Pechowy dzień Mateusza Rutkowskiego
Świeżo upieczony mistrz świata był zbyt zdenerwowany, żeby rozmawiać z dziennikarzami, wyręczyli go w tym koledzy z reprezentacji:
Adam Małysz:
- Jest młody, dobry i ma jeszcze czas. To nie jest takie proste. Wrócił z Norwegii, przespał się w domu, jechał do Austrii. Tam niemal prosto z samochodu pognał trenować na skocznię. Następnego dnia siłownia, potem znowu podróż - do Niemiec i znowu skakanie. Spokojnie, nie od razu Kraków zbudowano.
Wojciech Skupień:
- Mateusz chyba trochę spalił się psychicznie. Wszyscy mu powtarzamy, że w tym sezonie on już zrobił wszystko, co do niego należało, ale on jest nienasycony. Wciąż mu mało. Chce już rywalizować z najlepszymi, przez to się denerwuje. Nie słucha nas, gdy mówimy mu, żeby się wyluzował.
Mika Kojonkoski tuż po zwycięstwie Mateusza w Stryn przestrzegał:
- Juniorom nie można stawiać krótkowzrocznych celów w stylu: "Wygrałeś, no to teraz na ciebie liczymy". Istotne są cele długofalowe. Młody sportowiec powinien mieć czas, by do nich dochodzić. A już najgorsza z możliwych dla młodego skoczka jest sytuacja, gdy sam uwierzy, że jest świetny. Wtedy przepadł z kretesem. Jego oczekiwania stają się bowiem kilka razy większe od możliwości. Skoczek myśli, że jest super, a nie jest i kompletnie tego nie rozumie.
Start w Willingen był dla Mateusza zapewne startem bardzo trudnym. Nie sprzyjała mu wielkośc skoczni ani warunki wietrzne w momencie startu, a także olbrzymia presja, jaką dziennikarze i kibice nałożyli na barki młodego zawodnika. Niektórzy, co bardziej niecierpliwi, widzieli już go na najwyższym stopniu podium w tych zawodach. Wszystko jednak wymaga czasu, więc na pewno jeszcze nie raz będzie nam dane cieszyć się z sukcesów Mateusza Rutkowskiego.
Cytaty: GW, ŻW