Legierski Jan - Teraz wybrałbym chyba kolarstwo

  • 2002-10-25 21:20
[strona=1]
"Teraz wybrałbym chyba kolarstwo..." - Jan Legierski


W historii polskiego narciarstwa pozostanie jednym z największych talentów. Podczas najważniejszych na świecie zawodów w kombinacji norweskiej zawsze był w czołówce, wielokrotnie stawał na ich podium. Wygrywał rywalizację w wielkim stylu, deklasując nieraz rywali. Zwłaszcza na trasie biegów do kombinacji dawał z siebie wszystko. Obecnie Jan Legierski mieszka w Wiśle i jest restauratorem. Mówi: -"gdyby czas się cofnął, wybrałbym sport, tylko chyba nie tę dyscyplinę,którą uprawiałem - kombinację norweską. Jest ona bardzo trudna i mało popularna. Wybrałbym zdecydowanie kolarstwo, któremu teraz amatorsko się oddaję"

Urodził się 10 marca 1952 r. w górskiej miejscowości Koniaków. Pochodził z usportowionej rodziny, a jego ojciec, Franciszek był dobrym w latach trzydziestych biegaczem narciarskim. W Koniakowie; pięknej, położonej w górach wiosce, najczęściej spotykane nazwiska to Legierski, Kawulok i Haratyk. Górale koniakowscy, zahartowani w ostrym klimacie i ciężkiej pracy fizycznej mieli zamiłowanie do nart. Właśnie "Janiczek", jak od nim mówiono od małego, miał rozsławiać imię tej wioski na międzynarodowych narciarskich arenach. Od małego "palił się" do nart, wykorzystując niemal każdą wolną chwilę do ich uprawiania. Wspomina: "- Gdy rozpocząłem naukę w szkole podstawowej w Koniakowie to zimą zawsze chodziłem do niej na nartach. Byłem mały, ale silny i wytrzymały. Jego marzenia znalazły poparcie u dyrektora tamtejszej szkoły Jana Kukuczki, który popierał narciarskie pasje i poczynania oraz nauczyciela wychowania fizycznego Jana Śleziaka, który wtajemniczał dzieci w arkana narciarskich".

Niedługo po osiągnięciu pierwszych sukcesów przyjęto go do klubu GKS "Katowice". Sekcję narciarską tego klubu przejął ROW Rybnik. I w Koniakowie rozpoczynał się rozwój dyscyplin zimowych. Na górującej nad wsią Ochodzitej aż roiło się od narciarzy, powstały terenowe skocznie. Z czasem pojawił się w tej beskidzkiej miejscowości niepowtarzalny człowiek, znakomity fachowiec i trener narciarstwa - Leopold Tajner. Młody, niezwykle pracowity chłopak od razu spodobał się Tajnerowi. Ten od razu poznał, że ma do czynienia z dużym talentem. Legierski wybrał konkurencję trudną, wymagającą lat treningu, samozaparcia, ale od początków historii narciarstwa zwaną "królewską" - kombinację norweską. Lubił skakać i po latach wspomina: - Skoki nie sprawiałymi żadnego problemu, a w powietrzu czułem się jak ptak. Biegał zawsze wspaniale. Już pierwsze starty w kategorii juniorów pokazały jakiej klasy jest zawodnikiem. Legierski zdobył cztery tytuły mistrza i trzy wicemistrza Polski w kombinacji norweskiej. Był to więc materiał na zawodnika światowej klasy. Prowadzony właściwie od początku kariery ambitny chłopak z Koniakowa piął się systematycznie po szczebach zawodniczej kariery. Aż na sam jej szczyt.

Droga do światowej czołówki

 

W 1969 r., jako siedemnastoletni junior, po serii kwalifikacji w kraju, wyjechał na pierwszy start zagraniczny na Mistrzostwa Europy w Bollnaes w Szwecji. Tam spotkała go przykra niespodzianka. Okazało się bowiem, że nie zabrano dla niego sprzętu - nart biegowych i skokowych! Po wielkich trudnościach zmontowano "biegówki". Natomiast narty do skoków pożyczył mu od jednego z zawodników fińskich trener polskich skoczków Janusz Fortecki. Na pożyczonym sprzęcie Legierski był najlepszy z Polaków i zajął piąte miejsce. Dzięki temu wynikowi w 1970 r. został przyjęty do kadry narodowej. Należeli do niej doświadczeni i bardzo utytuowani zawodnicy: Jan Kawulok, Józef Daniel-Gąsienica, Erwin Fiedor, Józef Fiedor, a z młodszych Kazimierz Długopolski. [strona=2]

Biegał z ręką w gipsie...

