Strona główna • Puchar Świata

"Szkiełkiem, okiem i sercem": PŚ w Finlandii - podsumowanie

Za nami trzy konkursy Pucharu Świata. Wszystkie odbyły się w Finlandii, dwa w Kuusamo i jeden w Kuopio. Co po tych pierwszych zmaganiach najlepszych skoczków świata możemy powiedzieć?

Pssssssssssss... Tak uszło powietrze z balonu pod tytułem "Polacy światową potęgą skoków". Drużyna, która na igelicie zaskoczyła wszystkich fantastyczną formą, na śniegu zaskoczyła chyba nawet samą siebie brakiem tejże. Im większe były nadzieje i apetyty jeszcze w ostatnim tygodniu przed Kuusamo, tym mocniej odczuliśmy wszyscy ból, gdy forma naszych skoczków rozbiła się o zmrożony śnieg na bulach fińskich skoczni. Konkurs drużynowy był jeszcze niezły - piąte miejsce to wynik przyzwoity, choć apetyty były przecież większe. Ale w dwóch indywidualnych konkursach aż trzech z siedmiu skoczków zakończyło zabawę na eliminacjach a punkty jak na razie zdobyło tylko dwóch - dwukrotnie Adam Małysz i tylko raz brylujący przecież latem Kamil Stoch.


Tu wypada się uderzyć w pierś. I ja dmuchałem w ten balonik, i ja wiele sobie obiecywałem po tegorocznej inauguracji, i ja uwierzyłem, że nasi skoczkowie wreszcie będą rywalizować z Austriakami i Norwegami jak równy z równym. Więc i ja przełykam teraz gorycz zawodu.

Ale przecież oczekiwania nie były oparte tylko na zapowiedziach trenerów czy szumnych przechwałkach zawodników. Co trzeba zrobić, żeby zawodnicy stawający na podium letnich konkursów (Stoch, Kubacki) zsunęli się już dwa miesiące później do poziomu z zeszłej zimy, albo i słabszego? Czy sztab trenerski przespał okres bezpośrednich przygotowań? Popełnił poważne błędy? A może po prostu musimy jeszcze chwilę poczekać na owoce treningów? Może to tylko jakieś opóźnienie i dobre przygotowanie zacznie procentować już wkrótce?

My mamy ból głowy a cieszą się Finowie. Ta ekipa przeżywała ostatnio kryzys. Tymczasem formę odzyskał najwyraźniej Matti Hautamaeki, do dobrego skakania wraca po zeszłorocznym załamaniu Ville Larinto. Brązowy medalista mistrzostw świata juniorów ze Szczyrbskiego Plesa odniósł swoje pierwsze pucharowe zwycięstwo i wygląda w tej chwili na najsolidniejszego z Finów. I na tym polega siła tej drużyny. Mogą mieć tylko czterech skoczków w Pucharze Świata, mogą sobie wyrzucać z drużyny Olliego, Ahonen może mieć problemy ze zdobywaniem punktów. Ale Finowie zawsze mają na kogo liczyć. Zobaczymy, czy bedzie tak również na skoczniach poza granicami ich kraju. I czy Ville Larinto może być nową gwiazdą fińskich skoków, choćby na miarę Nieminena, Jusilainenena, czy młodszego z braci Hautamaeki.

Podobnie jest z Austriakami i Norwegami. Gregor Schlierenzauer czy Wolfgang Loitzl skaczą poniżej oczekiwań, ale na posterunku jest Andreas Kofler, pierwszy lider klasyfikacji generalnej w tym sezonie. Jest wciąż solidny Thomas Morgenstern. W odwodzie czai się jeszcze Manuel Fettner. Wikingowie też nie muszą narzekać choć w konkursie drużynowym odwieczni rywale z Alp nie pozostawili wątpliwości, kto jest lepszy. Ale niech Andres Jacobsen czy B.E.Romoeren podciągną się tylko trochę i wraz z Tomem Hilde, Johanem Evensenem i Andersem Bardalem będą stanowić stałe zagrożenie dla Austriaków.

