Koudelka po upadku siódmy
Roman Koudelka powrócił na skocznię. Tydzień po poważnym upadku podczas treningu przed zawodami Pucharu Świata w Harrachovie po raz pierwszy trenował na małej skoczni w austriackim Ramsau.
Jest już w porządku, chociaż jeszcze czasami pobolewa go głowa. "Przed tym pierwszym skokiem po upadku trochę się bałem, ale wyszedł mi, więc to dało mi pozytywnego kopa. Skończyło się najlepiej, jak mogło," Koudelka powiedział w telefonicznym wywiadzie dla Czeskiej Agencji Prasowej.
"Poskakaliśmy, było dobrze. Roman wypróbował kołeczki, wszystko działa, wszystko dobrze," komentował trener czeskiej reprezentacji, David Jiroutek. Problem z wiązaniem nie powinien się powtórzyć - producent wiązania dorobił dla Koudelki specjalne zabezpieczenie. "Wykonaliśmy chyba z pięć skoków, mięśnie i koordynacja Koudiego są w porządku," dodał trener. Przed wyjazdem do Engelbergu zaliczył jeszcze trening na siłowni.
W Szwajcarii udało mu się wrócić w równie dobrej dyspozycji, jak przed upadkiem. Czech zdobył siódme miejsce dzięki skokom na odległość 127,5 i 126,5 metrów. Po pierwszym konkursie stwierdził: "Jestem bardzo zadowolony z tego wyniku."
A ze swoich skoków?
Roman Koudelka: Przy pierwszym bardzo spóźniłem odbicie, przy drugim już tylko trochę. Ale ogólnie dobrze się czuję po tym konkursie, cieszę się, że tak się udało. Mocno śnieżyło i jestem bardziej zadowolony ze zdobytego miejsca, niż ze skoków - jeżeli o nie chodzi, to miałem jeszcze rezerwy.
Upadek z Harrachova odszedł już w zapomnienie?
R.K.: Mam taką nadzieję. Ale w skokach wszystko jest możliwe.
Nie przypominał ci się, nie utkwił ci w głowie?
R.K.: Nie, nie mam go tam nigdzie zapisanego. A bardzo się cieszę, bo gdyby mi to utkwiło gdzieś w głowie, to byłoby to bardzo nieprzyjemne. Na szczęście jest po wszystkim i nawet już o tym nie myślę.
Jakie zmiany wprowadziliście, jeżeli chodzi o wiązanie, które cię zawiodło?
R.K.: Nic nie zmienialiśmy, zostawiliśmy te same wiązania. Przybyły do nich tylko dodatkowe zabezpieczające części, które dobrze je trzymają.
Wiesz już, w czym był problem? Był to twój błąd, czy też wada wiązania?
R.K.: Ja już nie chcę wracać do tego upadku, stało się to, co się stało. Tego, gdzie tkwił błąd na razie nie wiemy, mam jedynie nadzieję, że już się nie powtórzy.
Ile skoków właściwie zdążyłeś wykonać przed tymi zawodami?
R.K.: Zanim oddałem konkretny skok w pierwszej serii tutaj w Engelbergu, było ich pięć. Niektóre były całkiem dobre, byłem z nich zadowolony, więc trochę mnie to podniosło na duchu. Po czymś takim skoczek może o wiele bardziej w siebie uwierzyć.
Czy twoja forma jest już taka, jaką byś chciał obecnie mieć?
R.K.: Nie jest źle, skoki są stabilne, na wysokim poziomie, to mnie cieszy. Mam nadzieję, że tak zostanie i nadal będę skakać w takim stylu. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak daleko mogę dojść podczas Turnieju Czterech Skoczni, ale cieszę się z mojej obecnej formy. Potem wyniki będą zależeć już tylko od pogody i warunków.
Gdzie i jak będziesz się wraz z kolegami z drużyny nastrajał na Turniej? Pierwszy konkurs czeka was 30 grudnia w Oberstdorfie.
R.K.: Na dwa tygodnie jedziemy trenować do Ramsau, tylko na chwilę nacieszę się świętami, a potem odjeżdżamy do Niemiec.
Pozostali Czesi też nie mogli narzekać na swoje wyniki w Engelbergu. Poza najlepszym Koudelką punktowali też trzej jego koledzy - Lukáš Hlava był piętnasty, Jan Matura dwudziesty, a Jakub Janda zajął 28 miejsce. "Cieszę się, że wiedzie się teraz całej drużynie. Pomógł w tym m.in. Harrachov, mimo iż Roman nie skakał, to tam również szło im dobrze. To pozytywny znak przed Turniejem," powiedział David Jiroutek Czeskiej Agencji Prasowej.