Adam Małysz: "Chłopaków stać na medal"
Adam Małysz, który do Predazzo przyjechał w roli eksperta Eurosportu, wierzy, że polskich skoczków stać na medal w dzisiejszym konkursie drużynowym mistrzostw świata w Predazzo. "Orzeł z Wisły" zdradza też, w jaki sposób pomaga naszej kadrze podczas konkursów.
"Bardzo fajnie jest powrócić do Predazzo, tym bardziej, że jest kolejny medal i po dziesięciu latach Polak znów wygrał na tej skoczni. To bardzo przyjemne, tym bardziej, że taka impreza zdarza się tylko raz na jakiś czas, a my Polacy tu czujemy się niemal jak u siebie. Tu bardzo wielu rodaków przyjeżdża po prostu na narty, ale myślę też, że te mistrzostwa świata były dosyć dobrze wypromowane u nas w Polsce, to tworzy fajną atmosferę. Pamiętam, że gdy 10 lat temu tu wygrywałem, wówczas również było mnóstwo kibiców. To świadczy o tym, że skoki w Polsce są bardzo popularne i kibice za skoczkami jeżdżą" - opowiada Małysz.
"Faktycznie, wydaje się, że przynoszę szczęście chłopakom, bo zarówno na MŚJ były medale, jak i tutaj w Predazzo. Śmieję się nawet, że zaraz ktoś powie, że jestem ojcem tego sukcesu, bo często tak bywa, że jak ktoś z zewnątrz przyjeżdża i od razu jest sukces to się go tak nazywa. Jeśli cokolwiek, to dołożyłem może jakąś swoją cegiełkę do tego sukcesu, ale to był chyba bardziej taki czynnik motywacyjny. Tyle lat byłem częścią skoków, że być może ktoś czuje się dowartościowany, że przyjechałem. Jeśli swoją osobą mogę pomóc to na pewno mi miło na sercu. Ja sobie jednak w żadnym wypadku nie mogę przypisywać tego sukcesu, to przede wszystkim sukces całego teamu, który sprostał zadaniu. Na szczególny podziw zasługuje Kamil, który po porażce na skoczni normalnej tak szybko się pozbierał i na dużym obiekcie skakał wyśmienicie. Później to była już tylko formalność, zwłaszcza gdy oddał pierwszy skok, odskakując drugiemu zawodnikowi na pięć punktów. Wtedy już wiedziałem, że będzie dobrze" - kontynuuje najlepszy polski skoczek w historii.
"Dla mnie w 2003 roku plus był taki, że pierwsze zawody były na skoczni dużej, a ja zawsze byłem lepszy na normalnym obiekcie, więc gdy zdobyłem złoto na skoczni dużej to już wiedziałem, że na mniejszej będzie bardzo dobrze. Na pewno jest to jednak wielkie wyzwanie. Byłem na wieży z Grześkiem, obserwowaliśmy wiatr i podawaliśmy informacje Łukaszowi, miałem wówczas takiego stresa, jakbym siedział na belce, zamiast Kamila. Na pewno trenerom również się bardzo te emocje udzielają i trzeba być mocnym psychicznie" - zdradza Małysz.
"Moja praca tutaj to przede wszystkim rola eksperta Eurosportu. Jestem jednak dużo tu z chłopakami, patrzę i obserwuję, w miarę możliwości pomagam, analizujemy lot, mówimy co można poprawić. To tak się wydaje, że trener ma tylko 15 sekund na puszczenie zawodnika, ale nawet podczas czwartkowego konkursu ten wiatr, mimo że cały czas z tyłu, bardzo się zmieniał i nawet niewielka różnica powodowała, że zawodnik odlatywał po 5-6 metrów dalej" - kontynuuje były skoczek.
"Czasem mam ochotę założyć narty i sobie skoczyć, ale ja się pogodziłem, że to, co miałem zrobić to już zrobiłem, a teraz mam inną rolę. Szansa na to, że kiedyś skoczę jest, ale myślę, że zrobię to raczej tak bardziej prywatnie, żeby nikt nie widział, bo może być sporo śmiechu" - śmieje się Adam.
"Przed dzisiejszym konkursem drużynowym mam duże oczekiwania, bo wiem, że chłopaków stać na medal i będę mocno trzymał kciuki za nich, mam nadzieję, że będzie właśnie tak, jak typuję!" - zakończył Małysz.