20 lat minęło – Jak Adam Małysz triumfował po raz pierwszy w PŚ
17 marca 1996 roku to doskonale dobrze znana data polskim fanom skoków narciarskich. Tego dnia Adam Małysz został trzecim reprezentantem naszego kraju w historii, który triumfował w zawodach Pucharu Świata. Z okazji 20. rocznicy triumfu na Holmenkollbakken w Oslo, przypominamy drogę wiślanina na sam szczyt pucharowego podium.
Adam Małysz swoją przygodę z Pucharem Świata rozpoczął w sezonie 1994/1995 i sam przyznawał wówczas dziennikarzowi "Przeglądu Sportowego" Markowi Serafinowi, "że drżą mu nogi, gdy rozgląda się ku górze i widzi wokół same sławy". Z czasem wiślanin zaczął czuć się coraz pewniej, aż w końcu podczas marcowych mistrzostw świata w kanadyjskim Thunder Bay zakończył konkursy na 10. i 11. pozycji. Na oficjalnym treningu, rozegranym dzień przed zawodami na dużej skoczni, Małysz oddał nawet najdłuższy skok dnia, lądując na 134 metrze i pewnie wygrywając trening. Pomimo wcześniejszego debiutu na mamucim obiekcie, był to nowy rekord życiowy siedemnastolatka! Rodzice Adama bacznie śledzili relacje mediów z Kanady. Ojciec, pan Jan wyłapał nawet wpadkę Polskiego Radia, która przedstawiła jego syna jako skoczka z Zakopanego...
Kolejny sezon miał okazać się jeszcze lepszy dla wiślanina. Reprezentant Polski niezwykle udanie radził sobie w 44. Turnieju Czterech Skoczni. Osiemnaste miejsce w Oberstdorfie i szesnaste w Garmisch-Partenkirchen dawały nadzieję na naprawdę wysoką lokatę w końcowej klasyfikacji turnieju. – Postęp widać tzw. gołym okiem i trzeba młodziutkiemu Polakowi bić brawo. On w każdym kolejnym konkursie może wskoczyć do trójki, jest na taki wynik przygotowany. Brak mu odrobinę iskry Bożej, może wiary w to, że potrafi – pisał Marek Serafin z "Przeglądu Sportowego". W Innsbrucku Adam zajął najlepszą w swojej dotychczasowej karierze, jedenastą pozycję i awansował na dwunastą lokatę w klasyfikacji TCS. Niestety, w Bischofshofen zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jak przyznał sam zawodnik, podczas kwalifikacji zmylił go nietypowo długi najazd na próg. Odbił się intuicyjnie, ale uczynił to za wcześnie. Uzyskane przez niego 107 metrów oznaczało 54. pozycję i brak awansu do konkursu. Tym samym szansa na czołową dziesiątkę turnieju przepadła. Turniejowe niepowodzenie Polak zmazał jeszcze przed powrotem do kraju. Następnego dnia po wielkim finale TCS, w austriackiej miejscowości Bad Goisern odbywał się konkurs zaliczany do Pucharu Kontynentalnego. Organizatorom zawodów udało się ściągnąć część pierwszoplanowych postaci zakończonego w Bischofshofen cyklu. Najwięcej do udowodnienia po rywalizacji na skoczni im. Paula Ausserleitnera miał z pewnością Adam Małysz. Wiślanin oddał najdłuższe w obu seriach skoki – na 88 i 92,5 metra – i triumfował w całym konkursie.
– Naszym celem są igrzyska w Nagano, a nie zawody w Zakopanem. (…) Czasem boję się, że forma Małysza przyszła za wcześnie – przyznawał podczas polskiego weekendu trener reprezentacji Pavel Mikeska. Coraz lepsze wyniki wiślanina wprawiały jednak w euforię członków Polskiego Związku Narciarskiego. Marek Siderek, szef ds. wyszkolenia opowiadał dziennikarzom zgromadzonym pod skocznią: – Mikeska sam organizuje, kieruje. To jego zasługa, że pewna austriacka firma dała kadrze dwa samochody. W Polsce była to sprawa nie do załatwienia. (…) Myślę, że będzie powtórka z rozrywki. Rozumie pan? Igrzyska są w Japonii, tam, gdzie Wojtek Fortuna zdobył złoto.
W rozgrywanych 10-11 lutego MŚ w lotach narciarskich w Tauplitz/Bad Mitterndorf Adam Małysz zajął czternaste miejsce, zaś podczas serii treningowej lotem na 180 metr ustanowił swój nowy rekord życiowy. Jak się jednak miało okazać, kolejny przełomowy moment w karierze wiślanina miał nastąpić tydzień później, podczas weekendu Pucharu Świata w amerykańskim Iron Mountain. W piątkowych seriach treningowych Małysz testował nową parę nart, przygotowaną przez firmę Elan. Pierwsze rezultaty na zmienionym sprzęcie nie wypadły okazale (104, 75 i 101 m), jednak na skoczni królował zmienny, utrudniający życie skoczkom wiatr. Doświadczył go m.in. Wojciech Skupień, który otrzymał w locie silny podmuch wiatru, ratował się w powietrzu i groźnie upadł na zeskok. Poturbowany zawodnik Startu Zakopane odważył się jednak na udział w rywalizacji. Natura nie dała za wygraną także w sobotę i decyzją jury zawody zostały odwołane. Kilka godzin później ogłoszono jednak, iż w następnym dniu zostaną rozegrane dwa konkursy. Po raz pierwszy w historii Pucharu Świata zawodnicy mieli zatem walczyć o punkty dwukrotnie na tej samej skoczni w ciągu jednego dnia.
W Polsce trwała już noc z niedzieli na poniedziałek, kiedy Pavel Mikeska skontaktował się przez telefon komórkowy z PAP, by przekazać radosną informację. Sam Małysz o swoim sukcesie mówił: – Jestem naprawdę szczęśliwy. (…) Nie sądziłem, że tak się to wszystko dobrze dla mnie skończy. Po treningach byłem nawet załamany, myślałem, że nie awansuję w Ameryce do finałów. Założyłem nowe narty, ale nie czułem skoczni. (…) Mnie warunki w drugiej serii drugiego z konkursów zdecydowanie sprzyjały.
Nietypowi byli natomiast kibice pod skocznią, którzy oglądali rywalizację w… samochodach. Pod Pine Mountain znajdowało się tysiące aut. Dodatkowo "kierowcy" nieustanie trąbili, tworząc niesamowity hałas.
Usatysfakcjonowana sukcesem Adama Małysza, który w USA awansował na dwunaste miejsce w klasyfikacji PŚ, polska reprezentacja obrała kurs na Norwegię, do Lillehammer, ale ostatecznie biało-czerwoni tam nie wystartowali. Mikeska nie zgłosił naszego zespołu do rywalizacji drużynowej, zaś konkurs indywidualny musiał zostać odwołany, z powodu zbyt silnego wiatru. Kolejnym przystankiem było fińskie Kuopio. Dzień przed zawodami Małysz wygrał trening na skoczni Puijo, po próbie na 97 metr, ale w rozgrywanym przy sztucznym oświetleniu wietrznym konkursie w Kuopio oddawał już krótsze skoki. 87,5 i 83 metry pozwoliły mu na zajęcie trzynastej lokaty. Pucharowa karuzela przenosiła się następnie do Lahti. W zawodach na normalnym obiekcie ponownie świetnie spisywał się Małysz. Po pierwszej serii i locie na 90,5 metra zajmował trzecią pozycję z realnymi szansami na wyższe lokaty. Druga próba była jednak o trzy metry słabsza, ale mimo to wiślanin utrzymał miejsce na najniższym stopniu podium, zajmując je ex-aequo z Primożem Peterką. Lepsi byli jedynie Masahiko Harada i Mika Laitinen.
Cieszyła forma Adama, martwiła postawa pozostałych biało-czerwonych. Ich rezultaty (kwalifikacje przeszedł jedynie Wojciech Skupień, w zawodach na 47. pozycji) nie napawały optymizmem przez rywalizacją drużynową na dużej Salpausselce. Małysz robił wszystko co mógł, aby wynik naszego zespołu był jak najlepszy. W pierwszej kolejce lotem na 125,5 metra ustanowił nowy rekord skoczni, poprawiając o pół metra poprzedni wyczyn Toni Nieminena. Polak nie mógł się jednak długo cieszyć z rekordu, gdyż w finale jego osiągnięcie o 1,5 metra poprawił Peterka. Nasz zawodnik lądował na 122,5 metrze i z notą 256,4 punktu okazał się zawodnikiem dnia. Nie pomogło to jednak w wywindowaniu naszego zespołu, który ukończył konkurs na ostatniej, ósmej pozycji. Aleksander Bojda, wciąż odczuwający skutki upadku w USA Wojciech Skupień i Marek Gwóźdź zdobyli łącznie niewiele więcej punktów od Adama.
Po konkursach w Finlandii Adam Małysz awansował na jedenastą pozycję w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ze stratą trzech punktów do zamykającego czołową dziesiątkę Jani Soininena. Lider naszej kadry nie wyjechał jednak do Harrachova, gdzie zaplanowano kolejne zawody. Pavel Mikeska stwierdził, iż czeski mamut jest zbyt niebezpieczny, a poza tym nasi reprezentant jest już zmęczony
Trzy dni później na mniejszej skoczni Lugnet rozegrano kolejne zawody o Kryształową Kulę. Wiślanin ponownie walczył o swoje pierwsze pucharowe zwycięstwo. Po skoku na 101 metr Polak był drugi, ze stratą 2,5 punktu do Primoża Peterki. Słoweniec ustanowił nowy rekord obiektu, lądując na 105 metrze. Było to już na płaszczyźnie skoczni, dlatego nawet nie próbował ustać tego skoku telemarkiem. W drugiej serii Małysz doleciał do 89,5 metra i utrzymał drugie miejsce, ulegając jedynie Peterce. Niezadowolony z finałowej próby wiślanina był Mikeska. Czech uważał, iż Adam był w stanie wygrać zawody w Falun, ale za bardzo tego chciał, podszedł do drugiej próby zbyt nerwowo i zepsuł skok.
Przed kończącymi sezon Pucharu Świata zawodami w Oslo-Holmenkollen (15-17 marca), Adam Małysz znajdował się w wymarzonej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Zajmował dziewiątą pozycję z przewagą trzech punktów nad Peterką. Finałowy weekend na Holmenkollbakken rozpoczynał się od piątkowego konkursu drużynowego. W nim nasz reprezentant znowu latał daleko. Najpierw oddał najdłuższy lot pierwszej kolejki – na 116 metr. Tyle samo zdołał skoczyć jedynie Andreas Goldberger. W drugiej serii wiślanin ponownie poleciał najdalej. Polak podparł się jednak przy lądowaniu na odległości 124,5 metra. Słabe skoki Gwoździa, Bojdy i Skupienia sprawiły, iż nasza reprezentacja skończyła zawody na dziesiątym miejscu.
Druga kolejka była jednak dla Polaka jak z bajki. Fenomenalny lot na 121,5 metra pozwolił mu na objęcie prowadzenia, a skaczący po nim zawodnicy mieli problemy z osiągnięciem podobnej odległości. Andreas Goldberger wylądował na 112,5 metrze. Jeszcze krótszy skok, bo na 106 metr oddał Jens Weissflog, zaś dwa metry dalej od Niemca poleciał Janne Ahonen. Gdy na belce zasiadał Masahiko Harada, Małysz wciąż był na pozycji lidera zawodów. Finałowa próba Japończyka na 106 metr sprawiła, iż to Adam został zwycięzcą ostatniego konkursu w sezonie. Pierwszy polski zwycięzca zawodów Pucharu Świata od ponad dziesięciu lat! Przed Małyszem taki sukces osiągnęli z biało-czerwonych jedynie Stanisław Bobak (raz, w 1980 roku) i Piotr Fijas (trzykrotnie, w latach 1980-1986).
Osiemnastolatek swoją premierową wiktorię odniósł w momencie symbolicznym. Był to bowiem ostatni oficjalny start jego sportowego idola, Jensa Weissfloga, który zgodnie ze swoimi słowami przechodził na emeryturę. Niektórzy zagraniczni specjaliści widzieli nawet w tej sytuacji symboliczne przekazanie pałeczki nowemu pokoleniu skoczków. Sam podwójny mistrz olimpijski z pewnością finisz swojej kariery wyobrażał sobie nieco inaczej. Szósty zawodnik w Oslo rzutem na taśmę stracił miejsce w czołowej trójce klasyfikacji generalnej PŚ na rzecz drugiego na Holmenkollen Janne Ahonena. Kryształową Kulę, po raz trzeci w karierze, a drugi z rzędu, zdobył Andreas Goldberger.
Wyniki konkursu PŚ w Oslo (K-110); 17.03.1996 | |||||
Lp. | Zawodnik | Kraj | Skok 1 | Skok 2 | Nota |
---|---|---|---|---|---|
1 | MAŁYSZ Adam | POL | 106.5 | 121.5 | 249.4 |
2 | AHONEN Janne | FIN | 118.0 | 108.0 | 242.8 |
3 | HARADA Masahiko | JPN | 118.0 | 106.0 | 242.2 |
4 | GOLDBERGER Andreas | AUT | 107.0 | 112.5 | 234.6 |
5 | SCHWARZENBERGER Reinhard | AUT | 102.0 | 117.5 | 232.1 |
6 | WEISSFLOG Jens | GER | 112.0 | 106.0 | 228.9 |
7 | DUFFNER Christof | GER | 106.5 | 110.0 | 225.7 |
8 | LJOEKELSOEY Roar | NOR | 103.0 | 112.0 | 225.5 |
9 | OKABE Takanobu | JPN | 109.5 | 109.5 | 225.2 |
10 | BREDESEN Espen | NOR | 103.5 | 111.0 | 224.6 |
11 | NIKKOLA Ari-Pekka | FIN | 102.5 | 116.0 | 223.8 |
12 | PETERKA Primoż | SLO | 105.5 | 110.5 | 222.8 |
13 | SAKALA Jaroslav | CZE | 105.5 | 107.0 | 221.0 |
14 | MOLLARD Didier | FRA | 108.0 | 107.5 | 220.9 |
15 | HOLSETER Sturle | NOR | 103.0 | 112.0 | 219.0 |
31 | SKUPIEŃ Wojciech | POL | 106.5 | 97.5 | 201.2 |
Dzięki wygranej w stolicy Norwegii, Małysz ukończył cykl na siódmym miejscu. Rozradowany nastolatek mówił po zawodach: – Jestem ogromnie zadowolony. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się skoczyć tak dobrze w drugiej próbie. Może dlatego, że zdawałem sobie sprawę, iż… nie mam już szans wygrać, bo przecież traciłem po pierwszej serii po dwadzieścia punktów do najlepszych. Coś, co niemożliwe, stało się jednak faktem.
Do rodzimej Wisły Adam powrócił w poniedziałek nad ranem. Na zwycięzcę czekała cała rodzina wraz z czuwającą przez całą noc babcią skoczka, Heleną Szturc. Małyszowi wręczyli szampana, tort i ciasto z borówkami. Szkoda, że sukces wiślanina można było obserwować w Polsce jedynie za pośrednictwem kanałów satelitarnych – ZDF i nienadającego jeszcze po polsku Eurosportu, w którym komentatorzy przedstawiali naszego skoczka jako "Adam Maljas from Zakopane". W polskiej telewizji nie podawano obszernych sprawozdań z Norwegii, gdzie Małysz wygrywał na oczach m.in. dworu królewskiego. Kibic mógł liczyć jedynie na krótką informację z przebitką skoku naszego zawodnika i momentem wejścia na podium. Tematem numer 1 w mediach był natomiast rozpad KPN-u…
31 marca na skoczni w Wiśle-Malince odbył się specjalny konkurs pod hasłem "Adam Małysz zaprasza". Tym sposobem mieszkańcy miasta chcieli podziękować swojemu krajanowi za osiągnięte w zakończonym sezonie sukcesy. Były to pierwsze zawody od ośmiu lat na skoczni, która przeszła gruntowny remont. Wieżę sędziowską otaczał transparent z napisem "Adam Małysz – The Champion". Oprócz naszej kadry startowali także reprezentanci Czech. Zabrakło zapraszanych Słowaków i Słoweńców, którzy zakończyli już swoje starty. Małysz nie zawiódł zgromadzonych pod skocznią fanów i zwyciężył w zawodach, ustanawiając wraz z Jakubem Jandą nowy rekord Malinki. 110 metrów – o 5,5 metra dalej od poprzedniego rekordowego wyczynu… obecnego asystenta Pavla Mikeski, Piotra Fijasa. Triumfator dostał również od władz miasta prawdziwy strój góralski. Ostatnie zawody w sezonie odbyły się w lany poniedziałek. 8 kwietnia, na Wielkiej Krokwi rozegrany został świąteczny konkurs skoków narciarskich. Ponownie Adam okazał się zwycięski, a to za sprawą prób na 115 i 118 metr, dzięki którym uzyskał notę 232,3 punktu. Po tych zawodach, nastał dla Małysza czas wakacji. Za zarobione na skoczniach pieniądze zamienił swojego dwunastoletniego Fiata 126p na kupionego w Niemczech używanego, ale wymarzonego Volkswagena Golfa.
Rok 1996 był dla Małysza niezwykle udany – pierwsze miejsca na podium zawodów o Puchar Świata, w końcu pierwsza w karierze pucharowa wygrana na skoczni w Oslo. Wiślanin miał także bardzo udane lato. Jego sukcesy zostały dostrzeżone przez dziennikarzy "Przeglądu Sportowego", którzy włączyli go do grona nominowanych w plebiscycie na 10 najlepszych sportowców Polski 1996 roku. Do redakcji PS przychodziły później listy, w których część czytelników pisała, iż miejsce Małysza w gronie nominowanych jest lekko na wyrost, na zachętę, gdyż nic wielkiego tak naprawdę jeszcze nie osiągnął. Mimo wszystko skoczek otrzymywał dużo głosów od kibiców. Z medalistami Igrzysk Olimpijskich w Atlancie i Markiem Citko, który zdobył gola na Wembley w meczu przeciwko reprezentacji Anglii, nie miał jednak szans. Dziewiętnastoletni skoczek z Wisły znalazł się tuż za dziesiątką, na jedenastej pozycji z dorobkiem 500.009 punktów. Do dziesiątego Citki zabrakło 131.231 oczek. Czasy wielkich triumfów "Orła z Wisły" miały dopiero nadejść...