Adam Małysz: "Nie dzieje się nic niepokojącego"
Adam Małysz studzi negatywne emocje, jakie u niektórych kibiców wywołała inauguracja sezonu Pucharu Świata w Klingenthal. - On wie - co zrobić, umie reagować - mówi z przekonaniem były skoczek o trenerze polskiej reprezentacji, która rozpoczęła zimę poniżej oczekiwań.
- Byłby problem gdyby konkurs w Klingenthal był 5.-6. zawodami w sezonie lub gdyby nasi skakali źle w końcu grudnia, tuż przed Turniejem Czterech Skoczni. Na razie, nie dzieje się nic niepokojącego. Nie można co konkurs popadać z euforii w depresję lub odwrotnie. Trenerzy kadry zdiagnozują problemy z Klingenthal i zareagują - uspokaja wiślanin w rozmowie z portalem sport.pl.
Zdaniem czterokrotnego zdobywcy Kryształowej Kuli prym w otwartym właśnie sezonie mogą wieść Niemcy, którzy rozpoczęli starty od zwycięstwa w konkursie drużynowym:
- Dalekie loty Niemców w Klingenthal nie są niespodzianką. Oni mają młodych skoczków, ale jednocześnie zbyt doświadczonych trenerów, by decydowali się przygotowywać szczyt formy na pierwszy konkurs, wygrać u siebie, a potem płacić za to w ważniejszych momentach: na TCS czy mistrzostwach świata w Falun. Są mocni i będą mocni cały sezon - może z małymi wahaniami formy.
Pierwsze tygodnie nowego sezonu według Małysza mogą należeć do zwycięzcy niedzielnych zawodów, Romana Koudelki:
- Koudelka dobrze skakał już latem, pod koniec Grand Prix. A w Klingenthal latał jak natchniony, lądując wciąż w tej samej dziurze, jak mówią skoczkowie - czyli w tym samym miejscu, bardzo powtarzalnie. Nic go nie ruszało, nawet ze złym wiatrem sobie radził. Po pierwszej serii niedzielnego konkursu indywidualnego był czwarty, ale patrząc na to, kto go wyprzedza, powiedziałem do żony: "Zobaczysz, on to wygra". I rzeczywiście był najlepszy, chyba wszyscy w niedzielę mieliśmy wrażenie, że jego zwycięstwo to rozstrzygnięcie najbardziej sprawiedliwe. Jak długo utrzyma tę formę? Na pewno do Kuusamo. Dla mnie będzie faworytem do kolejnych zwycięstw, szczególnie na początku sezonu.
Czterokrotny Mistrz Świata nie widzi za to wielkich szans na stałe włączenie się do czołówki swojego dobrego kolegi ze skoczni i jednocześnie wielkiego rywala, Simona Ammanna:
- U Ammanna nie widzę potencjału sprzed lat. Miewa przebłyski, ale nie jest w stanie dominować jak dawniej. Wtedy, jak łapał szczyt formy, przeskakiwał skocznie i rywali o parę metrów. Dziś już chyba nie jest do tego zdolny, ale skoro skoki wciąż sprawiają mu frajdę, to dlaczego miałby je rzucać? Niech skacze, dobrze się bawi i od czasu do czasu odnosi sukcesy. Trudno go nie podziwiać jako sportowca i nie lubić jako człowieka.