Okiem Samozwańczego Autorytetu: "Blisko, coraz bliżej"
Niemcy doczekali się wreszcie złota. 12 lat minęło, od chwili, gdy Sven Hannawald - w Harrachovie zresztą - został mistrzem świata w lotach. Impreza musiała wrócić do tego czeskiego miasteczka, by następcą Hannawalda został Severin Freund. Co ciekawe, złoty medal w lotach Hannawalda poprzedził złoty medal drużyny na igrzyskach w Salt Lake City a złoty medal Freunda, złoty medal drużyny w Soczi.
Czy Severin Freund okaże się godnym następcą Martina Schmitta i Svena Hannawalda? Czy może seryjnie wygrywać konkursy i sięgać po kolejne medale? Od kilku już lat dobrze się zapowiadał. Końcówka sezonu należy do niego. W Harrachovie odebrał medal pocieszenia, bo w roku olimpijskim tak należy traktować tytuł Mistrza Świata w Lotach. To już bardziej prestiżowym może się tej zimy wydawać Puchar Świata w Lotach, w końcu przyznano go za cztery serie na jednej skoczni. Ale co tytuł to tytuł, nazwisko Freunda wędruje do kronik. I powiedzmy sobie szczerze – jego zwycięstwo nie jest ani trochę przypadkowe.
Severin jest najmocniejszym zawodnikiem ostatniej części sezonu. Igrzyska przegrał na własne życzenie, ale potem było już tylko świetnie. 3 zwycięstwa, 5 miejsc na podium 496 zdobytych punktów w 6 ostatnich konkursach. A przecież już przed Igrzyskami Severin był dwa razy drugi w Willingen. Tylko pluć sobie w brodę, że taka forma nie zaczęła się wcześniej.
Pluć w brodę może sobie też Kamil Stoch. Miał wysoką formę i szansę, by zdobyć dla Polski drugi w historii medal w lotach. Jednak pierwszy, niestabilny przed progiem i niedoskonały w locie skok postawił go w trudnej sytuacji a wiatr storpedował marzenia o pościgu za liderami. Udało się wyprzedzić tylko Wasiljewa.
Czortek po raz kolejny pokazał swe rogate oblicze. W piątek zwiódł nas pozorną łagodnością. W sobotę pokazał, co potrafi. Łopotał wściekle zerwanymi siatkami, pluł na zgromadzonych na trybunach kibiców deszczem, śniegiem i czymś pośrednim, przenikał na wskroś zimnymi podmuchami. Organizatorzy znów łudzili nas, że łudzą samych siebie. Niby w pewnej chwili pogoda w sobotni wieczór na chwile złagodniała, ale nadzieja żyła krótko. W niedzielę ludzie szli na skocznię chyba tylko dlatego, że nie przyszło im do głowy, by skorzystać z jakichś innych miejscowych rozrywek.
Ale w piątek było sprawiedliwie. Powtórzę - jeśli ktoś chciałby mieć o cokolwiek pretensje, to tylko do siebie. Czy pretensje ma do siebie Peter Prevc? Ja bym miał. Po takich skokach treningowych, wyrastał na zdecydowanego faworyta. I znów skończyło się niedosytem. Medal medalem, ale przecież Słoweniec celował w inny kolor. Peter nauczył się tej zimy wygrywać, ale mając taką formę w takim roku dwa zwycięstwa w PŚ to rozpaczliwie mało. Jeszcze zostały dwie indywidualne szanse i trzecia – matematyczna już właściwie - na Puchar.
168 punktów przewagi, dwa konkursy do rozegrania. Tylko kataklizm jest w stanie odebrać Kamilowi Stochowi Szklaną Kulę. Ale nie cieszmy się przedwcześnie. Wybuch Krakatau, Hitler, Stalin, Małysz wpadający w dziurę po Kasaim, Edyta Górniak śpiewająca hymn na MŚ w 2002 – kataklizmy zdarzają się zaskakująco często. Więc nie puszczajmy zaciśniętych kciuków, nie rezygnujmy z dmuchania pod narty i żeby mi nikt się nie ważył przejść w tym tygodniu pod drabiną! Lustra proszę pozdejmować ze ścian i owinąć folią bąbelkową, solniczki zalepić taśmą klejącą. Czarne koty wyłapać i przemalować na biało, szaro albo rudo. Kominiarze powinni wziąć sobie wolne i zająć się wyłącznie paradowaniem po ulicach.
Ale to wszystko byłoby na nic, jeśli zabrakłoby talentu, odwagi i ciężkiej pracy. Ktoś zerknie na klasyfikację generalną, wzruszy ramionami i powie „pestka, wystarczy teraz tylko tego nie zepsuć”. Gucio prawda. Tu nie wystarczy „kontrolować sytuację”, spoglądać z góry i czekać, aż Kula sama wpadnie w ręce. Tu trzeba wyjść na skocznię i oddać skok. Drugi. Potem może trzeci i czwarty. Zgrać ze sobą te wszystkie trudne elementy. Podeprzeć to umiejętnościami. A przede wszystkim, żeby znaleźć się w tym miejscu – przed samym szczytem – trzeba było wykonać olbrzymią pracę. Zacząć te dwadzieścia lat temu na usypanej ze śniegu skoczeńce w Zębie. I potem rok po roku ciężko trenować, wyciskać z siebie siódme poty. Puchar Świata w skokach narciarskich, to nie jest los na loterii. To zwycięstwo trzeba ciężko wypracować, podporządkowując mu całe życie. Walczyć z nudą rutyny, bólem kontuzji, rezygnacją, zniechęceniem . Trzeba ubrudzić ręce, by wybudować szczęście.
Nie znalazłem czasu na felieton po drugiej części nordyckiego maratonu, więc troszkę nadrabiam w w tym, zasadniczo poświęconym Mistrzostwom w Lotach. Oto tabelka Pucharu Świata przed dwoma ostatnimi konkursami:
Czołówka PŚ 17.03.2014 | |||||
Lp | Zawodnik | Kraj | pkt. | strata1 | strata2 |
---|---|---|---|---|---|
1 | Kamil Stoch | Polska | 1320 | 0 | 0 |
2 | Peter Prevc | Słowenia | 1152 | 168 | 168 |
3 | Severin Freund | Niemcy | 1123 | 197 | 29 |
4 | Noriaki Kasai | Japonia | 977 | 343 | 146 |
5 | Anders Bardal | Norwegia | 931 | 389 | 46 |
6 | Gregor Schlierenzauer | Austria | 866 | 454 | 65 |
7 | Simon Ammann | Szwajcaria | 728 | 592 | 138 |
8 | Thomas Diethart | Austria | 615 | 705 | 113 |
9 | Andreas Wellinger | Niemcy | 598 | 722 | 17 |
10 | Stefan Kraft | Austria | 490 | 830 | 108 |
Przypomnijcie sobie państwo, w jakim tempie wspinał się na kolejne szczebelki Freund. Kto by po Igrzyskach w Soczi uwierzył, że jadąc do Planicy, ktoś poza czołową dwójką będzie jeszcze miał matematyczne szanse na Puchar? Freund ma. A na drugie miejsce ma całkiem realne. Psuje skoki znacznie rzadziej, niż Peter Prevc.
I jeszcze tabelka z Polakami:
Polacy w klasyfikacji PŚ 17.03.2014 | ||
Lp | Zawodnik | punkty |
---|---|---|
1 | Kamil Stoch | 1320 |
17 | Maciej Kot | 350 |
22 | Jan Ziobro | 312 |
22 | Piotr Żyła | 312 |
34 | Krzysztof Biegun | 144 |
37 | Klemens Murańka | 132 |
47 | Dawid Kubacki | 87 |
76 | Stefan Hula | 3 |
79 | Krzysztof Miętus | 1 |
Wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy w historii, będziemy mieli w końcowe klasyfikacji generalnej aż czterech Polaków w pierwszej "30". A jest i szansa na pięciu, choć Klemens Murańka musiałby złapać mocny wiatr w żagle. Mało realne, ale przecież nie niemożliwe.
Cytat zupełnie nie na temat (?):
„I znowu polski rycerz dumnie
podejmie złotą rękawicę.
Widziałem ją w blaszanej trumnie,
gdzie wróg rozbitą miał przyłbicę”
I tak oto zmierzamy ku finałowi. Przed nami już tylko ten jeden ostatni weekend ze skokami. Historyczny, bo drugi w historii Polak staje przed wielką szansą sięgnięcia po Puchar Świata. Szczególny, bo rozgrywany nie na Letalnicy, a Velikance. I głęboko wierzę, że będzie szczęśliwy dla tych, którzy pojadą tam, by wymachiwać biało-czerwoną flagą, dla tych co zasiądą przed telewizorami i dla wszystkich, którzy mają w swoim sercu szczególne miejsce dla polskich skoków i tego jednego hardego górala, który przecież już tej zimy udowodnił, że w tym co robi, nie ma sobie równych na trzeciej planecie od Słońca. I ta jedna rzecz jest pewna. Bez żadnych wątpliwości.