Moda – czyli co ma włożyć na siebie skoczek?
Mika Kojonkoski, trener Norwegów zagroził nawet bojkotem jednego z konkursów. FIS jednak nie reagował. Nie pozostało nic innego jak przyjąć warunki gry. I oto w drugiej części sezonu zobaczyliśmy zawodników wszystkich ekip ubranych w dość dziwacznie wyglądające kombinezony, z krokiem w okolicach kolan. Dominacja Austriaków na skoczniach stała się historią.
Gdy skończył się sezon 2002/2003 FIS obudził się i wprowadził jednoznacznie brzmiący przepis: kombinezon skoczka może być szerszy tylko o maksimum 6 cm, mierząc w dowolnym punkcie. Już na konkursach w Velenje część ekipy niemieckiej została zdyskwalifikowana z tego powodu.
Tymczasem Mika Kojonkoski jak zwykle innowacyjnie podszedł do problemu i swoich podopiecznych ubrał jeszcze inaczej.
Norwegowie, którzy w niedzielę rozpoczęli zgrupowanie w Kuopio, właśnie testują stroje niemal identyczne do tych, w jakich startują biegacze - bardzo cienkie, elastyczne i przylegające do ciała. Norwescy specjaliści doszli do wniosku, że skoczkowie mogą wiele zyskać podczas treningu w takich kostiumach - szczególnie wypracować lepszą technikę.
Czyżby po strojach, które w ubiegłym sezonie zrobiły furorę - szerokich, z krokiem na wysokości kolan, przyszedł czas na kolejną rewolucję?
Apoloniusz Tajner – „Słyszałem o tych kombinezonach. W podobnych skaczą teraz również Austriacy. Chodzi po prostu o to, żeby ćwiczyć technikę skoku w utrudnionych warunkach, w stroju, który nie ma nośności, bo jest bardzo obcisły. Rzeczywiście, jest to jakaś metoda... Zawodnicy szybko przyzwyczają się do nowych warunków. A my mamy swoje sposoby na wypracowanie formy.”
Technologiczny wyścig trwa cały czas. Skoki w strojach, które nie dają efektu poduszki powietrznej, gdzie wszystko zależy od zawodnika, a nie od powierzchni nośnej kombinezonu – może to jest właśnie przyszłość tej dyscypliny?