Moje trzy grosze czyli jeszcze o Turnieju Czterech Skoczni
Mój redakcyjny kolega, Marcin Hetnał, na łamach skijumping.pl z charakterystycznym dla siebie pietyzmem, obszernie i wyczerpująco opisał już wiele aspektów związanych z Turniejem Czterech Skoczni. Chciałbym jednak ze swojej strony w poniższym felietonie (nazwijmy to w ten sposób) dorzucić swoje trzy grosze i w ramach swego rodzaju dopowiedzenia, dopełnienia przedstawić garstkę innych ciekawostek i mniej znanych faktów z historii Turnieju.
Skok w 2000 rok
Co roku zaraz po świętach Bożego Narodzenia kilkusetosobowy zastęp sportowców, serwisantów i dziennikarzy w blasku migoczących lampek na choince pakuje się do wyjazdu na cztery skocznie do Oberstdorfu, Garmisch-Partenkirchen, Insbrucku i Bischofshofen. Odbywa się tam narciarski “Wielki szlem” czyli Turniej Czterech Skoczni. Zawodnicy rywalizujący w tej prestiżowej imprezie nowy rok witają regularnie na skoczni, a nie jak większość z nas na prywatce czy sylwestrowej zabawie. Sylwester uczestników Turnieju składa się najczęściej z uroczystej kolacji, lampki szampana i składania sobie życzeń. Zdarzały się jednak w historii imprezy sytuacje, kiedy ostatni wieczór roku obchodzony był w nieco ciekawszy sposób. Na przykład witając rok 2000 zorganizowano pod skocznią w Ga-Pa wielki festyn, podczas którego oficjalnie karierę zakończył znakomity niemiecki skoczek, Dieter Thoma. Kulminacyjny punkt imprezy miał miejsce o północy. Tuż przed godziną 24.00 na belce po raz ostatni w swoim życiu usiadł Thoma. Wykonał on prawdziwy skok w dwutysięczny rok. W momencie, gdy odepchnął się od belki na zegarze widniała godzina 23:59:56. W chwili, gdy Thoma odbijał się z progu wybiła dwunasta, a wylądował już kilka sekund po północy. Tym lotem pożegnał się ze skocznią, a swoją dyscyplinę symbolicznie wprowadził w nowe czasy.
“Skispringen am Bergisel”
Początki tego Turnieju są mało znane. Wiadomo jednak, że w styczniu 1951 roku klub Skivereine Innsbruck postanowił zorganizować w okresie świątecznych ferii zawody w skokach narciarskich “Skispringen am Bergisel”. Zainteresowanie z jakim spotkał się konkurs przerosło najśmielsze oczekiwania, gdyż pod skocznią zjawiło się aż 25 tysięcy kibiców. Dlatego też austriaccy organizatorzy poszli za ciosem i przewidując, że impreza ta może stać się w przyszłości jeszcze większym sukcesem, nawiązali współpracę z niemieckimi klubami narciarskimi. We wrześniu 1952 roku w Garmisch – Partenkirchen podpisano porozumienie o wspólnej organizacji zawodów odbywających się corocznie na przełomie grudnia i stycznia. Turniej Czterech Skoczni zainaugurowano w 1953 roku, a pierwszym triumfatorem został Austriak Sepp Bradl. TCS ma więc większe tradycje od Pucharu Świata, który zaistniał dopiero 26 lat później. Okres rozgrywania turnieju jest bardzo dobry z tego względu, że w innych dyscyplinach wówczas niewiele się nie dzieje, skoki są więc w centrum uwagi kibiców i mediów. Natomiast krótkie okresy między poszczególnymi konkursami zapewniają kibicom niegasnące emocje.
Polnische Rekord Jaeger
Nie wszyscy wiedzą, że pierwszy triumf Polaka w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni mógł mieć miejsce na kilka dekad przed wystrzałem formy Adama Małysza. W sezonie 1963/64 bardzo bliski zwycięstwa w całej imprezie był „Beskidzki Jastrząb” z Buczkowic, Józef Przybyła. Na TCS w 1963 roku na cztery skocznie do Niemiec i Austrii jechał jako młody, niedoświadczony skoczek. Jednak już w treningach przed konkursem w Oberstdorfie postraszył rywali oddając bardzo dalekie skoki, a w samych zawodach znalazł się na szóstym miejscu. W Garmisch Polak zajął trzecie miejsce, tę samą lokatę wywalczył w Innsbrucku, gdzie ustanowił nowy rekord skoczni, lądując na 95,5 metrze. Po trzech konkursach zajmował drugie miejsce. Do znakomitego Fina - Veikko Kankkonena brakowało mu zaledwie 1,5 punktu. Zanosiło się na sensację. W Bishofshofen w pierwszej serii Przybyła uzyskał 100 metrów i objął prowadzenie w Turnieju. Na zeskoku otrzymał specjalną odznakę „stumetrowca”, gdyż jako pierwszy na tej skoczni osiągnął tę odległość. Niestety drugi skok Przybyły zakończył się upadkiem. Polak najechał na kamień na zeskoku, skutkiem czego sędziowie odjęli mu 30 punktów. Skoczek z Beskidów zajął w konkursie 41, a w klasyfikacji całej imprezy siódme miejsce. Gdyby ustał skok na 90 metrów w drugiej serii znalazłby się na podium TCS, może nawet na jego najwyższym stopniu. Niemniej jednak wyczyny polskiego skoczka zrobiły duże wrażenie na niemieckich i austriackich mediach, które ochrzciły Przybyłę mianem „Polnische Rekord Jaeger” (polski łowca rekordów). Nie był to jedyny dobry występ Przybyły Turnieju. Rok później w łącznej klasyfikacji dofrunął aż do piątego miejsca, a w sezonie 1966/67 znalazł się na 9 pozycji.
Turniej Trzech Skoczni
Tak jak pisał Marcin w swoim artykule pogoda stała raczej po stronie organizatorów, gdyż nigdy nie odwołano żadnego z konkursów niemiecko-austriackiej imprezy, inaczej mówiąc zawsze odbywały się cztery konkursy. Bezprecedensowa sytuacja miała jednak miejsce w sezonie 2007/08. Z powodu bardzo niesprzyjających warunków atmosferycznych nie doszedł do skutku konkurs w Innsbrucku. Dwa ostatnie konkursy rozegrano więc w Bischofshofen. Impreza stałą się więc turniejem trzech skoczni, ale czterech konkursów. To jedyna taka sytuacja w całej, długiej i bogatej historii niemiecko-austriackich zmagań, choć wcześniej zdarzały się już sytuacje, w których z powodu niesprzyjających okoliczności zaistniała konieczność przenoszenia zawodów na inne skocznie lub terminy jak choćby w 1956 roku, kiedy ostatni konkurs zaplanowany w Bischofshofen odbył się na obiekcie w Hallein, dwa lata później zamiast na dużej skoczni w Bischofshofen przeprowadzono konkurs na mniejszej w tej samej miejscowości, natomiast w 1979 roku zamieć w Garmisch-Partenkirchen zmusiła organizatorów do przeniesienia o jeden dzień noworocznego konkursu na olimpijskiej skoczni.
Z jubileuszową pompą
Najbardziej hucznie obchodzoną dotąd edycją Turnieju była jubileuszowa, pięćdziesiąta. Odbyło się wówczas kilka imprez okolicznościowych. Honorowym gościem 50. Turnieju Czterech Skoczni był długoletni, były prezydent Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, urodzony w 1918 roku (zm. w 2006) Szwajcar Marc Hodler. Hodler w uznaniu zasług uhonorowany został tytułem honorowego prezydenta FIS, był także członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Organizatorzy zaprosili na imprezę wszystkich 34 żyjących dotychczasowych triumfatorów Turnieju Czterech Skoczni, zaproszenie przyjęło 28 z nich. Jak wyliczył niemiecki dziennikarz Klaus Taglauer obserwujący rywalizację od początku istnienia imprezy w 50. turniejach wystartowało 1314 zawodników z 28 krajów. Inne jednak zdanie na ten temat ma pan Adam Kwieciński, polski pasjonat i kolekcjoner wszelkiego rodzaju statystyk, według którego poprawna liczba to 1339. Jubileuszową edycję w sposób najlepszy z możliwych uświetnił Sven Hannawald, który jako pierwszy wygrał wszystkie cztery konkursy, a uczynił to w sposób budzący najwyższe uznanie.