Rekordowe skoki, czyli kilka liczb z historii dyscypliny

  • 2008-01-01 22:45

Będzie tu mowa o rekordach w świecie skoków. Powodów, dla których warto pisać o rekordach jest wiele. Pomysł na artykuł poświęcony rekordom może wydawać się banalny, jednakże to właśnie one sprawiają, że sport nabiera nowej jakości.

W historii nie ma miejsca na przeciętność. Słusznie, albowiem nie można do niej przejść bez dokonania czegoś, czego wcześniej nikomu dokonać się nie udało. Nazwiska najwybitniejszych zawodników w historii skoków narciarskich w sposób bezpośredni związane są z liczbami, które określają osiągnięte przez nich rekordy. I właśnie o tych liczbach będzie niniejszy tekst.

46, czyli Matti Nykaenen.
Nazwisko Fina od blisko dwudziestu lat jest nierozerwalnie związane z historią skoków. Niewątpliwie na miano najwybitniejszego skoczka wszech czasów trzeba zapracować bardzo ciężko. Prawdziwa kariera Fina rozpoczęła się od sezonu 1981/1982. Mimo że Puchar Świata zdobył wtedy Armin Kogler, a Mattiego nie było nawet na podium generalnej klasyfikacji (ostatecznie zajął czwarte miejsce), to jednak właśnie on zdobył złoty medal mistrzostw świata na dużej skoczni w Oberstdorfie. W kolejnym sezonie na "latającego Fina" nie było już mocnych. W 1983 wygrał swoją pierwszą kryształową kulę, zwyciężając aż w 10 konkursach. Dopiero pod koniec lat 90. Martin Schmitt wygrał więcej konkursów w jednym sezonie. Rekord Nykaenena to przede wszystkim oszałamiająca liczba zwycięstw, która do dzisiaj nie została poprawiona przez żadnego skoczka. Matti nie skacze już od kilkunastu lat (ostatni występ zaliczył 10 lutego 1991 roku podczas MŚ w Val di Fiemme), a jednak może spać spokojnie, albowiem zajmujący w tej statystyce drugie miejsce Adam Małysz musiałby wygrać jeszcze dziewięć razy, aby pozbawić Fina prowadzenia. Polak ma wprawdzie szanse na poprawienie tego wyniku (przynajmniej dopóty, dopóki startuje w PŚ), jednakże przy całej sympatii dla Orła z Wisły nie sądzę, aby stało się to w tym sezonie. Chcąc wyobrazić sobie fenomen osiągnięcia Nykaenana, wystarczy pomyśleć, że jego zwycięstw starczyłoby do obdzielenia jakże bogatych przecież karier takich skoczków, jak Andreas Goldberger (20) oraz Sven Hannawald (18), a jeszcze zostałoby na wszystkie zwycięstwa, które odniósł w tym sezonie Thomas Morgenstern (7).

4, czyli Adam Małysz.
Orzeł z Wisły jest jedynym w historii skoczkiem, który czterokrotnie zdobywał złoty medal w indywidualnych konkursach o tytuł mistrza świata. Rzecz w moim odczuciu dużo bardziej spektakularna niż trzy klasyfikacje generalne wygrane pod rząd. Mimo że słusznie prawią niektórzy kibice, iż Puchar Świata jest najbardziej wymiernym potwierdzeniem formy skoczka, albowiem zdobywa go ten, który wiódł prym przez cały sezon, a nie tylko w pojedynczym konkursie, to jednak właśnie czwarty złoty medal, zdobyty podczas konkursu na skoczni Miyanomori, pozwolił Małyszowi wskoczyć na pierwsze miejsce w historii. Dotychczasowe osiągnięcia, choć równie wielkie, tego miejsca w żadnej ze statystyk mu nie dawały. Mistrzostwa Świata, jako jedna z najstarszych poważnych imprez tej dyscypliny, wyłoniły już wielu mistrzów, którzy jednak nie zawsze potwierdzali swoje osiągnięcia późniejszymi startami. W przypadku Małysza możemy jednak powiedzieć, że takiego mistrza jak on w historii skoków po prostu nie było. Każdy złoty medal skoczka z Wisły był potwierdzony rewelacyjnymi występami w PŚ i w konsekwencji kolejnymi kryształowymi kulami. Jest jednym z czterech skoczków w historii, którym udało się zdobyć dwa złote medale na jednych mistrzostwach i jedynym, który medali z najcenniejszego kruszcu ma cztery. W tej statystyce Małysz zajmuje pierwsze miejsce w historii i myślę, że co najmniej do 2011 roku (Oslo) prowadzenia nie straci, albowiem wśród byłych skaczących wciąż mistrzów świata nie widzę kandydatów do zdobycia dwóch złotych medali w Libercu (2008), a Ci, którzy jeszcze mistrzami nie byli, muszą trochę poczekać. Jeśli dodamy do tego wszystkiego fakt, że złoto Małysza w Sapporo było najlepiej wygranym konkursem w historii Mistrzostw Świata, to możemy być spokojni o to, że jego "mistrzowskich" osiągnięć nikt tak szybko nie poprawi.

100, czyli Janne Ahonen.
Po przegranym finale PŚ w sezonie 1998/1999 jeden z dziennikarzy ochrzcił go mianem "wiecznie drugiego". Przyglądając się wynikom Fina w kolejnych sezonach PŚ, trudno oprzeć się wrażeniu, że właściwie niemal przez całą karierę był on w formie, jednakże zawsze coś przeszkadzało mu w osiągnięciu głównego celu. A jednak ta żelazna konsekwencja w przygotowaniu oraz niespotykana w historii powtarzalność pozwoliły Finowi na zdeklasowanie rywali pod względem ilości miejsc na podium. Być może kogoś taka statystyka nie przekonuje, jednakże jeśli uświadomimy sobie, że "pudeł" Wielkiego Janne jest już sto, to chyba nie znajdzie się ani jeden kibic, który stwierdzi, że Fin miał po prostu szczęście. Było raczej odwrotnie. Być może, gdyby nie Goldberger, Schmitt czy wreszcie Małysz, Janne byłby dzisiaj najwybitniejszym skoczkiem w historii Pucharu Świata. Na podium generalnej klasyfikacji stawał bowiem aż siedem razy (dwukrotnie tryumfując), co jest absolutnym rekordem i świadczy o wielkiej klasie tego zawodnika. Jego wyczyny z sezonu 2004/2005 na pewno przeszły do historii. Nigdy wcześniej jeden skoczek nie wygrał aż dwunastu konkursów w jednym cyklu PŚ, nigdy też wcześniej nikt nie wygrał sześciu konkursów pod rząd. Jednakże spośród wszystkich rekordowych osiągnięć Ahonena właśnie owa kosmiczna ilość miejsc na podium zapewnia Finowi pierwsze miejsce. Któż może ją poprawić? Następny w kolejności (spośród skaczących jeszcze zawodników) Adam Małysz ma aż o 26 miejsc na podium mniej i by gonić Janne musiałby przez najbliższe dwa lata skakać tak, jak choćby w ubiegłym sezonie.

50, czyli Sven Hannawald.
Nie przoduje ani w klasyfikacji zwycięzców, ani w klasyfikacji mistrzów. Nie ma też zbyt pokaźnej ilości miejsc na podium (40). W pucharach świata bywał "tylko" drugi (2002, 2003). Nie jest w żadnej czołówce, poza czołówką medalistów Mistrzostw Świata w Lotach (dwa razy był mistrzem). A jednak przeszedł do historii. I to jak! Hannawald był typem skoczka, którego interesowały tylko wielkie wygrane. Nie interesował go inny kolor niż złoty. Nie miał w zwyczaju cieszyć się z miejsc na podium. Cieszyły go tylko zwycięstwa. Ostatecznie zdołał zgromadzić ich przez całą karierę 18. Dużo czy mało? Relatywnie i dużo, i mało. Ponad połowę mniej niż Małysz i Nykaenen. Dużo mniej niż Weissflog i Ahonen. Ale już niewiele mniej niż słynny Goldberger i o wiele więcej niż roznoszące obecnie każdą skocznię austriackie "Wilczki". Jednak wśród 18 zwycięstw Svena Hannawalda są cztery, których mogliby pozazdrościć mu i Weissflog, i Ahonen, i nawet Nykaenen czy Małysz. To cztery victorie odniesione w jubileuszowym 50. Turnieju Czterech Skoczni. Kiedy po czwartym tryumfie z rzędu Sven Hannawald w ekstatycznym szale radości tarzał się w śniegu, przypominając gwiazdy piłkarskie rzucające się na murawę, każdy musiał zdawać sobie sprawę z tego, że dokonało się coś wyjątkowego. I mimo że "Hanni" pożegnał się ze skokami w kiepskim stylu (47. miejscem w Park City), to jednak przez kibiców z całego świata zostanie zapamiętany jako fenomenalny rywal Małysza z sezonu 2001/2002. To właśnie Sven sprawił, że walka o kryształową kulę po TCS niemalże rozpoczęła się na nowo. Hannawald jest jedynym w historii zawodnikiem, który wygrał nie tylko cztery, ale pięć konkursów Turnieju Czterech Skoczni pod rząd (po tryumfie w 50. edycji wygrał także konkurs otwierający 51. TCS). Czy kiedykolwiek uda się komukolwiek powtórzyć ten wyczyn? Nawet jeśli, będzie to już "tylko" powtórka, a przecież do historii nie wchodzi się wyrównując rekordy, lecz je ustanawiając.

6, czyli Thomas Morgenstern.
W wieku ledwie szesnastu lat wygrał swój pierwszy konkurs. Na kolejne zwycięstwo czekał ponad trzy lata. Osiągnął je już jako Mistrz Olimpijski z Pragelato. W sezonie 2007/2008 dokonuje rzeczy niewiarygodnych. Szóste z rzędu zwycięstwo, po które sięgnął w Engelbergu, to nie tylko najlepszy początek sezonu w historii Pucharu Świata, to przede wszystkim wyznaczenie nowej jakości w świecie skoków. Po Goldbergerze, Małyszu, Hannawaldzie i Ahonenie pojawił się kolejny skoczek, który wygrywa z automatyczną precyzją, pozbawiając złudzeń wszystkich rywali. Nie jest typem skromnego chłopaka, którym był Adam w 2001 roku, nie jest też typem milczącego egzekutora, jak Janne w sezonie 2004/2005. Jest przede wszystkim perfekcyjny, a do tego pewny siebie. Nie ma w nim lęków, że musi zmierzyć się z tak utytułowanymi gwiazdami, jak Małysz czy Ahonen. Z rozbrajającą szczerością już przed sezonem oznajmił, że w tym roku kryształowa kula za sezon powędruje w jego ręce. Obserwując dotychczasowe starty Austriaka, trudno przypuszczać, by miał się pomylić. Poza rekordowym otwarciem Morgenstern nie ma jeszcze na swoim koncie żadnych "ważnych" rekordów. Jednakże obecny sezon z pewnością nie będzie dla niego ostatnim tak udanym w karierze. Ma zaledwie 21 lat, a na koncie już 9 zwycięstw. Adam Małysz w jego wieku miał dopiero trzy i żadnego medalu. Być może więc to właśnie Thomas Morgenstern będzie tym, który zmierzy się z legendą nie tylko Małysza, ale i - kto wie - Nykaenena? W tym sezonie udowodnił już, że stać go na seryjne zwycięstwa i że drugie miejsca, które dotychczas najczęściej przypadały mu w udziale, były tylko długotrwałym etapem "docierania" się do czołówki.

?, czyli quo vadis dyscyplino.
W sezonie, w którym tak genialnie dominował Janne Ahonen pokusiłem się o napisanie felietonu o dość podobnym przesłaniu. Wówczas zadałem pytanie: ile można osiągnąć w sporcie wyczynowym? Z pewnością odpowiedzi na tak postawione pytanie nie ma. Jednego wszakże możemy być pewni: 46 zwycięstw, 4 złote medale MŚ, 100 miejsc na podium, 6 tryumfów z rzędu to nie są szczytowe osiągnięcia w skokach narciarskich. Z pewnością w przyszłości pojawi się skoczek, który będzie wygrywał częściej niż Nykaenen, będzie miał więcej złotych medali MŚ niż Małysz, stanie na podium więcej razy od Ahonena, wygra dwa TCS pod rząd tryumfując we wszystkich konkursach, wreszcie być może pojawi się kiedyś skoczek, który wygra wszystkie konkursy w jednym sezonie. Rekordy są bowiem potrzebne, by dodawać kolorytu każdej dyscyplinie, ale przede wszystkim są od tego, by je poprawiać...


Mariusz Wesołowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (25189) komentarze: (94)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Marco Polo weteran
    dodatek w sprawie Churchilla

    Pisząc , że Churchill sie mylił miałem oczywiście na mysli jego durnowatą myśl, że d...kracja jesy systemem najlepszym, a nie to, ze jest do d... .
    To taka uwaga dla jasności.

  • Marco Polo weteran
    w kwestii poruszanej przez @witam

    Co tu dużo gadać. Prawda jest oczywista. Zwycięstwo w T4S bez chocby jednej wygranej w konkursie to mały niesmak. Zwycięstwo w PŚ bez kilku wygranych w konkursach to po prostu fuks.
    Przechodząc do konkretów. Zgadzam się, że dla takiej formuły jak T4S powinna byc klasyfikacja punktowa. Choc uważam, że za zwycięstwo powinno otrzymywac się dodatkowa ilośc punktów (np. 10), które bylbyby dodatkowa premia za umiejetność wygrywania. Wtedy doceniono by w koncu zdolność do bycia najlepszym a jednocześnie nie przekreslano by tych, którym z jakichs przyczyn nie wyszedł jeden konkurs. jak ktoś by wygrał 3 konkursy a w 4-tym sie przewrócił walcząc o zwyciestwo to zasłużenie wygrałby cały turniej. A teraz psińco.
    Natomiast stosowanie tego samego systemu w PŚ byłoby jednak czyms nie do przyjęcia. Ktos komu leżą najwieksze skocznie miałby ogromny handicap nad kims kto jest lepszy na małych. Nie mówiąc juz o róznicach wynikajacych ze startu w róznych warunkach w róznych konkursach. PŚ preferuje zwycięzców, ale nie do końca. Wydaje się, że sprawiedliwszej formuły nie ma. To prowadzi do wniosku, ze cały pomysł nie jest specjalnie dobry. ale to tak jak z demokracją. Churchill powiedział, że jest do d..., ale nie ma nic lepszego. Churchill co prawda się totalnie mylił, ale ta definicja jest bardzo dobra przy ocenianiu punktowania w Pucharze Świata. To nie jest dobre, ale ja nie widze niestety niczego lepszego. Chociaz... mam pomysł. Niech każdy skoczek jest klasyfikowany za swoich najlepszych 15 konkursów.
    ... Tylko, że to tez ma swoje (duże) minusy. Ale chyba mniejsze niże te, które sa teraz.
    A w ogóle to temat rzeka i kazdy, kto zabierze głos w dyskusji będzie pewnie miał rację.
    Pozdrawiam wszystkich filozofów skoków narciarskich:) I gawędziarzy też:)

  • Marco Polo weteran
    @Barnaba

    Jeśli poslubnej to usprawiedliwiam. Jesli nie to zazdroszczę.

  • witam stały bywalec
    @FAN ADAMA MAŁYSZA

    Bardzo przepraszam, że tak dopisuję kolejne argumenty w kolejnych komentarzach, ale przyszło mi do głowy, jak można tę sprawę ugryźć od jeszcze innej strony. Poziom konkursu A może być niższy od poziomu konkursu B. Zwycięstwo w konkursie B powinno być zatem więcej warte. Fakt ten bierze pod uwagę punktacja TCS, a punktacja PŚ nie. Kolejny argument za lepszą wymiernością TCS.

  • witam stały bywalec
    @FAN ADAMA MAŁYSZA(3)

    Zakończę tak... Bezpośrednia ocena każdego skoku zawodnika oddaje stan formy skoczka bezwzględny - dokładnie taki, jakim jest. Punkty PŚ oddają tylko to, ilu w tej chwili jest lepszych, a ilu gorszych skoczków - jest to zatem względny opis formy skoczka. A co jest bardziej obiektywne - względność czy bezwzględność? ;) Obiektywne jest jedynie porównywanie w momencie podsumowania, po zakończeniu turnieju.

  • witam stały bywalec
    @FAN ADAMA MAŁYSZA(2)

    Tymczasem w PŚ byłoby to bez sensu, bo ktoś, kto nie bierze udziału w dwóch konkursach, nie miałby szans na zwycięstwo. W efekcie punktacja PŚ nie bierze pod uwagę faktycznej wartości poszczególnych skoków (która to wartość w oczywisty sposób opisuje formę skoczka) - punkty przyznawane są z urzędu za osiągnięte miejsce. Oczywiście jest to znacznie mniej obiektywne niż system z TCS. Zwycięzca, który wygrał konkurs 20-oma punktami, jest w płaszczyźnie PŚ dokładnie równy zwycięzcy, który wygral przewagę 0,1 punktu. Mimo specjalnego systemu, na zwycięstwo zawodnika w klasyfikacji generalnej decydujący wpływ może mieć liczba konkursów, w których wystartował. Długoterminowość PŚ powoduje również, że zwiększa się prawdopodobieństwo wystąpienia kontuzji bądź choroby w czasie jego trwania - może to być istotne dla jego końcowego sukcesu bądź niepowodzenia. Generalnie nie da się więc zorganizować systemu punktacji Pucharu Świata w taki sposób, by jego ostateczne wyniki były mocno zbliżone do obiektywnych. System TCS udało się w tej kwestii całkiem nieźle zoptymalizować.
    Co do ważności tych dwóch turniejów, nie mówię, który jest ważniejszy. Chodziło mi o wymierność jako sprawdzianu formy.

  • Barnaba doświadczony

    @MARCO POLO
    Przeczytałem z uwagą.Odpowiem później lub przy sposobności. Jestem w podrózy.

  • Barnaba doświadczony
    @WITAM (1)

    Podkradnę Ci, mroźnego przedpołudnia, tak dla samolubnego ogrzania się kilka promyków radości.
    W pełni kolejnego sezonu powróciłeś na portal znacznie obszerniejszymi już komentarzami od tych, jakie pamiętam. Wartość ich jest tym cenniejsza , iż nadal są w swej formie rzeczowe, wyważone oraz zawierają poglądy (lub tezę), wobec których nie można być obojętnym. Oto kilka moich, luźnych, refleksji zainspirowanych Twoim postem.

    1. Dylematem dla wielu jest wybór rangi między dwiema (niekiedy wieloma) zróżnicowanymi możliwościami taksowanego sportowego wyczynu w skokach narciarskich.
    Chodzi mianowicie nie o ważność turniejów: całorocznego PŚ czy prestiżowego etapu jakim jest TCS, gdyż w rzeczy samej KK to jest "coś", czyli trofeum bardziej znaczące niż łączna kwota nagród (statutowych, regulaminowych, dzikich, spontanicznych, koniunkturalnych czy komercyjnych) zasypujących, jak lawina alpejska, Svena Hannawalda - zwycięzcę jubileuszowego konkursu. Nie daję wiary, ale czytałem kiedyś o sumie znacznie przekraczającej łącznie przewidziane gratyfikacje FIS-u dla lidera konkursowych zawodów i zdobywcy PŚ.

    2.Jeśli sprawa prestiżu TCS i PŚ zdaje się być definitywnie rozstrzygnięta na korzyść KK, to nie brakuje nie tyle oryginalnych co bałamutnych poglądów przeciwstawiających zwycięstwo w TSC złotemu medalowi olimpijskiemu.
    3. Jako kwestia nie tyle kontrowersyjna co racjonalnie niezasadna jawi się porównywanie stopnia łatwości wygrania TCS bez etapowego zwycięstwa i trudności takiej w odniesieniu do PŚ. Nie są to właściwe płaszczyzny odniesienia merytorycznego, organizacyjnego czy nawet względem wyczynu sportowego. Ale przesłanka pierwsze w warunkach TCS już się potwierdza, ta zaś w cyklu rocznym PŚ teoretycznie też jest możliwa. Trudności natomiast zawsze występują w przyjętych założeniach, problem tkwi w umiejętnościach ich pokonania.
    W obu jednak sytuacjach potencjalni triumfatorzy muszą zagnieździć się w ścisłej czołówce, a fenomenalne skoki, aczkolwiek będące niekiedy przypadkiem, zawsze mają swoje zdefiniowane uwarunkowania. Czyli nie biorą się z niczego.

    (pytanie do AUTOCENZORA: gdzie w tekscie jest słowo:"***nografia" ortografia predzej..)