 

W rok później był już jednym z najlepszych na świecie, gdyż na Mistrzostwach Europy juniorów w niemieckim Nasselwang, zdobył srebrny medal . Uległ tylko Ulrichowi Wehlingowi z NRD. Między tymi dwoma zawodnikami doszło do morderczej walki w biegu na 10 km. Po pięciu kilometrach trasy z niewielką przewagą prowadził Legierski. Jednak Wehling zmobilizował się i na ostanich kilometrach dał z siebie wszystko i pokonał zadziornego Polaka o niecałe trzy sekundy. Legierski zdobył więc tytuł wicemistrzowski. O tym jakiej klasy był to wynik niech świadczy fakt, że na Zimowych Igrzyskach w Sapporo Wehling został złotym medalistą olimpijskim. A Legierski? Nie pojechał na olimpiadę gdyż 11 stycznia 1972 r., podczas treningu na Krokwi w Zakopanem, miał upadek i pękł mu obojczyk. Dlatego, wiedząc, że już nie pojedzie na olimpiadę, jako cel wyznaczył sobie start w Mistrzostwach Europy. Miałysie one tym razem odbyć w Tarvisio we Włoszech. Trenował biegając tylko z jednym kijkiem, drugą rękę miał przecież w gipsie. Oczywiście nie oddawał żadnych skoków. Lekarze nie dawali mu nadziei na jakikolwiek start w tamtym sezonie. Legierski się tymi "proroctwami" zupełnie nie przejmował. Chciał startować i wrócić do kadry. To był jego główny cel.

Nie była to jednak tak prosta sprawa, aby dostać się do reprezentacji. Po prostu niebardzowierzano, aby zaraz po zdjęciu gipsu Janek mógł być na tyle sprawny, aby uczestniczyć w tak poważnych zawodach. Najpierw mówiono mu, że w ogólena żadne mistrzostwa nie pojedzie, ale ostatecznie dano mu jedną szansę: musi co najmniej raz skoczyć na Średniej Krokwi. Chocdziło o to, aby sprawdzić to czy da sobie jakoś radę w tej konkurencji. Janek bardzo mocno przeżywał ten skok, od którego zależał jego udział w mistrzostwach Europy. Przecież nie miał na nogach skokówek prawie przez miesiąc. Potrafił się jednak skoncentrować, opanować naturalny lęk przed następną kontuzją.Po bardzo dobrym locie wylądował na 75 metrze... i miał już paszport do Włoch w kieszeni. Zadawał sobie sprawę, że z powodu ogromnych zaległości treningowych w skokach nie ma chyba żadnych szans na medal. A jednak ten waleczny chłopak przywiózł z Tarvisio tytuł wicemistrza Europy - drugi w swej pięknie zaczynającej się karierze sportowej .

Dwa lata później startował w mistrzostwach świata w szwedzkim Falun. Zdecydowanie wygrał bieg do kombinacji klasycznej. Pokonał wtedy ponownie najlepszego narciarza w historii kombinacji klasycznej - Ulricha Wehlinga wraz z całą światową czołówką. Słabiej skakał, gdyż w czasie konkursu skoków na obiekcie w Falun panowały bardzo niekorzystne warunki - odwilż. On nie lubił skakać na takich śniegach. Dlatego też w Falun zamiast medalu zdobył siódme miejsce. Niedługo potem zrewanżował się najlepszym na świecie i to z nawiązką. Podczas zakopiańskiego Memoriału imienia Bronisława Czechai Heleny Marusarzówny pokonał Gerharda Grimmera z NRD, który w Falun zdobył dwa medale. Niedługo po starcie w Szwecji cała światowa czołówka startowała w zawodach w kombiancji klasycznej w Lahti. U stóp słynnych w narciarskim świecie skoczni Legierski pokazał wszystkim, kto "rządzi" w światowej kombinacji. Wygrał zdecydowanie, pokonując wszystkich medalistów mistrzostw świata. Następnie zajął trzecią lokatę w mistrzostwach Polski. Te wyniki spowodowały, że w sezonie 1972/73 zajął piąte miejsce wśród najlepszych kombinatorów na świecie. W "jaskini", jak nazywana jest jedna z najsłynniejszych "kuźni"; światowej kombinacji norweskiej - niemieckie Johanngeorgenstadt (NRD), zajął wysokie trzecie miejsce. W Oberhofie pokonał całą plejadę utytuowanych rywali. Kolejny sezon miał niemniej udany i został przez specjalistów sklasyfikowany na trzecim miejscu na liście najlepszych kombinatorów klasycznych świata. Uważa, że ogromny udział w dobrych wynikach polskich dwuboistów miał ich trener. - Tadeusz Kaczmarczyk był trenerem - przyjacielem, który umiał do nas podejść i poprowadzić - wspomina.

Jan Legierski dwukrotnie startował w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. W Innsbrucku zajął 18. miejsce: znowu zajęcia dalszej pozycji przyczyniły się słabsze skoki, w których zajął dopiero 28 miejsce. W biegu, jak zawsze, walczył do upadłego i był piąty. Drugą olimpiadą Jana Legierskiego był start w Lake Placid (1980), w skokach był 18, a w biegu ponownie w czołówce. Zajął w nim drugie miejsce, a w klasyfikacji kombinacji norweskiej dziesiąte. W najważniejszcyh na świecie zawodach w kombinacji klasycznej - "Svenska Skidspelen" w Falun, Holmenkollen, Lahti, Le Brassus, Reit Im Winkl i Oberhofie wielokrotnie zaskakiwał fachowców fantastyczną dyspozycją sportową. Karierę zakończył w roku 1982 po upadku podczas konkursu skoków na Mistrzostwach Polski w Zakopanem. Złamany obojczyk i przez dziewięć miesięcy musiał nosić rękę w gipsie. [strona=3]

Sportowy powrót?

 

Jan Legierski mieszka obecnie w Wiśle. Stąd pochodzi jego żona Helena. Tutaj wybudował swój dom. Jest właścicielem kwiaciarni w centrum miasta, którą prowadzi wraz z żoną. Oprócz tego jest prowadzi pizzerię "Roma" położonej także w centrum Wisły. Bardzo ważne miejsce w jego życiu zajmuje rodzina: - mam dwie wspaniałe córki. Starsza Maria studiuje już na trzecim roku turystyki w Katowicach, a młodsza Ewa uczęszcza do piątej klasy szkoły podstawowej. Uważa, że Wisła powinna być silnym ośrodkiem polskiego sportu, a zwłaszcza narciarstwa. Jest na to szansa po sukceseie Adama Małysza.

Myślę, że ta miejscowość może być dumna z tego świetnego zawodnika. Sport dał mu siłę w pokonywaniu przeciwności życiowych. Od 1994 r. Jan legierski prowadzi w Wiśle restaurację. Wcześniej zajmował się trenowaniem dzieci w Koniakowie. Sekcja należała do klubu narciarskiego "Olimpia" Goleszów. - Dzieci były wspaniałe, iałem nawet osiągnięcia, ale warunki szkoleniowe, jak i finanasowe były coraz gorsze. Dlatego zmuszony byłem poświęcić się pracy restauratora - wspomina z żalem. Są jednak szanse na to, by Jan Legierski wrócił do pracy z młodzieżą z Beskidów. Dodaje bowiem: - Dzięki sukcesom Adama Małysza sport narciarski w Wiśle rozwija się bardzo dobrze. Jest duży nabór dzieci do KS "Wisła". Dzieci chcą naśladować mistrz świata, co uważam za wspaniały przykład, który wpłynie na rozwój tej dyscypliny (skoków narciarskich - W.S). Dzięki między innymi Adamowi są już środki na rozbudowę skoczni w Wiśle - Malince, która ma być najnowocześniejszą w tej części Europy. Dzięki temu podniesie się ranga imprez rozgrywanych w Wiśle wpłynie na rozwój turystyczny naszego miasta, a tym samym moje serce i myśli kierują się coraz bardziej ku pracy z dziećmi i młodzieża, aby to co ja otrzymałem od życia - wspaniałych trenerów - mógłbym przekazać innym. Uprawianie narciarstwa pozostawiło w jego pamięci naprawdę niezapomniane chwile. Uważa jednak, że gdyby stanął ponownie przed wyborem dyscypliny to wybrałby prawdopodobnie ... kolarstwo. Ciekawe czy w tej dyscyplinie uzdolniony kombinator klasyczny z Koniakowa odniósłby tak spektakularne sukcesy jak na nartach?


Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (14014) komentarze: (2)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    Jan Legierski

    Znów znakomity artykuł. Znakomity zawodnik, szkoda że i jemu nie powiodło się na ZIO. Mieliśmy takich zawodników wielu.

  • Malyszomaniak profesor
    No i znów

    Piękny artykuł ale czy aby to nie był jakiś myk że tak jeden po drugim ?

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl