Warszawska skocznia przechodzi do historii
16 grudnia rozpoczęła się rozbiórka skoczni narciarskiej na warszawskim Mokotowie. Rozbiórkę nakazał powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, który badał stan techniczny skoczni na wniosek jej właściciela Warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji – informację tę podała TVN Warszawa.
Zgodę na rozbiórkę musiał wyrazić konserwator zabytków, gdyż skocznia była objęta ochroną planu miejscowego. Do końca grudnia ma być usunięta wieża, natomiast reszta rozbiegu – do końca marca.
Pomysłodawcą budowy skoczni narciarskiej w Warszawie był Czesław Cywiński. Jej budowę zgodnie z projektem inżyniera Jeremiego Struchackiego rozpoczęto w roku 1955. Jednak problemy natury geologicznej spowodowały znaczne opóźnienie prac i ostatecznie obiekt o punkcie konstrukcyjnym K-38 oddano do użytku w 1959. Warto nadmienić, że nie był to pierwszy tego typu obiekt w Warszawie. W latach 20-tych w stolicy istniała skocznia K-20 na Agrykoli.
Skocznia na Mokotowie, zwana przez warszawiaków Skarpą była pierwszą w Polsce skocznią, z nawierzchnią igielitową (w latach 70 również jedną z niewielu na świecie). Możliwość trenowania na niej latem ściągała do stolicy takich zawodników jak: Wojciech Fortuna, Stanisław Pawlusiak, Antoni Łaciak (oficjalny rekordzista skoczni- 40,5 m.) oraz Janusz Duda (autora najdłuższego skoku- 48m). Ponadto odbywały się tu cykliczne konkursy o Mistrzostwo Warszawy, które za każdym razem mogło oglądać z bliska 7 tysięcy widzów. Z biegiem czasu skocznia traciła na znaczeniu. Była za mała na zgrupowania seniorów oraz przestała być jedyną skocznią igielitową w Polsce. Skarpę zamknięto w 1989 roku, kiedy z konstrukcji zaczęły odpadać kawałki betonu, a dwa lata później rozebrano z tego powodu rozbieg.
Ostatnim śmiałkiem, który wszedł na szczyt wieży startowej z nartami był Cezary Bodzianowski- performer, który w 2005 zrzucił narty z wieży, następnie zaniósł je do galerii Zachęta. Tym samym „pobił” rekord Łaciaka.
Przez ostatnie lata skocznia narciarska nie przyciągała, a raczej odstraszała wywieszonym na niej ostrzeżeniem: "Wchodzenie lub wspinanie grozi poważnym wypadkiem lub śmiercią".
Przez wiele lat zastanawiano się co zrobić z tym niszczejącym obiektem. W marcu tego roku zrodził się pomysł stworzenia w tym miejscu snowparku, który latem mógłby pełnić funkcję skateparku. Dodatkowo miało powstać tu kino plenerowe i kawiarnia. Zapisy planu zagospodarowania tego rejonu nie pozwalają na zabudowę terenu skoczni obiektem komercyjnym ani mieszkaniowym. Jednak mieszkańcy pobliskich domów boją się, że mimo to w przyszłości na jej miejsce stanie apartamentowiec.
- Oczywiście mówią nam, że nic takiego nie będzie miało miejsca, że zapisy planu nie pozwalają na zabudowę terenu obiektem mieszkaniowym ani komercyjnym. Jednak już trochę żyję na tym świecie i wiem, że dla sprytnego developera nie będzie to najmniejszym problemem. – przyznał mieszkaniec okolicy.
Wielu mieszkańców Mokotowa było zszokowanych widokiem ciężkiego sprzętu przy ulicy Czerniowieckiej.
- Wiele lat było głośno o niebezpieczeństwie jaki stwarza ta skocznia, jednak nigdy wcześniej nie zaczęto robić nic w kierunku jej rozbiórki. Z jednej strony cieszę się, że obiekt ten zniknie z okolicy. Stwarzał chyba zbyt duże niebezpieczeństwo, szczególnie dla dzieci, które mogły przejść przez ogrodzenie nie robiąc sobie niczego z ostrzeżeń. Z drugiej strony mam do niej sentyment. Wychowałem się tutaj. Pamiętam, jak przychodziłem tu z ojcem jako dziecko. Czasami odbywały się tutaj treningi, czy zawody. Jednak przez ostatnie lata nic się tutaj niestety nie działo. – skomentował rozbiórkę skoczni jeden z mieszkańców pobliskiego osiedla.
Jednak najciekawsze spojrzenie na całą sytuację miał spotkany przy skoczni mężczyzna z … nartami zjazdowymi.
- Mi się ta skocznia podoba, nawet w tym stanie. Tylko z nią jest taki problem, że w odróżnieniu od starych fabryk nie można jej przerobić na lofty i pewnie dlatego nikt nie wpadł na pomysł żeby coś lepszego tu zrobić. Szkoda takich starych rzeczy. Musze przyznać, że ta skocznia wygląda bardzo zabawnie. Gdyby przyjechał tu jakiś współczesny artysta i nalepił na nią kartkę pod tytułem: „Przerwany życiorys” albo „Urwane marzenia” to mógłby zrobić całkiem niezła karierę i sprzedać swój projekt za niebagatelną kwotę. Szkoda, że nie mamy pomysłu na zrobienie czegoś z tego co już jest i zdążyło wpisać się w historie. Oczywiście rozumiem, że należy ją rozebrać, gdyż stwarza niebezpieczeństwo, ale może można było temu zapobiec. Dla mnie to marnotrawstwo potencjału.
Miejmy nadzieję, że już w marcu zapadnie decyzja o ponownym zagospodarowaniu terenu przez Warszawski Ośrodek Sportu i Rekreacji.