Adam Małysz: "35 skoczków w Mistrzostwach Polski? To jest nic"
Na austriacką część 65. Turnieju Czterech Skoczni do sztabu naszego zespołu dołączył dyrektor-koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim - Adam Małysz. Z triumfatorem 49. edycji tej imprezy porozmawialiśmy w Innsbrucku m.in. na temat bieżącej odsłony TCS, a także poruszyliśmy kwestię zaplecza kadry narodowej, które aktualnie przeżywa spory kryzys.
- Mam miłe wspomnienia z tej skoczni. Wprawdzie z tej starej Bergisel, bo to na niej wygrywałem i ustanawiałem rekord skoczni, ale cieszę się, że chłopaki tak dobrze tutaj się czują. Zwłaszcza Kamil, który zawsze wspomina, że ten obiekt mu bardzo pasuje. Bardzo fajnie jest być na miejscu, czuć tę atmosferę i być potrzebnym, bo kiedy przyjeżdżam, to wszyscy są zadowoleni, co motywuje mnie do dalszej pracy. W Innsbrucku debiutowałem w zawodach Pucharu Świata i od razu zdobyłem tutaj pierwsze punkty (Adam Małysz w 1997 roku w Innsbrucku zajął 17. miejsce - przyp. red.). Ta skocznia pasowała mi od pierwszego startu. Zawsze tu lubiłem skakać.
Czy na tym etapie 65. TCS Kamila Stocha można stawiać już w roli faworyta? - Pewnie, że każdy mówi o nim, że jest faworytem. Tym bardziej, że skacze tak dobrze. Widać, że jest w naprawdę dobrej formie. W treningach skacze najdalej, odpuszcza kwalifikacje, jest silny, więc czego chcieć więcej.
Obiekt Bergisel w Innsbrucku to miejsce, w którym można uzyskać sporą przewagę punktową? - Jest to specyficzna skocznia, na której można całkowicie zepsuć i też daleko odlecieć. Miejmy nadzieję, że warunki będą dobre, bo widzimy, że jeśli te są sprawiedliwe, to nasi zawodnicy skaczą bardzo dobrze. Jeżeli dochodzi do incydentów pogodowych, to wszystko może się wydarzyć. Niestety, na środę zapowiadają załamanie pogody, więc pozostaje trzymać kciuki za to, aby jednak nie wiało i nie sypało.
W momencie, kiedy kadra A bije się o prowadzenie w Pucharze Narodów, ogromny kryzys przeżywa kadra B, która ma problemy z regularnym punktowaniem w konkursach Pucharu Kontynentalnego. Jakie zdanie na ten temat ma czterokrotny mistrz świata? - Wygląda to smutno i nie jest to pocieszająca sytuacja. Gdyby w Pucharze Świata coś działo się z dwoma czy trzema zawodnikami, w tym momencie nie ma ich na kogo wymienić. To jest najgorsze. Trzeba się mocno zastanowić nad tym, co zrobić, aby pociągnąć nie tylko kadrę B, ale i nabór dzieci. Wydaje się, że jest nieźle, ale po bliższym przyjrzeniu się, wcale nie jest tak wesoło. 35 zawodników na starcie Mistrzostw Polski? To jest nic. Bywało tak, że startowało 150 zawodników i były kwalifikacje do konkursu. Aktualnie skacze mniej dzieci niż kiedyś. Trochę spadła nam gwiazdka z nieba, że chłopaki z kadry narodowej skaczą w tym momencie tak dobrze, bo zainteresowanie skokami znów jest dużo większe. Nie możemy tego zepsuć. Musimy zrobić wszystko, aby ten nabór był duży, a pozostałe kadry dobijały do kadry A, aby było z czego wymieniać skoczków.
Można mieć pretensje do trenerów kadry B? - To jest trudna kwestia. Jestem tutaj dopiero od września i trudno mi spojrzeć na ten problem pod kątem długoterminowym. Widzę to wszystko z bliska zbyt krótko, aby wyciągnąć jakieś konsekwencje. Musimy się temu bliżej przyjrzeć. Już przeprowadziłem sporo rozmów ze Stefanem Horngacherem i Robertem Mateją. Mam też zamiar porozmawiać z prezesem PZN - Apoloniuszem Tajnerem o tym, co zrobić, aby zaplecze zrobiło krok do przodu. Dawniej w Pucharach Kontynentalnych zawsze mieliśmy naprawdę dobre rezultaty. Teraz ta tendencja się zmieniła. Jest dużo gorzej, aby nie powiedzieć, że po prostu jest źle. Trzeba popatrzeć na niższe półki i pociągnąć to wszystko do góry.
Wracając do trwającego Turnieju Czterech Skoczni, kto jest największym oponentem Kamila Stocha? - Myślę, że Stefan Kraft. Ma dużo bardziej stabilną formę od Daniela Andre Tande. Norweg prezentuje się dobrze, ale potrafi też zepsuć skok i to dość mocno. Austriak wygląda stabilnie, co też zaskoczyło mnie od początku tej edycji TCS.
Czy w razie problemów pogodowych w środę jest możliwość przeprowadzenia dwóch konkursów w Bischofshofen? - Była już taka sytuacja w sezonie 2007/2008. Nie jest to wykluczone, choć fajnie by było, gdyby ten konkurs odbył się w Innsbrucku w równych warunkach. My lubimy tę skocznię. Życzę wszystkim, aby odbyło się to tutaj, ale w sprawiedliwych warunkach.
Taktyka Kamila Stocha polegająca na odpuszczeniu kwalifikacji nie jest zbyt ryzykowna w przypadku niesprzyjającej aury pod koniec pierwszej rundy konkursowej? Czy ewentualna porażka z silnym rywalem może poskutkować niezałapaniem się do najlepszej piątki wśród przegranych? - Uważam, że nie. Tym bardziej, że Kamil pojedzie przed Kraftem. Więcej strachu i nerwowości będzie miał Austriak. Jest u siebie, niby na swojej skoczni, ale oczekiwania wobec niego będą ogromne.
Korespondencja z Innsbrucku, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela