Bjoern Einar Romoeren: "Wolałbym skoczyć ze spadochronem"
Bjoern Einar Romoeren to drużynowy medalista Igrzysk Olimpijskich, Mistrzostw Świata oraz Mistrzostw Świata w Lotach, a także ośmiokrotny zwycięzca zawodów z cyklu Pucharu Świata. Większość kibiców kojarzy go jednak przede wszystkim z rekordowym lądowaniem na 239. metrze na Letalnicy w roku 2005. Dziewięć lat później w tym samym miejscu ogłosił zakończenie sportowej kariery, co jednak nie oznaczało całkowitego rozstania ze skokami narciarskimi. Od 2014 roku Romoeren współpracuje z Norweskim Związkiem Narciarskim. W piątek w Lillehammer naszej redakcji opowiedział o tym, jak w ciągu ostatnich lat zmieniły się skoki narciarskie, o formie norweskich zawodników oraz o marcowym turnieju Raw Air.
Skijumping.pl: To pierwszy weekend Pucharu Świata w Norwegii w nowym sezonie. Jak Ci się tu podoba?
Bjoern Einar Romoeren: Jestem bardzo podekscytowany. W zeszłym tygodniu skakały tu dziewczyny i to były wspaniałe zawody. Z ogromną ciekawością czekam na konkursy mężczyzn. Oby było jeszcze lepiej.
Byliśmy zdziwieni, że trener Alexander Stoeckl nie wykorzystał tutaj pełnej kwoty startowej. Jak uważasz, co było przyczyną takiej decyzji?
Staramy się, żeby wszyscy nasi skoczkowie byli coraz bardziej świadomi przebiegu swojego procesu treningowego i swojego rozwoju. W ten weekend mamy także zawody w ramach Pucharu Kontynentalnego w Vikersund. To oznacza, że dzięki dobrym wynikom tych właśnie rozgrywek może pojawić się dodatkowe miejsce w kwocie startowej, co pozwoliłoby na wysłanie jeszcze jednego zawodnika na Turniej Czterech Skoczni. Daliśmy więc naszym skoczkom tę możliwość i przede wszystkim Joacim Oedegaard Bjoereng zdecydował się na występ właśnie w Vikersund, żeby spróbować zwiększyć kwotę startową dla Norwegii i pomóc tam drużynie. Jest to więc decyzja podjęta z myślą o jej długoterminowych skutkach. Chcemy być mocni przez cały sezon, zamiast skupiać się na zdobyciu punktów Pucharu Świata w Lillehammer.
Jak ocenisz obecną sytuację w zespole i formę poszczególnych zawodników?
Zajmuję się skokami już bardzo długo i wiem, że nie da się uniknąć pewnych wahań – czasem będzie dobrze, a chwilami trochę gorzej. Na szczęście nie mamy wątpliwości, że w drużynie drzemie ogromny potencjał. Dlatego nie jesteśmy zdenerwowani, choć początek sezonu z pewnością był trochę rozczarowujący. Bardzo cieszymy się ze wspaniałych wyników Daniela Andre Tande, ale reszta zespołu musi jeszcze pójść w jego ślady. Mam nadzieję, że w trakcie tego weekendu i kolejnych zawodów w Engelbergu będziemy powoli budować coraz silniejszą drużynę, z którą pojedziemy na Turniej Czterech Skoczni. Kenneth Gangnes niezwykle ciężko pracuje. Jest bardzo zmotywowany. Staramy się też zabierać go na jak najwięcej treningów i obozów, więc prawdopodobnie spotkacie go tutaj w ten weekend. Skupiamy się na jego występie na Igrzyskach Olimpijskich, więc myśli przede wszystkim o przyszłym sezonie. Mamy nadzieję, że zacznie skakać jeszcze tej zimy, ale będą to przede wszystkim treningi, żeby ułatwić mu dobry start w sezon olimpijski.
Zakończyłeś swoją karierę już kilka lat temu. Czy uważasz, że skoki narciarskie bardzo zmieniły się od tego czasu?
Skoki co roku trochę się zmieniają. Z mojej obecnej perspektywy widać wyraźnie, że o wiele mocniej opieramy się teraz na wiedzy. Jest wiele naukowych teorii i nowych odkryć dotyczących techniki lotu, sprzętu. Fakty grają o wiele większą rolę niż, jak to było dawniej, utarte konwencje, uproszczone schematy i przesądy. Wszystkie decyzje opiera się na dobrze sprawdzonych informacjach. Zawsze mówię zawodnikom, że mają dużo szczęścia będąc w zespole o tak ogromnej wiedzy. Myślę, że skoki są takie same, ale wiemy teraz o wiele więcej niż kiedyś, więc różnice w czołówce będą jeszcze mniejsze.
