Adam Małysz po Kuusamo
A oto co powiedział dla "Rzeczpospolitej" sam Adam Małysz o swojej aktualnej dysozycji oraz weekendowych skokach...
RP: Czy pański poranny skok był dobry?
- Chyba tak. Nareszcie trafiłem z odbiciem, było takie, jak trzeba. To moje pierwsze trafione odbicie w Kuusamo. Na rozbiegu poczułem, jak szarpie mną wiatr, przechylił mnie nawet trochę, ale wróciłem na tor jazdy. Byłem trochę zaskoczony tym idealnym odbiciem po takim nerwowym rozbiegu.
Był pan już na dole, jak skakał Hautamaeki. Co on zepsuł?
- Matti taki już jest, że lubi spóźnić odbicie. Pod tym względem jesteśmy podobni, bo ja też mam tendencje do spóźniania się na progu. Nie wiem, jak on to robi, że po tak spóźnionym odbiciu jeszcze wyciąga prawie 110 metrów. To był technicznie zupełnie zepsuty skok, ale Matti omal nie wszedł do dziesiątki. On ciągnie lot do końca i pod tym względem nie ma sobie równych.
Kiedy będzie zwycięstwo?
- Jestem tym zainteresowany podobnie jak kibice, ale nie umiem podać daty. Czuję, że moje skoki są bardzo stabilne i zwycięstwo jest realne. Gdy byliśmy w St. Moritz na treningach, skakałem równo, dobrze technicznie. Kiedy natomiast przyjechaliśmy tutaj kilka dni przed konkursem otwarcia, byłem przygnębiony swoją formą. Nie czułem progu. Po dzisiejszym konkursie już jestem bardziej pewny siebie. Chyba wiem, gdzie jest próg.
Ale wygląda pan na zmęczonego, co się dzieje?
- Nie spałem z soboty na niedzielę do drugiej w nocy. Może ta niespodziewana wiadomość o tym, że konkurs zacznie się o ósmej rano, sprawiła, że byłem podekscytowany? Może ten wieczorny trucht przed pójściem do łóżka tak mnie rozbudził? Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem zasnąć. To aż tak bardzo widać?