było. Zobaczyliśmy bowiem kilka skoków, które niewątpliwie były wyrazem stylu i otwarciem nowych wspaniałych horyzontów dla skoków. Istota kilku tych skoków uszła być może szerokiemu ogółowi, ale nie powinna była ujść oku skoczków i znawców. Mamy na myśli skoki Andersena i Ruuda, dwóch Norwegów. Zdobyli oni pierwsze i drugie miejsca w konkursie i ogół twierdził, że zdobyli je słusznie. Tymczasem wartość ich skoków nie leżała tylko w zwycięstwie, które osiągnęli, gdyż ostatecznie zawsze ktoś zwycięża....Nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy styl skoków jest na przełomie. Stary gimnastyczny skok, nawet zmodyfikowany wielkiem wychyleniem do przodu jest na wymarciu. Skok aerodynamiczny, o którym wiele dotychczas mówiono był wywnioskowany teoretycznie i w ostatnich latach znalazł licznych zwolenników. Właściwie jednak w praktyce nie był on nigdy wykonany z nienaganną czystością i zawsze brakowało mu coś nieuchwytnego, coś co skok ten zbliżyło do obrazu planowania samolotu. Andersen i Ruud pokazali bezsprzecznie nowy skok. Opanowany do najdrobniejszych szczegółów , pełen wdzięku i zbliżenia się do ideału, skok ten nie jest zarazem pozbawiony siły i brawury, których jednak nie widać. Prowadzenie nart jest takie, że ma się wrażenie, jakby odgrywały one rolę płaszczyzn nośnych, skoczek przenosi je niejako z całą świadomością operowania niemi podczas lotu. Wychylenie ciała i cały jego układ robią wrażenie, że skoczek materializuje wprost nieuchwytną parabolę lotu. Nie ma szarpania ramionami, nie ma przesadnego złamania ciała, słowem odczuwa się prawdziwe i nowe wrażenie piękna skoku10 .



8 J. w
9 J. w.
10 S. Faecher, II. Olimpjada Zimowa w St. Moritz (11.- 19.02. 1928), w: "Narciarstwo Polskie", Kraków 1929, tom.3., s. 77-78.

[strona=9]

Spośród polskich zawodników dobrą klasę w St. Moritz prezentowali Rozmus i Sieczka, a przede wszystkim młody Bronisław Czech. W swoim stylu skakania zbliżali się oni do zawodników skandynawskich. Polacy byli czołówką wśród tzw. "środkowo-europejczyków" i zbliżali się do dobrej klasy norweskiej. Warto dodać, że już w 1928 r. na ZIO w St. Moritz nauka przyszła w sukurs dyscyplinom sportowym. Zbadano zawodników i okazało się, że najlepszej selekcji do biegów, kombinacji i skoków dokonali Norwegowie (na podstawie wysokości zawodnika, wielkości jego serca, wydolności płuc). To także świadczy o tym, że poziom dyscyplin zimowych, w tym także skoków narciarskich, znacznie się poprawił, a nauka zaczęła mieć odtąd coraz większe znaczenie i zastosowanie w tym co działo się na światowych trasach i skoczniach. Przykładem tego mogą być prace inż. Straumanna ze Szwajcarii, który udoskonalał w latach 20. i 30. profile skoczni, czyniąc je bardziej bezpiecznymi. To była kolejna skokowa rewolucja.


Wojciech Szatkowski, Muzeum Tatrzańskie
im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem
www.muzeumtatrzanskie.com.pl


Zdjęcia: ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, ze zbiorów Muzeum Narciarstwa w Kongsbergu (specjalne podziękowania dla p. Magne Bråtena), z archiwum MKOL, ze zbiorów p. Wojciecha Fortuny, z albumu ZIO 1936 (wyd. niemieckie), z albumu FIS 1989 z Lahti, z książki o Sondre Norheimie, Sondre Norheim - father of modern skiing, fot. Wojciech Szatkowski


Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (32686) komentarze: (50)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    Publikacje cd

    Polon

    Cieszę się, że sprawa publikacji tak Cię interesuje i próbujesz znaleźć rozwiązanie. Co do Jaśka Nieśpiałowskiego to ja nie mam nawet jego tekstu, więc nie mam co pokazać i komu, nawet o ten tekst nie prosiłem, gdyż Jasiek sam zabrał się do roboty jesli chodzi o jego pubnlikację, pokazał mi tylko RAZ ten tekst i tyle. Więc teraz lezy gdzieś w teczce.Tak to wygląda.

    Co do mojej książki "Gladiatorzy powietrza" to mam nadzieję, że ukaże się w przyszłym roku w grudniu cz.1 o polskich skokach, cz.2 w 2008 o skokach światowych i pewne zagadnienia oraz biografie będą publikowane na www.skijumping. Jednak zaznaczyć musze, że będą to wersje niepełne, skrócone, gdyż ujawnienie wszystkich kart mija się z celem z marketingowego punktu widzenia. Do książki będzie dołączona płyta CD ze zdjęciami, w sumie ok. 2500 zdjęć skoczków, tabele wyników, ZIO, MŚ, MŚ w lotach, MP i inne.Też szukam sponsora, ale widzę że Internet mi pomoże więc, jak wiesz przemycam na stronę pewne dane:).

    Pozdr.

  • anonim
    może tak?

    @Wojtek
    Jest jeszcze jedno rozwiązanie. Opłacić autora na portalu. Redakcja płaci i potem czerpie profity. Nie wiem, w jaki sposób, ale pozostawiam to inwencji @Tada. Jeśli rzecz jest wartościowa sponsorzy powinni sie znaleźć. A łatwiej ich znaleźć uruchamiając mechanizmy portalowe. Większe pole oddziaływania. Żeby to zrobic trzeba byc przekonanym do celowości swych działań. Zeby byc przekonanym trzeba znac przedmiot, na którym dokonujemy operacji. Wniosek: trzeba dac książke do przeczytania redaktorom. Moze sie skuszą. I tu masz pole do popisu. Pozdro.

  • Malyszomaniak profesor
    @W.S.

    Pozwolicie Wojtku Polon , że sie trochę nie zgodszę rozumię wysiłek jaki się wkłada w to co się robi ale coś mi mówi że bez pewnego rodzaju marketingu nie da się poprostu zaistnieć. Dlatego Wojtu wiele osób wie kim jesteś jak piszesz i że warto dzieki temu że prubke twojej twurczości maja okazje poznać. Dlatego fragmenty z przypisami i pewnym rodzajem zaciekawienia oraz reportażem czy też nawet wywiadem z danym autorem na temat jego pracy można wiele dobrego zrobić. A przedewszystkim pomóc propagować i zachęcać do zaistnienia takiej publikacji już na poważne w wydawnictwie.

    Dlatego uwarzam ze fragmenty czy też reportaż lub wywiad z autorem przybliżył by nam to co może nas czekać gdyby się wydawca znalazł. Chodzi tu o przybliżenie osoby autora jak i tego nad czym pracuje przybliżając nam to co może nas czekać .

    Tajemniczość daje lepsze efekty niż rozwianie tej tajemnicy ale aby zaistniała musi się dać odrobinę poznać.

    Jak to się mówi nagość która jest załoniona jest bardziej atrakcyjna niżeli całkowita bez ani jednego rąbka tajemnicy.

    Tak wiec bedę dalej lobbował na żecz przybliżenia nam tego wspaniałego dzieła które może nas czekać zarówno twoich jak i tego o którym mówimy.

  • anonim
    Publikacje

    @Polon

    Według mnie masz absolutną rację i zgadzam się z tym, że publikowanie takiego opracowania za darmo nie jest dobre. Mija się z celem. Publikowanie części pracy też nie ma sensu, bo zdradzazamysł Autora. Ja działam podobnie. To co jest na www.skijumping, to tylko popularne wersje tego co zostało opracowane w sposób bardziej naukowy - innej rady nie ma, nie ma też co od razu odkrywać wszystkich kart, nieprawdaż:)))

    A co do mnie to za rok ukaże się książka "Gladiatorzy powietrza", mam nadzieję że okaże się podobnym "hiciorem" jak opracowanie Jaśka:)) Chciałbym aby jego opracowanie także jaknajszybciej ujrzało światło dzienne. Już teraz zapraszam.

  • anonim
    sorry panie autorze

    Zdaje sie, że przekręciłem nazwisko autora tego ciekawego opracowania. Niniejszym komunikuję, że niechcący.

  • anonim
    nic za darmo - zgoda

    @Wojtek
    Zupełnie rozumiem pana Nieśpałowskiego. I byłbym zdziwiony, gdyby to za friko opublikował. Choc nie zaprzeczam, że chciałbym zobaczyć taką oryginalną pracę, zapewne unikalną w swiecie słupków i wykresów.
    Prawdę mówiąc nie szanowałby siebie, gdyby to opublikował za nic. Za dużo to kosztowało wysiłku jego i pewnie rodzinę także.
    Gdyby jednak okazało sie, że znajdzie sie w koncu wydawca to myslę, że nieco później, po zaspokojeniu pierwszego głodu czytelniczej braci, pan Jan mógłby tu swoją pracę opublikować.
    Mimo, że opierałby sie tylko na faktach, mitów nam szczędząc i zostawiając odpowiedniej redakcji.
    Życząc panu Nieśpałowskiemu szybkiego znalezienia sponsora zdaję sobie sprawę, że moja postawa nie jest bezinteresowna. Ale wystarczająco byłem bezinteresowny do tej pory.
    W każdym razie @Wojtku trzymaj ręke na pulsie. Czekamy. Przynajmniej ja.

  • anonim
    Publikowanie

    @Małyszomaniak

    No cóż, nie mogę autorytatywnie stwierdzić czy tak czy też nie i czy Jasiek Nieśpiałowski chciałby opublikować nawet fragmenty tekstu, oby tak:))))Jednak praca 2-letnia to ogrom starań, które należy uszanować, może uda mu się to opublikować w formie książki, wtedy sytuacja jest inna.

    Ja też puszczam na skijumping.pl niepełne wersje swoich tekstów, lecz wersję skróconą bez dużej ilości przypisów i odnośników, po prostu krótszą. Tę "pełną" szykuję do publikacji, za które mi płacą. No tak jest myślę, że mnie rozumiesz. Taka np. publikacja o stylach to miesiąc mojej pracy (około), nie mówię już o wiedzy i umiejętności korzystania ze źródeł, dostępie do źródeł, to kwerendy i żmudna praca,to w sumie duża praca i dlatego nawet ta wersja jest "okrojona", a tę pełną szykuję do druku w jakimś Wydanictwie.

    Internet powoduje też to iż wiele osób korzysta z moich ustaleń (czy cziychś ustaleń), nie podając źródła skąd zaczerpnął te informacje, czyli uważając je za swoje. To też jest przyczyna, że nauka nie otwiera się tak na Internet jakby było mozna. Plagiaty, spisywania z kogoś, to robi się powszechne i to jest groźny i niechlubny proceder. Jak wiesz ja pisząc tekst staram się zawsze w przypisie podać od kogo pochodza inf. o ile nie są moje. Ale wielu tego nie robi, o czym przekonałem się wielokrotnie.Moje teksty, zdjęcia widziałem już w tylu miejscach, że wolę mieć nad tym kontrolę:)))

  • Malyszomaniak profesor
    W.S.

    Drogi Wojtku może jednak dało by się przekonać autora że fragmenty tejże publikacji mogły by się ukazać na tej stronie . Rozumie że dwa lata pracy to spory wysiłek ale może w ten sposób można zwiększyć popularność i zachęcić wydawców. Chodzi tu o publikacje fragmentów jako swoistą reklamę i promocję całości.

    Cuż spytać i przekonywać nie zaszkodzi :) .

  • anonim
    Odpowiedzi

    @Mada, Małyszomaniak, Polon i pozostali Forumowicze

    Bardzo dziękuję znowu za ciekawe stwierdzenia, takie same listy i opinie pod tekstem. Druga jego część będzie dostępna już w piątek wieczorem, o ile Tadeusz zdąży, a ja wyrobię się z korektą, która zajmuje jednak mnóstwo czasu:)) Tak więc „dwójka” jeszcze w tym tygodniu.

    Co do wydania pracy Jasia Nieśpiałowskiego na WWW.skijumping.pl to nie wchodzi ona na razie w grę. Jasiek poświecił na nią 2 lata i chciałby dostać honorarium pieniężne, co ja rozumiem i szanuję. Mało jest bowiem takich szaleńców którzy publikują swoje prace w Internecie „pro publico bono”:)). Ale robię to bo lubię. Jak tylko ukaże się drukiem to z pewnością opublikuje ją Jasiek na skijumping. Jeśli go tylko namówię.

    Mada, strasznie dziękuję Ci za to, że przywołałaś słowa Gałczyńskiego, po pierwsze to miłe, że ktoś jeszcze czyta Gałczyńskiego, a cytat jest piękny. No właśnie, chcielibyśmy u siebie, w Polsce normalnie żyć, normalnie, tj. bez obaw o jutro naszych rodzin, bliskich, Polski. A obawy rosną. Mam głębokie przekonanie, że jednak przyszłości nie możemy się obawiać, lecz stawić jej czoła. I stawimy. Stawiamy im czoła codziennie. Wtedy sprawdzamy się jakimi jesteśmy:)) Nie gorzej niż na skoczni, nie gorzej niż na Mt. Evereście, czy przy minus 50 stopniowym mrozie Antarktydy.

    Pozdrawiam. Wojtek

  • anonim
    gorący temat i tacit mask

    @Wojtek
    Zgadzam się z opinią, że wydanie na portalu tej ksiązki byłoby, przynajmniej dla nas , forumowiczów, czymś niezwykłym. Jeżeli autorowi zależy na popularyzacji swej pozycji, to nic, tylko drukować. My na pewno z chęcią to przyjmiemy.
    Zarozumiale wystapiłem w imieniu wszystkich, ale myslę, że mnie poprą.
    A autorowi przysporzy na pewno zwolenników. Przynajmniej tyle.
    Z innej beczki.
    @Mada
    Jest jeszcze coś takiego jak tłumaczenie wolne. To raz. Jak pojawiłem sie tu, na portalu, to pojęcie "Mruk" juz wśród ludu piszącego funkcjonowało. To dwa.
    Rozumiem, że tego, że nie jestem wielbłądem nie muszę juz udowadniać.

  • Malyszomaniak profesor
    @W.S.

    Drogi Wojtku. Nie czekaj :) Przekonaj swojego kolegę by miast walczyć z wiatrakami , Wykorzystał jedyne wolne medium jakim jest Internet z adnotacjami o prawach autorskich niech fragmenty lub też skrót opracowania swojego autorstwa zamieścił na tejże stronie każdy sposób na popularyzacje jak powiadasz świetnego opracowania jest dobry. Mysle że da sie przekonać i w ten sposób dotrze do szerszej liczby ludzi walcząc o swój punkt widzenia dotrze do ludzi fanów i czytelników tam gdzie jego cel . A cel nie musi się osiągać przez zrzeszenia takie jak FIS a można po przez popularyzacje tezy. Można również taką liste którą wymyślił i opracował ów znajomy nazwać i wprowadzić w rzycie najpierw tutaj na portalu może potem na szerszej arenie nie rezygnując z FISu można zawsze prubować zpopularyzować taki sposób przedstawiania skoczka wszech czasów.


    Co do moich opini musze stwierdzić iż możliwości zdobycia 3 medali na IO nie świadczą o tym że taki dajmy na to Rud by je zdobył gdyby miał 3 skoki . Tak więc jeśli ktoś zdobył na 3 możliwości 3 medale to nie można powiedzieć że jest to to samo co zdobycie 1 medalu na jedną możliwość. Trudniej zdobyć 3 medale w 3 konkursach na IO niż jeden medal nawet jeśli był by to jeden konkurs na IO.

    Chętnie pewnie sporo osób podyskutowało by na temat tegoż sposobu liczenia. To bardzo ciekawe i wciągające.

    Tak więc Wojtku do dzieła trzeba przekonać najpierw twórce by zmieniac materię :).

  • Mada stały bywalec
    @Polon


    W miarę wolnego czasu "szperam" trochę w archiwum, przegladając nie tylko newsy, ale również komentarze pod nimi. Nie musisz mnie do tego jakoś specjalnie namawiać.

    Mam w domu kilka słowników angielsko-polskich. Specjalnie sprawdziłam. W żadnym z nich słowo "Mask" nie jest tłumaczone jako "Mruk".

    No chyba, że Janne ma jeszcze inny pseudonim, o którym nie wiem.

  • Piotrek z Siedlec bywalec
    gfdgfg

    Kiedy dalsza część [ ... ]

  • anonim
    Mruk i Mruk

    @Mada
    Czyzby chodziło Ci o Mruka?
    Rozumiem, że napisałaś to w nieswiadomości. Gdybyś znała treść moich postów dotyczących tej postaci nigdy by Ci do głowy nie przyszło, że to może byc z mojej strony jakakolwiek próba obniżania wartości tego wybitnego sportowca. Nie chcę tu sobie u Ciebie robić zadnej autoreklamy, ale gdybys zadała sobie kiedys trud przeczytania moich, przynajmniej kilkunastu, komentarzy poswieconych temu zawodnikowi, przekonasz się jak wielce go cenię.
    I tu dochodzimy do sedna sprawy. To samo słowo w róznych ustach albo, inaczej pisząc, pod różnymi palcami ma diametralnie różne znaczenie.
    Jesli o Finie piszę ja i piszę "Mruk" to mozna miec pewność, że nie ma w tym nic pejoratywnego a pseudonim jest uzyty tylko dlatego, że tak sie go po prostu w obiegu nazywa i po to, żeby dwa razy nie pisac Ahonen lub Fin. Jak "Mruk" napisze @Indor to mozna miec wątpliwości czy aby nie robi tego w określonym celu. W tym wypadku akurat robi. I wtedy można się z tym nie zgadzać.
    Choć jeśli chodzi o mnie, mimo że jestem wielkim fanem Aho, ciągła jego krytyka ze strony jego przeciwników, w tym np. @Indora, w ogóle mnie nie drazni. Uważam, że mają do tego prawo. Również wtedy, gdy nazywają go Mrukiem.
    A swoją drogą taki np. Jarosław Kaczyński to pewnie marzy, żeby co niektórzy krytykowali go w taki sposób i takimi metodami jak to np. robi @Indor w stosunku do Janne I Wielkiego.
    Nie kazdy ma tyle szczęścia co Ahonen. Niestety.

  • tomek stały bywalec

    Ja na "Mleko" się wybieram i postaram się dorzucić jakąś cegiełkę jeśli chodzi o specjalny doping dla Mateusza. Ten konkurs to dla niego bardzo wielka szansa (rok temu mimo dobrych prób na treningach spalił się w konkursie, najwyższy czas aby się zrewanżował). Mam nadzieję, że znajdzie się więcej takich jak ja i również się przyłączą.

    Pozdrawiam!

  • anonim
    Bonus do artykułu znaleziony w szafie:))))

    Kochani, ależ cuda się zdarzają, jestem w pracy, sięgnąłem do szafy, i znalazłem wypowiedź Leszka Pawłowskiego, pierwszego mistrza Polski z 1920 r. w skokach. Skakano na skoczni zbudowanej przez SN TT na Chycówce (lub Hyclówce) miała ok. 20 m rozbiegu, i niecałe 30 m zeskoku o 25% nachylenia, a jej budowa trwała 2-3 dni przed zawodami.

    Oto ona:

    - W konkursie skoków zwycięstwo przypało mnie. I chociaż w porównaniu z dzisiejszymi , skromny to był wynik, dumny jestem do dziś z tego tytułu mistrza Polski roku 1920. Skakalismy wówczas na nieprofilowanej skoczni, z kijkami w rękach, wyprostowani. Za pochylenie się - sędziowie odejmowali punkty karne. Pierwszy, który złamał się był dopiero w 1924 r. Norweg Tullin Thams, dając początek stylowi aerodynamicznemu.Dla nas sport był przede wszystkim przyjemnością. takim też pozostanie w mojej pamięci. trening nie kojarzył się z ciężka pracą i przytłaczającym obowiązkiem, jak to można usłyszeć od obecnych zawodników. nawet takie asy jak Bronisław czech czy Staszek marusarz, których pamiętam od dzieciństwa, szli na trening, jak na wielką zabawę

  • anonim
    mleczny doping?

    Byłby to niewątpliwie oryginalny wkład Polski w rozwój dopingu. Trzeba kuć zelazo póki gorące, póki mleko nie jest jeszcze na oficjalnej liście zakazanych srodków dopingujących. Bo jesliby było to akurat naszych na pewno FIS będzie scisle kontrolował. Jak przed Lake City. Co do np. Niemców i Austriaków to juz nie mam tej pewności.

  • anonim
    Doping na mleku...

    W czasie zawodów "Doskonałego mleka" mam cos niecoś powiedzieć o historii klubu "Wisła" Zakopane, więc mocno zaakcentuję, że wspieramy Mateusza:)) Natomiast kibice powinni zaszaleć i mocno go zdopingować:)) żeby poleciał.

  • anonim

    Wiem , że to nie miejsce akurat na takie komentarze , ze tu jest art. Wojtka , naszego Mistrza Pióra ,

    ale mam pomysl ,
    niedlugo Puchar Mleka :)) czy mozna by tam w Zakopanem zorganizować dla Mateusza jakis specjalny doping ?? mam na mysli tu kibiców , za nim ktos znów wpadnie na jakis nie powazny pomysl :)
    kiedy Mateusz zasiądzie na belce , na dole rolegnie się okrzyk tlumu kibiców ,
    " Mateusz Leeeeććććć " !!!!
    a potem nagrodzic go gorącymi brawami, tak jak to robia kibice w stosunku do Adaska , oczywiście nie pomijając i jego :)))

    Wojtku ! moze masz jakiś pomysł? niech Mateusz wie , ze ludzie wirza wciąż w niego !

  • anonim
    @Wojtek

    Tych co wierzą w Mateusz jest wielu na tym forum.
    Jemu potrzebne jest wsparcie(i ma go w nas) i pomoc fachowców, by mógł znów latać daleko. Będąc blisko kadr i trenując z nimi, wierzę,że tę pomoc otrzyma!
    Nie zapominajmy jednak,że obok Mateusza są jeszcze inni: Paweł Urbański i Wojtek Topór (srebrni medaliści z MŚJ z Rovaniemi) i ich też nie można odsunąć na dalszy tor skokowych aren.
    To oni dostali od losu (i FIS) szansę, by ponownie nas reprezentować. Czy PZN pomysli o stworzeniu im odpowiednich warunków do treningu ?

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl