Słowackie skoki odżyją? "Zeszłego lata zaczęliśmy od zera"
Gdy w grudniu 2014 roku w Szczyrbskim Jeziorze odbył się konkurs FIS Cupu w jaskrawym świetle uwidoczniła się dramatyczna sytuacja tamtejszych skoków narciarskich. Dzięki grupie pasjonatów zakochanych w tej dyscyplinie słowackie skoki mają jednak szansę wyjść na prostą. Nie będzie to jednak łatwe zadanie.
Gdy w 1999 roku srebrny medal mistrzostw świata juniorów zdobywał Michal Pšenko, a na międzynarodowych skoczniach pojawiła się duża grupa utalentowanych, młodych Słowaków, wydawało się, że nic nie może pójść źle i Słowacy wkrótce dołączą do szerokiej światowej czołówki. Chyba nawet najwięksi pesymiści nie spodziewali się, że z tej generacji po kilkunastu latach zostanie tylko wspomnienie, a słowackie skoki praktycznie umrą. Tak jednak się stało i jedynie dzięki grupie pasjonatów z Bańskiej Bystrzycy można mieć nadzieję, że sytuacja ta ulegnie zmianie.
Grudzień 2014 roku. Konkurs FIS Cupu w Szczyrbskim Jeziorze. Mniej zorientowany kibic skoków narciarskich przeglądający wyniki tych zawodów z pewnością mocno by się zdziwił. Nie często bowiem zdarza się, by gospodarz zawodów międzynarodowych, choćby i najniższej rangi, wystawił raptem 4 zawodników, mając możliwość zgłoszenia ich aż 20. Gdy dodatkowo zauważymy, że dwóch skoczków z tej czwórki to zawodnicy, którzy albo nigdy nie osiągnęli choćby poziomu pozwalającego im rywalizować na arenie międzynarodowej (Michal Pendziviater), albo nie pojawiali się na niej od blisko 4 lat (Mojmir Nosal) obraz staje się jeszcze bardziej surrealistyczny. Dodajmy do tego jeszcze 4 liczby: 74, 78, 84 i 85. Jak zapewne się domyśliliście to właśnie pozycje zajęte w tych zawodach przez wspomnianą czwórkę (w kolejności Tomas Ondrejka, Nosal, Dominik Durco, Pendziviater). Pozycje, które mówią same za siebie...
Kilka miesięcy wcześniej, latem 2014 roku, w, oddalonej o około 120 km od Szczyrbskiego Jeziora, Bańskiej Bystrzycy pojawił się jednak promyk nadziei dla słowackich skoków. Grupa pasjonatów tej dyscypliny, skupiona w tamtejszym klubie o wdzięcznej nazwie "Klub priateľov Skoku na lyžiach" (w skrócie: KPSL), postanowiła rozpocząć wszystko od nowa i odbudować słowackie skoki narciarskie.
Żeby uświadomić sobie jak karkołomnego zadania się podjęli warto wspomnieć, iż w kraju tym obecnie trenuje obecnie 3 (tak, trzech!) skoczków mogących w ogóle występować na arenie międzynarodowej. Blisko 41-letni Vladimír Roško oraz wspomniani wcześniej Tomáš Ondrejka i Dominik Ďurčo (obaj urodzeni w 1997 roku) – to wszystko. Zarówno wymieniani już Nosal i Pendziviater, jak i zdecydowanie bardziej utytułowani Tomáš Zmoray (który być może kiedyś jeszcze powróci) i Patrik Lichý (który został żołnierzem, by móc utrzymać swoją żonę i dziecko) w ostatnich miesiącach zakończyli swoje kariery, więc Słowacy nie są już w stanie nawet wystawić reprezentacji do jakiegokolwiek konkursu drużynowego w rywalizacji seniorów.
Mimo to grupa skupiona wokół klubu KPSL się nie poddaje i zdołała już zebrać 11 młodych adeptów skoków w wieku od 5 do 11 lat, którzy mają stanowić przyszłość słowackich skoków, a wiosną i latem liczba ta ma się jeszcze zwiększyć. Mimo niezbyt korzystnej sytuacji, przedstawiciele klubu walczą o to, by młodzi zawodnicy mieli szansę odpowiednio się rozwijać – klubowi udało się zebrać kilku mniejszych sponsorów, jednak wobec braku sukcesów ciężko uzyskać mu jakieś większe wsparcie finansowe. KPSL liczy także na obiecane wsparcie ze strony nowego prezydenta Słowackiego Związku Narciarskiego.
Celem klubu KPSL jest nawiązanie do dawnych tradycji. Warto wspomnieć, że to właśnie z Bańskiej Bystrzycy wywodzi się bowiem grupa kilkudziesięciu reprezentantów Czechosłowacji i Słowacji, z medalistą mistrzostw świata Martinem Švagerko na czele, a w latach świetności trenowało tu nawet po 50-60 skoczków. Jednym z ważniejszych celów długoterminowych jest przygotowanie zawodników i zawodniczek do startu w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich 2026, a także innych zawodów międzynarodowych, jak mistrzostwa świata juniorów, czy seniorów.
KPSL ma za sobą także pierwsze sukcesy organizacyjne od czasu "nowego startu". W czerwcu klubowi udało się bowiem zorganizować na swoich skoczniach w kompleksie Žlté piesky FIS Camp, w którym wzięli udział zawodnicy z 5 krajów. Obóz ten został zakończony tradycyjnymi zawodami o Puchar Burmistrza Miasta Bańska Bystrzyca, w którym wystartowała rekordowa liczba 96 skoczków i skoczkiń (w większości z Czech). Dodatkowo kilka tygodni później kompleks wizytował Walter Hofer, który obiecał pomoc w organizacji podobnych obozów w kolejnych latach, a latem 2014 udało się także zorganizować otwarte mistrzostwa kraju w juniorskich kategoriach wiekowych.
Wiadomości z klubu KPSL to jednak nie jedyny promyk nadziei ze Słowacji. W ostatnim czasie bowiem w niewielkiej wsi Selce nieopodal Bańskiej Bystrzycy powołany do życia został nowy klub skoków narciarskich – Ski Club Selce, na którego czele stanął Martin Mesík, wspierany przez 3 jego braci. Mimo poważnych problemów organizacyjnych (we wsi brak jest skoczni pokrytej igelitem, w związku z czym treningi odbywają się na niewielkiej skoczni usypanej ze śniegu) w klubie udało się już zebrać grupę 10 dzieci. Słowacy liczą na to, że uda im się uzyskać wsparcie ze strony Międzynarodowej Federacji Narciarskiej – potrzebują bowiem zarówno igelitu, jak i wyposażenia dla młodych adeptów skoków.
Oprócz wspomnianych klubów KPSL i SC Selce w Bańskiej Bystrzycy działa jeszcze klub SK Kartik, skupiony głównie na narciarstwie alpejskim i biegowym, w którym jednak także trenuje 6 dzieci (3 chłopców i 3 dziewczynki), która swoją sportową przyszłość wiąże ze skokami narciarskimi.
O tym, że to Bańska Bystrzyca jest centrum skoków narciarskich na Słowacji, najlepiej świadczy fakt, że większość osób pracujących przy organizacji zawodów FIS Cupu i Uniwersjady w Szczyrbskim Jeziorze pochodziła właśnie z Bańskiej Bystrzycy. Miejscowość z jedyną czynną skocznią normalną w kraju zresztą w ogóle nie ma szczęścia do tej dyscypliny sportu – nie ma w niej bowiem nie tylko klubu skoków narciarskich, ale brak jest choćby jednego aktywnego skoczka!
Jak więc widać sytuacja słowackich skoków narciarskich, choć bardzo zła, niesie za sobą pewne nadzieje co do zmian w przyszłości. Czy osobom zakochanym w tej dyscyplinie sportu uda się dokonać niemożliwego i reanimować niemal martwą dyscyplinę? Czas pokaże, ale z pewnością warto śledzić ich poczynania, zwłaszcza że młodzi słowaccy skoczkowie i skoczkinie od czasu do czasu odwiedzają także i polskie obiekty, by móc na nich potrenować. Czy będą potrafili nawiązać do dawnych sukcesów swoich poprzedników? Trzymamy kciuki!
Za pomoc w przygotowaniu materiału dziękujemy Panu Rastislavowi Leško – byłemu słowackiemu skoczkowie narciarskiemu, pełniącemu obecnie funkcję wiceprezydenta klubu KPSL Bańska Bystrzyca.