Łukasz Kruczek: "To są kwestie do rozwiązania przez Kamila"
Trójka Biało-Czerwonych, która pomyślnie przebrnęła przez czwartkowe kwalifikacje, bezproblemowo awansowała także do trzeciej i czwartej serii konkursowej. Na półmetku rywalizacji najwyżej plasuje się Dawid Kubacki, który zajmuje 15. lokatę. Czy trener Łukasz Kruczek jest zadowolony ze startu zawodników?
- Konkurs jeszcze trwa. To jest specyfika i zarazem trudność Mistrzostw Świata w lotach narciarskich. Są to jedyne zawody rozgrywane przez dwa dni. Dookoła pogoda zaczyna wkraczać do akcji. Ona też wkroczyła w trakcie konkursu, bo zarówno w pierwszej serii, jak i drugiej, była grupa zawodników, która miała gorsze warunki problemy z odleceniem. Trzeba pochwalić naszych zawodników, którzy skakali, bo oni skakali swoje. Mówimy to do znudzenia, ale tego od nich oczekujemy. Niczego więcej nie trzeba, bo to w zupełności wystarczy.
Technika Dawida Kubackiego zaczęła sprzyjać lotom? - W końcu. Skoki Dawida były lepsze niż wczoraj. To pokazało, że postawiliśmy na dobrego konia. Pierwszy skok Klimka był trochę słabszy. Za nisko leciał nad bulą, aby dało się uzyskać lepszą odległość. Paradoksalnie ten drugi skok był znacznie lepszy, ale warunki nie pozwoliło na to, aby coś więcej z tego ugrać. Mimo wszystko konkurs na plus dla niego. O co może powalczyć Dawid? Przede wszystkim musi skakać i pilnować tego, żeby skoki były dobre. Dawid zna swoje punkty do koncentracji. Jeżeli wszystkiego przypilnuje - skoki są dobre. Na warunki i skoki przeciwników wpływu nie mamy. Wynik końcowy to połączenie tych wszystkich czynników.
Wyniki na półmetku zmagań zaskakują? - Ścisk w czołówce to chyba bardzo dobra sytuacja. Zakładamy, że nie powinno być problemu, ale co najmniej czterech z tej piątki będzie chciała, aby konkurs doszedł do skutku. Austriacy straszą, że ma być coraz gorzej z wiatrem i śniegiem. Inne prognozy mówią, że ma być całkiem nieźle, ale musimy iść z tym, co się dzieje i podejść normalnie do kolejnego konkursu. Ci co grają o medale, grają o medale, a my mamy swoją pracę do wykonania.
Pierwsza seria nie była na granicy ryzyka? - Nie była na granicy ryzyka. Jeżeli mamy do czynienia z długimi skokami z wiatrem czołowym, obojętnie na jakiej skoczni, a taki był w dolnej fazie zeskoku - zawodnicy podchodzą do lądowania z dużo mniejszą prędkością. W momencie skoków przy ciszy lub wietrze z tyłu, mogłoby to inaczej wyglądać, bo prędkość podejścia do lądowania zwiększa się dość gwałtownie. Ta skocznia jest tak przeprojektowana, że loty 250-metrowe byłyby możliwe, ale pytanie czy jury pozwoli.
Jedna próba treningowa w przypadku Kamila Stocha to nie jest zbyt mała ilość? - To jest zasada Mistrzostw Świata. Ta seria jest przeznaczona dla zawodników, którzy są rozpatrywani pod kątem konkursu drużynowego przez sztaby szkoleniowe. Kamilowi też dali możliwość skoku w tej serii. Dobrze, że skoczył dobry skok w warunkach identycznych do wczorajszych kwalifikacji, na dodatek z krótszego najazdu. On skakać nie zapomniał.
Co trzeba poprawić w skokach dwukrotnego mistrza olimpijskiego? - To nie jest tak, że z drobnymi problemami nie da się skakać. Jak widzimy całą czołówkę światową, nie ma skoków bezbłędnych. Skok Petera Prevca był strasznie spóźniony, ale metry są, bo to wszystko działa. Z drobnymi błędami da się skakać i wygrywać. Głębszym problemem jest przeniesienie dyspozycji treningowej na zawody. To są kwestie do rozwiązania przez Kamila. O niedzielnym konkursie drużynowym jeszcze nie mówimy, zobaczymy czy będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu.
Korespondencja z Bad Mitterndorf, Tadeusz Mieczyński.