  • Barnaba doświadczony
    @WITAM (2)

    4.Kilka słów poświęcić trzeba zwycięzcom MŚ, MŚL i ZIO w skokach.
    a) Z reguły nikt nie kwestionuje, że zdobywca KK jest najlepszym zawodnikiem roku, jeśli zostały spełnione organizacyjno-formalne warunki, względnie sprawiedliwe dla wszystkich uczestników całorocznego cyklu PŚ. Pragnę też przypomnieć, że PŚ PK, to "firma " zatrudniająca zawodowych skoczków.
    b) Inaczej wypada podejść do M Ś (w tym w lotach), przeprowadzanych cyklicznie, zawsze będących najważniejszym wydarzeniem FIS, w danym roku niezależnym od PŚ. Przepraszam za dydaktyzm. MŚ to jednak nie coroczny PŚ. Dlatego w innych kategoriach należy oceniać zwycięstwo. O ich organizację zabiegają (wystawiając miasta) w gruncie rzeczy władze państwowe. Ileż tam pompy, jazgotu mediów, prezentacji władz - także krajów ościennych, funkcjonariuszy FIS, sponsorów, biznesu, ojców i matek chrzestnych wszelakiego pokroju.
    Zawody jednak odbywają się wśród "swoich" czyli pod egidą FIS.
    c) Zimowe IO , raz na cztery lata. Najbardziej prestiżowe zwycięstwo w scenerii o wiele ciekawszej niż MŚ i pod egidą PKOl ma nade wszystko jeszcze inny wymiar wszak zawsze wiąże się z programem i wsparciem państwowym, chociaż ojcowie i matki chrzestne obecni bywają w narodowych ekipach.
    Co jednak wyróżnia te zawody? Otóż raz na cztery lata, (MŚ częściej) w danym dniu, o konkretnej godzinie zawodnik staje przed życiowym wyzwaniem. Jeśli temu nie sprosta, nie ponowi takiej próby za tydzień za rok.
    Przygotowanie formy na ten dzień i pokonanie w danej chwili przeciwności to zwycięstwo oznaczane wawrzynem olimpijskim.
    Przypadek. Tak, ale pod jednym warunkiem jeśli zawody wygrałby np. Barnaba. Jednak do zawodów olimpijskich dopuszczani są wg prawideł FIS licencjonowani zawodnicy.
    Niespodzianka, owszem konkretny zawodnik w danej chwili był najlepszy, a rozpoczynał start jak każdy z tej samej belki.
    Szczęście. Tak. Zrealizował swoje, nawet być może skrywane pragnienia.
    Pozdrawiam, pomyślnego 2008 ROKU !

  • Barnaba doświadczony
    @USIA

    "Zawsze trzeba chwalić dobrych a wskazywać miernotę inaczej nic nie pójdzie do przodu..." -Święte słowa.
    Ty jednak niewłaściwie odczytałaś moje intencje. Nie
    dałem nikomu, tym bardziej TOBIE, powodu do poczucia napiętnowania.
    Ze swoim postem, zamiast przeć do czołówki odczekałem do stadium przedarchiwalnego.
    Jeśli chodzi o zwrot klakier, nie moje to określenie, ale zamysł skierowany ku pewnemu polemiście.
    Pozdrawiam Cię, serdecznie, noworocznie, wszelakiej pomyślności w 2008 !

  • Usia profesor
    @Barnaba

    Klakier, to ktoś kto chwali za kasę lub liczy na zysk innego rodzaju teraz lub w przyszłości, i nie robi tego z przekonania, że ktoś jest naprawdę dobry.
    Trochę sie poczułam dotknieta...
    To, że sama nie mam talentu do pisania nie znaczy że mi Bozia odebrała równiez oczy i umysł i jeszcze potrafię docenic pieknie napiisany artykuł od zwykłego bełkotu dla zapełnienia pustego miejsca na portalu. Na tym portalu niestety nie tak często pojawiaja sie dobrze pisane teksty a jak juz sie pojawia to uważam, że trzeba je pochwalić, by podziekować autorowi oraz "zachęcić" innych do pracy nad swoim warsztatem "pisarskim". oraz zachęcić ludzi piszących na podobnym poziomie do zaproponowania współpracy skijumpingowi. My-kibice uważamy ten portal za bardzo dobry, ale czemu nie mógłby byc jeszcze lepszy? Czemu nie mógłby przyciągnąć jeszcze wiekszej ilosci osób i znających się na skokach i potrafiacych pieknie tę wiedzę przekazać innym?
    Zawsze trzeba chwalic dobrych a wskazywać miernotę inaczej nic nie pójdzie do przodu...

  • Barnaba doświadczony
    Dobrych tekstów i najszczerszych życzeń nigdy za wiele

    Zanim przejdę do meritum, Redakcji, PT Forumowiczom, Zawodnikom i Szkoleniowcom składam życzenia POMYŚLNEGO 2008 ROKU.

    @ FAN ADAMA MAŁYSZA
    Artykuł wyśmienity. Nie wypowiadałem się wcześniej aby nie zostać zakwalifikowany do kręgu Twoich, Drogi Mariuszu, etatowych klakierów. Skoro inni forumowicze wyjawili już swoje oceny pozostaje mi tylko uczynienie zadość własnemu przekonaniu. Gdybym tego nie wyartykułował pozostałbym w głębokim konflikcie z własnym "ja".

    Na marginesieTwojej publikacji, chociaż margines ów prowadzi przez środek wszystkich poruszanych w nim problemów pragnę upublicznić swój żal.
    Otóż boleję, z powodu nie pozyskania przez Redakcję "SJ" do współpracy @Marco Polo. W ubieglym roku szanse na to były duże. Aktualnie Marek bryluje na konkurencyjnym portalu, ale odwiedza też "pod kreską "SJ". Nie jest w tym postepowaniu coś nadzwyczajnego.Tę ucywilizowaną formę wzajemności stosujesz Mariuszu od lat. Walory, które w tym postrzegam określa się słowami: życzliwość, poszanowanie i inspirowanie. Co by było, gdybyśmy mieli na naszym portalu taki tandem?
    W Nowym Roku i w latach kolejnych życzę CI, Mariuszu, wielu sukcesów.

  • FAN ADAMA MAŁYSZA stały bywalec

    Zwycięstwo Małysza w TCS było bezdyskusyjne. Nie ma najmniejszych wątpliwości. Pomijając już dwa "wieczne" rekordy, warto też wspomnieć o przewagach w Innsbrucku i Bischofshofen. W ostatnim konkursie Janne otrzymał za skok aż 4 "dwudziestki", a mimo to Adam wygrał z nim przewagą blisko 32 punktów. Nie tylko ze względu na przewagę, ale i ze względu na widowisko, jakie stworzył Małysz, był to jeden z najlepiej wygranych TCS w historii.

    Co do wartościowania, to jednak nie zgodzę się z tym, że TCS jest ważniejszy od PŚ. Sami skoczkowie na przestrzeni lat różnie podchodzili do tych zawodów. Dość powiedzieć, że pierwszy w historii zawodnik (Y. Kasaya), który miał szanse na wygranie wszystkich konkursów w czwartym po prostu nie wziął udziału, by powrócić do siebie i trenować przed Igrzyskami.

    Poza tym TCS to chyba jedyne zawody, które można wygrać nie wygrywając tak naprawdę ani razu. W PŚ ta "sztuczka" raczej by nie przeszła.

    TCS to turniej dla skoczków z równą, acz niekoniecznie najwyższą formą. Mimo wszystko z pewnością TCS miał mniej przypadkowych zwycięzców niż MŚ czy IO. Pozostanę jednak przy hierarchii: IO, MŚ, PŚ, TCS.

    Pozdrawiam,

  • witam stały bywalec

    Artykuł bardzo dobry, fajne zestawienie rekordowych osiągnięć różnych skoczków. Jednak co do wygrania wszystkich konkursów w jednym sezonie, to się nie zgodzę, bo taki wyczyn zwyczajnie graniczyłby z cudem, tak jak wygranie w klasyfikacji generalnej PŚ siedem razy z rzędu.
    "słusznie prawią niektórzy kibice, iż Puchar Świata jest najbardziej wymiernym potwierdzeniem formy skoczka, albowiem zdobywa go ten, który wiódł prym przez cały sezon, a nie tylko w pojedynczym konkursie"
    Ja się z tym do końca nie zgodzę. W Pucharze Świata zdarzają się różne sytuacje, ktoś nie wystartuje w paru konkursach, ktoś w którymś momencie sezonu zachoruje i straci sporo punktów, itd. Moim zdaniem, Turniej Czterech Skoczni jest najbardziej wymiernym potwierdzeniem formy, bo prawie niemożliwe jest, by ktoś go wygrał przez to, że inny zawodnik w którymś konkursie nie wystartował, albo w trakcie trwania turnieju zachorował. Prawdopodobieństwo takiego zajścia jest małe. TCS obejmuje dość krótki okres czasu, wszyscy przodujący zawodnicy skaczą zwykle we wszystkich czterech konkursach, w dodatku każdy z nich w jakimś stopniu przygotowuje formę na ten właśnie turniej. Jednocześnie jednak TCS nie jest tak krótki, by móc w nim zwyciężyć fuksem. W mistrzostwach świata i na olimpiadzie wystarczy czasem jeden bardzo udany skok, by zapewnić sobie medal, nierzadko złoty. W TCS potrzeba ośmiu dobrych skoków, a zatem bez wybitnej formy się zazwyczaj nie obejdzie ;) W PŚ bardzo często są wątpliwości typu "w sezonie 2003/2004 Ljoekelsoey nie brał udziału w dwóch konkursach i przegrał PŚ 10-oma punktami, a zatem kto tak naprawdę był lepszy?". TCS wydaje mi się zatem bardziej obiektywny i wymierny.
    Generalnie jednak artykuł jest super :)

  • miel_ec doświadczony
    @vegs

    Chętnie oglądnąłbym tamte konkursy jeszcze raz... Tylko czy ktoś dysponuje takimi nagraniami w formie elektronicznej?

  • vegx redaktor

    Adam skakał po pierwsze: Na starej skoczni w Oberstdorfie, Ga-Pa, Innsbrucku... jedynie Bischofshofen to samo.
    Co ciekawe, podczas turnieju bił 3 rekordy skoczni, w Oberstdorfie 3 minuty pozniej odebrał mu Schmitt.
    Ale ten ze starej Bergisel - 120,5 metra przetrwał na zawsze - były to ostatnie zawody na Bergisel.
    Niesmiertelny jest takze rekord ze starej skoczni w Ga-Pa - 129,5m, przetrwał 6 lat, skocznia została zniszczona i na jej miejscu stoi nowa.
    To było cos, rzeczywiscie coś! W dodatku przewaga nad drugim ponad 100pkt w TCS.
    I jeszcze ciekawa sprawa. Na K110 (Nie K120, nie K130, nie mamut), na najmniejszej ze skoczni duzych mial przewagi nad drugim blisko 45 punktów! Na takiej skoczni teoretycznie nie da sie odleciec rywalom a on po prostu skakał niezalezenie od warunków, niezalenie od belki, przeskakiwał wszystko i wszystkich.
    Dość powiedzieć, że Punkt K w zawodach poza Małyszem przekroczył chyba tylko jeden zawodnik w drugiej serii i to niewiele, Małysz w tym czasie lądował 2m blizej od rekordu.
    To było niesamowite.

  • miel_ec doświadczony
    @snow (*-27.netway.com.cy)

    o tysiącpunktowe wyniki jest obecnie łatwiej bo skocznie urosły

  • kibic_malysza profesor

    Ahonena może jeszcze Adam prześcignąć ale nie to jest najwazniejsze.

  • snow stały bywalec
    rekordy

    Adam Malysz wyznaczyl "norme TCS". Zwyciwstwo z ogolna liczba punktow powyzej 1000 pkt. to juz norma, przy okazji ustanowil tez tzw. "limit przewagi nad kolejnym" zawodnikiem. Przewaga ponad sto punktow, tak mznokautowal Ahonena.

    Sven Hannawald wygral cztery konkursy TCS. W tym sezonie zapowiada sie rekordowa ilosc 1000-cio tysieczanikow, czy Schlili ustanowi nowy rekord, a moze A. Malysz postara sie o drugie zwyciestwo.

  • dziadek stały bywalec
    miła odmiana od codzienności

    Wybór klucza kontrowersyjny, ale przecież to normalne. Nie mógł być inny. Każdy ułożyłby swój własny ranking najważniejszych lub najciekawszych liczb.

    Jeśli można, zakończyłbym prywatą:)
    Poproszę jakiś artykuł o skokach na mamutach w obecnym wieku. Okazja blisko:)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl