Adam Małysz: "Nadal jadam bułkę z bananem"
Wytrwale i intensywnie przygotowujący się do realizacji swojego wielkiego marzenia o starcie w rajdzie Dakar Adam Małysz udzielił wywiadu Gazecie Lubuskiej. Poniżej prezentujemy fragmenty tej rozmowy.
- Prywatnie jestem kierowcą od 18 lat. Zawsze mi się wydawało, że jeżdżę bardzo dobrze. Ale dopiero teraz przekonałem się, że moje umiejętności były naprawdę niewielkie. Gdy zacząłem trenować do rajdów, stałem się innym, pewnie lepszym kierowcą w "cywilu”. Jeżdżę dużo ostrożniej, bo stałem się świadomy możliwości maszyny, a także konsekwencji błędów. Od dziecka, jak to chłopiec, interesowałem się samochodami. Ale moje życie potoczyło się inaczej. 27 lat temu zająłem się skokami narciarskimi. Teraz mogę realizować te dawne marzenia i muszę powiedzieć, że złapałem bakcyla. Chcę trenować, uczestniczyć w rajdach, czuć adrenalinę i podziwiać ciągle zmieniające się widoki.
- W rajdzie Drezno - Wrocław nie jechałem po to, by się ścigać. Moim celem było dotarcie do mety w optymalnym czasie, zdobycie doświadczenia. Śmialiśmy się nawet, że powinniśmy założyć L-kę na dachu. Ale było fajnie. Cieszę się, że mam to za sobą, bo stres był ogromny. I adrenalina niesamowita! Jak już ruszyłem i jechałem, było zupełnie inaczej. Myślę, że debiut mi się udał. Pilot na mnie nie krzyczał, więc nie było źle. Dojechaliśmy do mety. Byłem zaskoczony, że już koniec.
- Żona zdążyła się przyzwyczaić do moich ciągłych nieobecności. Zdawała sobie sprawę, że wychodzi za sportowca, który nie będzie wracał do domu po 16.00 i zakładał kapcie. Gdy kończyłem karierę skoczka, ani przez sekundę nie zakładałem, że będę siedział w domu. Chciałem realizować swe sportowe marzenia. Kiedy zgłosił się do mnie Caroline Team z propozycją wejścia do załogi w charakterze kierowcy, nie zastanawiałem się ani chwili. Zdaję sobie sprawę, że w moim wieku 33 lat trudno jest osiągnąć mistrzostwo w nowej dziedzinie sportu. Uważam jednak, że każdy człowiek powinien robić to, co lubi i kocha. A moją żonę staram się zarazić swoją nową pasją. Pokazałem jej już naszym samochodem kilka ćwiczeń i sztuczek rajdowych. Na początku się bała, ale potem jej się spodobało. Ma potencjał na kierowcę i być może uda nam się razem pojechać na rodzinny rajd RMF Marocco Challenge. Mam nadzieję, że podzieli moje zainteresowania.
- Moje porsche cayenne to bardzo ciekawe auto, szybkie i dobrze przygotowane do jazdy po bezdrożach. T2 to kategoria seryjna, z dozwolonymi w przepisach przeróbkami. Ale oczywiście moje porsche bardzo różni się od zwyczajnych samochodów. Jest bardzo bezpieczne, chociaż o takim komforcie, jak w osobówce, można zapomnieć. Jedzie się w klatce, na kubełkowych siedzeniach. Nie ma klimatyzacji, a w czasie upałów temperatura wewnątrz może dochodzić nawet do 60-70 stopni. Ważne jest częste uzupełnianie płynów, bo na posiłki raczej nie ma podczas ścigania czasu. Zwykle jemy śniadania, a potem dopiero kolacje.
- Pilot jest bardzo ważną osobą, której trzeba całkowicie zaufać. Jej błąd może mieć poważne konsekwencje dla całego zespołu. Moim stałym pilotem jest Rafał Marton, z którym doskonale się dogaduję. Na trasie rajdu Drezno - Wrocław jechałem z Albertem Gryszczukiem. I było bardzo fajnie! Muszę powiedzieć, że z moim temperamentem mam większe predyspozycje na kierowcę. Zdarzyło mi się pojechać w charakterze pilota, ale to mi raczej nie odpowiadało.
- Nadal jadam bułkę z bananem, ale nie stronię też od innych potraw. Jem wszystko, na co tylko mam ochotę. Nie boję się przybrać na wadzę, bo ćwiczę i szybko spalam zbędne kalorie.