Promocja książki „Od Marusarza do Małysza”
Spotkanie poprowadzili profesor Józef Lipiec oraz doktor Halina Zdebska. Kilka minut po 17.00 powitano wszystkich zebranych, wśród nich obecny był także złoty medalista z Sapporo, Wojciech Fortuna. Po krótkiej przemowie profesora Lipca, głos zabrała doktor Zdebska, autorka wstępu do książki. Po jej wystąpieniu, kolega autora Maciej Stasiński, odczytał fragment poświęcony Janowi Raszka.
„…Niektórzy mawiają, że wolność mieszka w górach i chyba mają rację. Górale podhalańscy dla podkreślenia umiłowania "ślebody" - wolności, śpiewają "wolni my se wolni, jak ptoskowie polni". Ludzie, żyjący w górach, nierzadko w bardzo trudnych warunkach, mają troszeczkę inny stosunek do życia niż mieszkańcy nizin. Wystarczy, bowiem wyjść na jakiś szczyt, czy to na Czantorię, czy to na Giewont, by oglądać widok, który zapiera dech w piersiach.
I wtedy człowiek doznaje wszechogarniającego uczucia, niedającej się z niczym porównać i nijak opisać wolności. Dla niektórych ludzi jest ona najważniejszą i nadrzędną wartością w życiu. Tak czuł i czuje nadal niezwykły Wiślanin - Jan Raszka. Po latach powiedział: "Poznałem smak sukcesów i porażek. Byłem wesoły i szczęśliwy. Ale też nie jeden raz płakałem i modliłem się w ciszy wiślańskich świerków na szczytach Baraniej Góry, Stożka czy Czantorii.
Zaś najbardziej ceniłem, i cenię sobie, wolność. I to, że zawsze jestem sobą. Czasami zastanawiałem się, czy nie popełniłem falstartu w moim życiu. Lecz gdyby istniała taka możliwość i znalazłby się starter, który wypuściłby mnie jeszcze raz, to wybrałbym tę samą trasę. Bo ona jest dobrze wytyczona…”
Na spotkaniu obecni byli również wydawcy: Grażyna i Jarosław Fall oraz liczni sympatycy MRO. Rozpoczęła się dyskusja. Ówcześni działacze, trenerzy i sportowcy zaczęli wspominać i rozmawiać na temat sytuacji polskiego narciarstwa. Pierwszy głos zabrał trener Szymon Krasicki (trener biegaczek). Wspominał Sapporo i atmosferę towarzyszącą temu wydarzeniu.
W dalszym ciągu dyskusji, padło bardzo popularne obecnie pytanie, dlaczego mając jednego mistrza, nie potrafimy stworzyć warunków do treningów dla innych? W tej dyskusji głos zabrał Wojciech Fortuna, który wspomniał o swojej rezygnacji z czynnego uprawiania sportu. Zauważył on, że zbyt często organizowano bankiety, zamiast budować nowe obiekty sportowe. Podobną sytuację obserwujemy dziś. Od momentu, w którym Adam Małysz zaistniał na światowych skoczniach, nie możemy doczekać się remontu skoczni w Wiśle – Malince. Nie powstają też żadne inne obiekty. Po tej dyskusji ponownie poproszono Macieja Stasińskeigo o odczytania fragmentu książki, tym razem odnosił się on do postaci Wojciecha Fortuny.
„…Po pierwsze udaje się tylko najlepszym. Słaby skoczek nie skoczyłby na Okurayamie 111 metrów i na czerwoną krechę punktu krytycznego skoczni. Po drugie Fortuna nie był skoczkiem jednego skoku. Prawdziwsze jest określenie - skoczek jednej olimpiady. Przecież na średniej skoczni olimpijskiej był szósty i zdobył dla Polski jeden punkt olimpijski. Był w związku z tymi wynikami najlepszym skoczkiem Zimowych Igrzysk w Sapporo.
Dzięki talentowi zajął drugie miejsce w skokach podczas Memoriału im. Bronisława Czecha, rozegranych w 1975 roku, za uzdolnionym skoczkiem z NRD – Henrym Glassem. Potem atmosfera wokół Fortuny zaczęła się coraz bardziej psuć. W 1976 roku na obozie w Czechosłowacji powiedziano mu wprost, że albo skoczy 80 metrów albo się pożegna ze skokówkami i z klubem, który nie będzie wydawał ciężkich pieniędzy na słabego zawodnika. Fortuna 80 metrów skoczył, ale konflikty pozostały.
Wtedy trener Janusz Fortecki namówił go do zakończenia kariery, bo skoro źle skacze, to należy skończyć ze sportem, zanim się złoty medal całkowicie nie zdewaluuje. I Fortuna skończył ze sportem. Za swoje zasługi otrzymał kilka odznaczeń: Został taksówkarzem, ale po trzech sezonach wrócił do skoków i był w 1979 roku 18 w Memoriale im. Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Nie był ani zachwycony, ani zmartwiony tym wynikiem. Mimo przeciwności i negatywnych ocen powrócił do skakania. Po prostu lubił skoki i miał chęć jeszcze raz w swoim życiu popatrzeć na tłum ludzi zgromadzonych pod skocznią.
Trzeba wreszcie powiedzieć, że wielu pisze, że Adam Małysz jest pierwszym polskim mistrzem świata w skokach, gdy tymczasem Fortuna za zwycięstwo olimpijskie oprócz złotego medalu olimpijskiego otrzymał także złoty krążek FIS, za mistrzostwo świata w skokach. A więc on był pierwszym polskim mistrzem świata w skokach narciarskich. To tyle gwoli tzw. prawdy historycznej. Może to wyjaśnienie przyczyni się, chociaż trochę do tego, że skończy się w kraju bardzo płytkie wyobrażenie Fortuny jako zawodnika jednego skoku…”
Na koniec głos zabrał autor książki, Wojciech Szatkowski. Opowiedział krótko o swoich przeżyciach związanych ze skokami narciarskimi. Odpowiedział też na pytanie, co nowego znajduje się w książce i dlaczego właściwie napisał drugą część.
„…czułem się wewnętrznie, niespełniony po pierwszym wydaniu…zabrakło w nim kilku znaczących postaci polskich skoków narciarskich…”
Z „nowych” nazwisk w książce pojawiły się: Władysław Gąsienica-Roj działacz sportowy oraz skoczkowie: Krzysztofiak, Ustupski, Mądry. Jak również pierwszy raz zwrócono uwagę na „nadzieję” polskich skoków narciarskich, młodzież trenującą pod okiem Jana Szturca.
Zobacz galerię zdjęć z promocji książki...»
Książkę "Od Marusarza do Małysza" można nabyć wypełnijąc formularz zamówienia:
autor: Annia, źródło: Informacja własna weź udział w dyskusji: 3