Marcin Bachleda: "Nie mogłem ich zawieść"
Obecnie Bachleda zajmuje 52 miejsce w klasyfikacji Pucharu Świata, a do zakończenia rozgrywek pozostały jeszcze dwa konkursy: 29.08 w Predazzo i 31.08 w Innsbrucku. Jeśli po tych zawodach Bachleda awansuje do czołowej pięćdziesiątki, w kwalifikacjach do zimowych konkursów PŚ będzie mogło startować aż pięciu Polaków. Obecnie skoczek przebywa na zgrupowaniu kadry w Wałczu i zbiera siły do rywalizacji ze światową czołówką.
- Serdeczne gratulacje, nie zawiódł pan trenera Apoloniusza Tajnera, kolegów, i obronił miejsce w czołowej piątce Pucharu Kontynentalnego...
- Jestem zadowolony, że dzięki mojemu wynikowi będziemy mieli więcej skoczków w Pucharze Świata zimą. Ostatnie konkursy w Trondheim były dla mnie mocno stresujące. Wiedziałem, że trener, koledzy na mnie liczą. Nie mogłem ich zawieść. A w Trondheim były bardzo trudne warunki do skakania. Na skoczni były bardzo mocne podmuchy wiatru. Jednym powiewało mocno z tyłu, a to jak wiadomo dusi skoki. Inni dostawali podmuchy z przodu i niosło ich bardzo daleko. Ja, niestety miałem pecha w obu konkursach. W pierwszym w serii próbnej wszystko było okey, lekki wiatr z przodu i 122 metry. W konkursie dostałem uderzenie wiatru z tyłu i lądowałem na 84. metrze. Nie wszedłem nawet do finału. W niedzielę też nie miałem szczęścia do pogody, na szczęście 92,5 metra w pierwszym skoku wystarczyło na finał, potem poprawiłem się na 109,5 i awansowałem na 14. lokatę. Ale z tych konkursów nie mogę być zadowolony. Choć co można poradzić, jeśli trafia się na taki niekorzystny wiatr.
- Ale z letnich konkursów na igelicie może być Pan zadowolony. 4. lokata w klasyfikacji generalnej Pucharu Kontynentalnego, dwa zwycięstwa w Calgary i Park City to są na pewno dobre wyniki...
- Tak, to był mój najlepszy sezon na igelicie. Jestem z niego zadowolony, ale i równocześnie mocno nim zmęczony. Każdy start to jednak stres psychiczny, ponadto doszły długie podróże, lot za ocean. Teraz muszę dobrze wypocząć i skoncentrować się już tylko na przygotowaniach do sezonu zimowego, który jest przecież najważniejszy. Skoki na igelicie to jakby przygrywka do zimy. Puchar Świata, Turniej Czterech Skoczni, mistrzostwa świata w lotach to będą najważniejsze dla mnie imprezy i dla całej naszej reprezentacji.
- Kończy Pan zatem letnie skakanie na igelicie?
- Kończę praktycznie ze startami, bo trenować będziemy jeszcze w Zakopanem na Średniej Krokwi, potem w Finlandii, w Kuopio i Lahti i na zakończenie cyklu letniego w Innsbrucku i Predazzo. Start będę miał już tylko jeden, podczas mistrzostw Polski na igelicie w Zakopanem we wrześniu. Chciałbym w tym konkursie wypaść dobrze, będą mógł sprawdzić się z naszym najlepszym skoczkiem Adamem Małyszem, który do tej pory tylko trenował na igelicie, ale nie miał ani jednego startu. Tak postanowili trenerzy i myślę, że mieli rację. Adam jest już tak doświadczonym i wysokiej klasy skoczkiem, że nie musi szukać punktów w konkursach Letniego Grand Prix. Odpoczął psychicznie, także fizycznie, bo uniknął nieustannych, dalekich podróży. Na treningach jest świetny.
- Teraz przebywa Pan w Wałczu razem z Małyszem i Mateją. Jak wyglądają wasze treningi?
- Mamy w Wałczu ciekawy program, jeździmy na nartach wodnych, slalomy, skaczemy na falach...
- Ile metrów?
- Nie więcej jak pięć. Ponadto gramy w piłkę nożną, biegamy, niektórzy koledzy, w tym Adam Małysz, grają w tenisa. W Wałczu zostajemy do soboty, potem wracam do domu, do Zakopanego. Stęskniłem się już za najbliższymi.
Na podstawie: DP