Za mało Polek na skoczniach
Międzynarodowa Federacja Narciarska zwróciła uwagę, że za mało Polek garnie się na skocznie. Aby sfeminizować dyscyplinę, Polski Związek Narciarski rozpoczął poszukiwania następczyń Adama Małysza w podstawówkach i na Facebooku.
Trener Wojciech Tajner, któremu PZN powierzył zbudowanie w klubie Wisła Ustronianka sekcji żeńskiej w skokach narciarskich, w ciągu kilku ostatnich tygodni odwiedził podstawówki w Wiśle, Ustroniu, Istebnej, Goleszowie i Jaworzynce.
Mimo jego starań z propozycji skorzystały zaledwie cztery uczennice, choć na Podhalu akcja przyciągnęła tłumy dziewcząt. "Tamtejsi górale są bardziej bojowi, hardzi, otwarci na wyzwania. W Beskidach dzieci wychowuje się delikatniej, wielu rodziców obawia się, że podczas treningów córce może stać się krzywda. Niepotrzebnie" - przekonuje Tajner.
Dlatego teraz zamiast z uczennicami zamierza spotykać się z ich mamami i ojcami. Podczas szkolnych wywiadówek uspokoi rodziców, że treningów nie zaczyna się od wejścia na skocznię, lecz od nauki perfekcyjnej jazdy na nartach i koordynacji ruchów. "Dopiero kiedy będę mieć całkowitą pewność, że dziewczynka jest gotowa, zabiorę ją na najmniejszą skocznię, przystosowaną specjalnie dla dzieci" - zapewnia Tajner.
Swoją sekcję postanowił zareklamować również na Facebooku, gdzie wkleił plakat z hasłem: "Dziewczyny też potrafią skakać", zachęcając zainteresowane dziewczynki i ich rodziny do zadawania pytań. "W Czechach trenuje obecnie wiele młodych, obiecujących zawodniczek. U nas wciąż pokutuje stereotyp, że skoki to męski sport. Dziewczynki powinny spojrzeć na to inaczej: mniejsza konkurencja oznacza dla utalentowanych większe szanse na wybicie się" - przekonuje Tajner.
cały tekst na bielskich stronach Gazety Wyborczej
autor: Marcin Hetnał, źródło: Gazeta Wyborcza, Bielsko-Biała weź udział w dyskusji: 53