Czy jest jakiś skoczek w reprezentacji Norwegii lub innym zespole, który przypomina ci ciebie z czasów, gdy byłeś jeszcze zawodnikiem?
Nie, w drużynie nie ma teraz żadnych głupich ludzi (śmiech). Byłem jedyny.
A ze względu na styl? Na sposób, w jaki skaczą?
Kiedy ja skakałem, nie wiedzieliśmy aż tyle o fazie lotu, więc to, co robiłem w powietrzu, opierałem przede wszystkim na swoich odczuciach. Teraz mamy specjalne projekty technologiczne dotyczące aerodynamiki. Każdy z zawodników może porozmawiać ze współpracującymi z nami naukowcami, którzy są ekspertami w dziedzinie inżynierii lotnictwa i kosmonautyki, żeby omówić szczegóły techniczne swoich skoków. Ja podejmowałem decyzje na podstawie swoich wrażeń dotyczących lotu i tego, za co można było dostać punkty od sędziów, a oni robią to wiedząc, co rzeczywiście działa. Poza tym, każdy zawodnik w naszej drużynie skakał już ponad 240 metrów, myślę, że to także pomaga. Ale jeżeli chodzi o styl, nikt konkretny nie przychodzi mi do głowy.
Czy zdarza ci się myśleć o powrocie na skocznię? Niekoniecznie w sensie profesjonalnym, ale po prostu dla zabawy?
Nie. (śmiech) Chociaż właściwie zanotowałem powrót tego lata. Oddałem parę skoków. Kiedy zakończyłem karierę, powiedziałem sobie, że był to mój ostatni skok. Ale miałem kilka zadań do wykonania w związku z pracą. Między innymi inaugurowałem działalność skoczni o punkcie konstrukcyjnym K-7, wylądowałem z pięknym telemarkiem na odległości 1,5 metra. To był ten wspomniany powrót. Ale żeby naprawdę mieć przyjemność ze skakania, trzeba włożyć dużo pracy w treningi. Obecnie wolałbym skoczyć ze spadochronem czy wybrać się na ściankę wspinaczkową, żeby poczuć ten dreszczyk emocji.
Na koniec opowiedz nam jeszcze o zbliżającym się turnieju Raw Air. Co jest w nim tak wyjątkowego? Jak zachęciłbyś fanów do pojawienia się wtedy na skoczni?
Po pierwsze, bycie częścią tego projektu to niesamowicie dobra zabawa. Staraliśmy się zbudować coś nowego dla tego sportu, stworzyć okazje do kolejnych niezwykłych przeżyć i emocji na koniec sezonu. Nie mieliśmy zamiaru kopiować austriacko-niemieckiego Turnieju Czterech Skoczni. Jeżeli przyjrzymy się skokom narciarskim, to jest to sport ekstremalny, choć raczej nie odbiera się nas w ten sposób. Sporty ekstremalne kojarzą się chociażby ze snowboardingiem, ale tam przecież nie ma ramp, z których skacze się po 250 metrów. Dlatego uważam, że skoki są bardziej ekstremalne, ale to jednocześnie bardzo tradycyjny sport. W kwestii Raw Air, jeżeli spojrzymy na to, kiedy i gdzie w naszym kraju się odbywa, można powiedzieć, że zawiera w sobie wszystkie cztery pory roku, jest więc naprawdę "surowy" (ang. raw – przyp. red.). Chcieliśmy po prostu stworzyć jak najbardziej ekstremalny i trudny turniej. Jeżeli chcesz go wygrać, musisz zawładnąć czterema różnymi skoczniami, w tym skocznią do lotów. Musisz także być częścią silnego zespołu, ponieważ mamy dwa konkursy drużynowe. Gdybym był na miejscu zawodników, byłbym naprawdę podekscytowany udziałem w tej imprezie – dziesięć dni zawodów pod rząd, szesnaście skoków liczy się do ogólnej sumy punktów. Z ciekawością czekam na to, jak skoczkowie zareagują i jak poradzą sobie z tym wyzwaniem. Chciałbym też wystosować specjalne zaproszenie do polskich kibiców: w marcu chcemy w Norwegii zrobić coś zupełnie nowego. Mam ogromną nadzieję, że spodoba wam się nasz turniej - Raw Air.
Korespondencja z Lillehammer, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela