Czy doczekamy się kiedyś "Małysza w spódnicy" ?
W tym tygodniu Beskidy żyją skokami narciarskimi. Trwa nie tylko Letnia Grand Prix skoczków, ale w wtorek odbędzie się w Szczyrku Puchar Kontynentalny kobiet. W poniedziałek odbyła się przy tej okazji międzynarodowa konferencja poświęcona rozwojowi tej dyscypliny i promowaniu jej wśród pań.
Skoki kobiet w ostatnich latach rozwijają się bardzo dynamicznie. Skoczkinie wywalczyły sobie prawo startowania w Mistrzostwach Świata i Igrzyskach Olimpijskich. Tej zimy ruszy pierwsza edycja Pucharu Świata Kobiet, bo do tej pory zawodami najwyższej rangi był Puchar Kontynentalny.
"Skoki narciarskie to wciąż dyscyplina niszowa. Jeśli w jakimś kraju jest dwudziestu - trzydziestu zawodników, mogących konkurować na arenie międzynarodowej, to zawodniczek co najwyżej pięć - dziesięć. Ale rozwój jest faktem, rośnie też popularność wśród kibiców więc chcemy wspólnie się zastanowić nad tym, jak coraz lepiej organizować zawody i jak promować skoki kobiet" - wyjaśnia Walter Hofer, dyrektor Pucharu Świata i członek Międzynarodowej Federacji Narciarskiej.
Swoje kadry kobiece mają już nawet takie kraje jak Rumunia, Francja czy Włochy. Tymczasem Polska przespała pod tym względem koniunkturę stworzoną przez Małyszomanię. W Polsce skoki uprawia około 20 dziewczynek, najstarsza ma 18 lat. Nie ma jeszcze kadry, ale trener Kazimierz Bafia trenuje dwie najbardziej doświadczone - Joannę Gawron i Joannę Szwab. Te mają już za sobą występy w międzynarodowych zawodach. Do tej grupy szkoleniowej mają trafiać najbardziej utalentowane zawodniczki z dwóch grup treningowych w Tatrach i Beskidach. Beskidzką opiekuje się Wojciech Tajner.
"Mam w tej chwili osiem zawodniczek w wieku 10-14 lat, które trafiły do mnie zimą. Tyle zostało po selekcji, kilka się wykruszyło. Nie obiecuję, że za kilka lat wytrenuję Małysza w spódnicy, ale kilka talentów tu widzę" - mówi Tajner.
PZN opłaca pensje obu trenerów, sprzęt dostarczają kluby, zawodniczki trenują w Wiśle, Szczyrku, Gilowicach, Goleszowie i Bystrej. Robią szybkie postępy. Zaczynały od jazdy na nartach i ćwiczeń ogólnorozwojowych, teraz regularnie trenują na skoczni o rozmiarze K-40.
"Dwie mają już za sobą pierwsze próbne skoki na K-70. Naprawdę jestem z nich dumny, bo mało który chłopak wchodzi na "siedemdziesiątkę" po sześciu miesiącach treningu. To żywe, zadziorne "chłopczyce", nie z takich, które lubią się bawić lalkami. Prawdziwe diabełki, czasem po treningu mam głowę jak sklep, ale tylko z takich można zrobić skoczkinie, bo ten sport wymaga charakteru" - uważa Tajner.
W 2014 roku w Soczi panie po raz pierwszy wystartują w Igrzyskach Olimpijskich. Czy będziemy tam mieli kogo wystawić?
"Jest szansa, że pojadą tam obie Asie - Gawron i Szwab. Ale te dziewczynki, które teraz trenują w naszych grupach mają szansę najwcześniej na olimpiadę w Pyeongchang w 2018. Być może pojadą tam nie po doświadczenie, ale żeby walczyć o medale? - zastanawia się Kazimierz Bafia.
"Żeby mieć wyniki, trzeba mieć pieniądze, cierpliwość i warsztat. I potencjał. Nie można się skupić na treningu zawodniczek, które zgłosiły się same, trzeba szukać talentów" - podkreśla Wojciech Tajner. Kolejny nabór zrobi we wrześniu.