Postępy, sygnalizowane latem, zrobili też Japończycy. Daiki Ito i Shohhei Tochimoto nie są może skoczkami na miarę samurajów z lat 90. ubiegłego wieku, ale potrafią poprowadzić drużynę do zwycięstw nad Polakami czy Słoweńcami. Jeśli chodzi o tych ostatnich, to wschodzącą gwiazdą jest u nich Peter Prevc, utalentowany młodzik, który może moim zdaniem sprawić tego sezonu kilka niespodzianek.

Klasą samą w sobie jest Simon Ammann. Osobiście jestem zdania, że powiedzenie "wyskoczył jak diabeł z pudełka" można śmiało zastąpić powiedzeniem "wyskoczył jak Simon Ammann". To jest facet, który ma wyjątkowe upodobanie do zaskakiwania wszystkich. Kto miał walczyć o medale olimpijskie w Salt Lake City? Małysz z Hannawaldem. Kto je zgarnął? Amman. Kto miał dominować podczas Igrzysk w Vancouver? Cudowne dziecko skoczni Gregor Schlierenzauer. Kto dominował? Amman. Kto miał być mocny w tym sezonie? Austriacy, Japończycy, Polacy. Kto po słabych skokach w treningach dwa razy staje na podium? Amman.

Po finskiej inauguracji powody do narzekania mają z pewnością Niemcy. Jeszcze 8 lat temu byli potęgą. Póki co weterani, czyli Schmitt, Uhrmann i Neumayer nie muszą się obawiać, że wypadną z drużyny. Młode wilki - Bodmer, Wank czy Freund to raczej potulne, pluszowe pieski które nie wyglądają, jakby miały zamiar wygryźć kogokolwiek. Niemieckie skoki zdają się być dziś na poziomie czeskich czy rosyjskich. U tych pierwszych nie pojawił się żaden następca Jandy, u tych drugich plany budowy silnej drużyny runęły w gruzy a kontuzja Wasiliewa i odejście Steierta były gwoździami do trumny, w której pochowano marzenia o równorzędnej rywalizacji z najlepszymi. I może trener Swiatow zapowiadać, że Karelin wkrótce będzie w czołowej piątce skoczków na świecie. W tej chwili do tego grona można typować równie dobrze Dawida Kubackiego. Z tą różnicą, że Kubacki tego lata zdobył w tej samej ilości konkursów dwa razy więcej punktów.

Jak nam się zapowiada ten sezon zimowy po pierwszych konkursach? Ciekawiej niż poprzedni. Na razie nie widać dominatora, czy dwóch dominatorów, którzy na wzór zeszłorocznych Schlierenzauera i Ammanna zdominowaliby całą zimę. Adam Małysz zaczął trochę przyczajony i z kontuzją kolana. Myślę, że się będzie rozpędzał. Orzełki Kruczka skaczą na razie słabiej, niż rok temu, ale przecież ambitny trener z Buczkowic już pokazał, że potrafi wycisnąć z nich sporo. Kolejne zawody już niedługo, bo przecież do kwalifikacji w Lillehammer zostały dwa dni.

Ku pokrzepieniu serc: początek zeszłego sezonu wyglądał trochę podobnie. Po wietrznym Kuusamo, w którym drużyna zajęła piąte miejsce a w konkursie indywidualnym nie zobaczyliśmy Adama Małysza, przyszło Lillehammer w którym nasi skoczkowie sprawili bardzo miłe niespodzianki. Może przeprowadzka z Finlandii do Norwegii i w tym roku zadziała na nich podobnie?

A więc cieszmy się drodzy kibice, bo najlepsze wciąż przed nami. Przecież nikt chyba nie powie, że dalsza część sezonu może być w wykonaniu biało-czerwonych gorsza, niż początek!