Magdalena Pałasz i Joanna Szwab: "Czujemy, że nasz start to jest historyczny moment"
Magdalena Pałasz oraz Joanna Szwab to zawodniczki o których kibice w Polsce nie mieli okazji słyszeć zbyt wiele. Już w ten weekend będą one reprezentować nas w zawodach Pucharu Świata pań w norweskim Lillehammer.
"Co się stało, że właśnie teraz wystartujemy? Dziewczyny uwierzyły, że stać je na dobre wyniki i mogą to osiągnąć ciężką pracą na treningach. W naszym udziale w Pucharze Świata bardzo dużą zasługę ma trener kadry panów Łukasz Kruczek, który po obserwacjach stwierdził, że można w tym momencie pokazać, że mamy także w Polsce kobiety, które skaczą na odpowiednim poziomie. Być może to, że zawody zostaną pokazane w telewizji (transmisja tylko w Eurosporcie w piątek od godz. 15 - przyp. red.) stanie się dodatkowym impulsem dla małych dziewczynek, aby te pomyślały o naszej dyscyplinie i zrozumiały, że nie jest to tylko sport dla chłopców" - mówi nam w Lillehammer trener Szwab z SMS Szczyrk Sławomir Hankus. W regionie Oppland jest także opiekun Pałasz z SMS Zakopane Władysław Gąsienica-Wawrytko.
O ile od początku „małyszomanii”, zaczął się boom na skoki narciarskie i trenerzy nie radzili sobie z dużą liczbą chętnych do ćwiczenia, o tyle wśród dziewcząt ten sport cały czas nie cieszy się odpowiednim zainteresowaniem.
- Nie widzę jakoś dużych szans na dobre miejsce w piątek - nie owija w bawełnę w rozmowie z Eurosport.Onet.pl sam Adam Małysz. - Wiemy doskonale, że nasze zawodniczki nie prezentują jeszcze wysokiego poziomu i potrzeba dużo pracy, a także finansów, aby to się zmieniło. Mamy za to porządnych facetów i myślę, że walczyć będą. Głównymi faworytami będą Japończycy. Trzeba jednak zacząć i pokazać, że się jest. To napędza wszystko, być może najmniejsze dziewczynki przyjdą i przetrwają potem okres przygotowawczy. Może za siedem, czy osiem lat będziemy potęgą w skokach kobiet. Teraz w sumie nie ma nawet programu rozwoju. Jest jakieś dofinansowanie, ale to są małe pieniądze. One głównie trenują w klubach i nie ma tak naprawdę kadry narodowej kobiet. Ich występ będzie wielką niewiadomą, ale warto je obserwować - dodaje mistrz.
Nasza „damska” ekipa przyjechała do Lillehammer we wtorek. W środę na normalnym obiekcie o punkcie K-90 Polki trenowały w środę. Rano skakały po osiem razy, a po południu po trzy. W czwartek nie ćwiczyły na Lysgårdsbakken. Dla obu zawodniczek jest to oczywiście pierwsza przygoda z tym obiektem.
- Czujemy, że nasz start to jest historyczny moment. Z jednej strony nieco się stresujemy, ale z drugiej bardzo chcemy zobaczyć, jak to wszystko wygląda z bliska i przede wszystkim sprawdzić się w walce z czołowymi zawodniczkami. Postaramy się skoczyć jak najlepiej i dać z siebie wszystko. Bardzo chciałabym znaleźć się w trzydziestce - mówi nam Szwab, która zaczęła skakać siedem lat temu pod wpływem uprawiającego ten sport kuzyna.
- Pojechałam zobaczyć jego trening. Oddałam pierwsze skoki i mi się to spodobało. Moja pierwsza próba to siedem metrów w Zakopanem na obiekcie, na którym nie dałoby się chyba skoczyć mniej, bo od razu na tyle tam wyrzuca sam rozbieg - śmieje się trenująca od września w SMS Szczyrk 16-latka. W przeszłości najpierw poprawiała umiejętności w TS Wisła Zakopane pod okiem Kazimierza Bafii, a potem u Daniela Bachledy w KS Chochołów.
- Ja zaczęłam trenować, bo zazdrościłam młodszemu bratu nagród i wyjazdów. Jeździłam z nim na treningi, więc pewnego dnia postanowiłam spróbować i tak zostało do dzisiaj. W środę miałam kilka dobrych i parę gorszych prób. Nie mogę ocenić czy stać mnie na dobre skoki. Nie wiem jak mi się uda na zawodach, bo trudno powiedzieć, w jakiej jestem formie. Sam start w tych konkursach to jest duża sprawa. Cieszę się, że mogę wystartować w ten weekend w Lillehammer - mówi za to nam Pałasz.
Nikt chyba nie spodziewa się po występie naszego zespołu wysokiego miejsca. W zawodach weźmie udział prawdopodobnie aż 14 drużyn. Do finałowej rundy awansuje osiem najlepszych po pierwszej serii.
- Mówi się, że jedziemy po doświadczenie i nie mamy celu. Wiem jednak, że chciałabym skoczyć jak najlepiej. Nie chcę być tylko tutaj po naukę. Chciałbym oddać dobry skok, z którego będą zadowolona. Dla innych on może być słaby, ale ja muszę czuć, że był w porządku. Nikt o nas nie słyszał, a teraz Polska wystawia drużynę mieszaną. Dla wielu innych reprezentacji to na pewno spora niespodzianka. Naprawdę warto zobaczyć, jak skaczą kobiety. Dziewczyny pokazują, że też potrafią robić i to w dobrym stylu. Trener robił nam analizę i wyraźnie widać było, że najlepsza w naszym gronie Japonka Sara Takanashi i Gregor Schlierenzauer zachowują się na rozbiegu i podczas lotu podobnie - zachęca 18-letnia Magdalena.
- Staramy się cały czas poprawiać, trener pokazuje nam jak prezentują się najlepsze zawodniczki i skoczkowie - dodaje Szwab.
Trenerzy młodych skoczkiń nie mają zamiaru wywierać na podopiecznych jakiejkolwiek presji. Podobne zdanie jak Adam Małysz w kwestii szans na wysokie lokaty ma także prezes PZN Apoloniusz Tajner.
- Mogę tylko potwierdzić ich słowa. Nie stawiamy jakichkolwiek celów. Nie będę mówił, że liczymy na miejsce w trójce czy szóstce. To jest ciche marzenie, ale na ten moment najważniejsze jest to, aby się pokazać. My jako trenerzy zobaczymy, na jakim etapie przygotowań w tej chwili jesteśmy - tłumaczy Sławomir Hankus. - Myślę, że przed samym weekendem u mnie i drugiego trenera stres jest nieporównywalnie większy niż u dziewczyn. Dla nas też jest to bardzo ważna chwila. Pierwszy raz zaprezentujemy się w konkursie mieszanym, ale naprawdę wierzę w to, że zawodniczki sobie z tym poradzą - kończy szkoleniowiec.
Jeszcze nie wiadomo, którzy dwaj skoczkowie dołączą do naszych pań. Selekcjoner Łukasz Kruczek ogłosi to po przedpołudniowych treningach i kwalifikacjach. Być może nie będą to najlepsi w piątek zawodnicy, a ci, którzy muszą jeszcze popracować nad formą.
Po zawodach w Lillehammer, a więc piątkowej rywalizacji w konkursie mieszanym i sobotniej w indywidualnym Polki mają zaplanowany start w PŚ w Hinterzarten w drugiej połowie grudnia.
Źródło: Krzysztof Srogosz - eurosport.onet.pl