Wypowiedzi Dawida Kubackiego i Macieja Kota po czwartkowym treningu
Dawid Kubacki i Maciej Kot czwartkowy trening rozpoczęli od naprawdę mocnego uderzenia. Zajęli oni kolejno pierwsze i drugie miejsce w serii inaugurującej skoki mężczyzn w fińskim Lahti. W następnych rundach treningowych na obiekcie HS 100 uplasowali się odpowiednio na dziewiątej i trzeciej lokacie oraz siedemnastej i piętnastej pozycji. Co powiedzieli po zapoznaniu się z normalną skocznią Salpausselkae?
Dawid Kubacki:
Czy 26-latek odczuwał walkę o miejsce w składzie z Janem Ziobrą? - Ja nie zajmowałem sobie tym głowy. Wiadomo, że po to były te treningi, aby wyłonić najlepszą czwórkę kadrowiczów na sobotnie zawody. Moim zadaniem było przyjść i pokazać moje normalne skoki. To dzisiaj wykonałem. Wychodzi na to, że skakałem nieco dalej od Janka.
Był czas na świętowanie Tłustego Czwartku? - Był czas. Dyrektor Małysz przywiózł nam po pączku przed treningiem, więc mieliśmy trochę energii przed czwartkowymi seriami. Nie wiem, dlaczego nie przyniósł nam bułki i banana, ale takiego święta chyba jeszcze nie mamy <śmiech>.
Śnieżyca w wygranej przez Kubackiego serii mocno przeszkadzała? - Trochę tak. Zwłaszcza przy lądowaniu, bo zaczęło lekko łapać narty. Ale nie było tragedii. Na samym rozbiegu służby sprawnie zdmuchiwały śnieg, więc w moim przypadku nie było problemów.
- Skocznia jest bardzo w porządku. Utrudnienie polega na tym, że na samym dole nie ma noszenia. Jest ona w dolince, przez co w końcówce lotu bardziej się spada niż leci. Można odnieść mylne wrażenie w samym powietrzu, bo wydaje się z lotu, że skok powinien być dużo dłuższy. Dodatkowo spada się z dość wysoka przy lądowaniu, ale ja na szczęście mam to przetrenowane przez kilkanaście lat <śmiech>.
Jak Kubacki ocenia warunki mieszkaniowe w domku, który usytuowany jest w lesie? - Po lesie nie chodzimy, ale u nas w domku jest okej. Mamy swoje miejsce, gdzie możemy w spokoju odpocząć. To jest bardzo ważne, zwłaszcza po ostatnich wyjazdach do Azji. Mamy przestrzeń dla siebie, gdzie przy kominku możemy porozmawiać, posłuchać muzyki i odciąć się od wszystkiego. Kominkiem zajmuje się Jasiek, a ja tasowałem karty przy pokerze. Czasem udało się też zrobić kawę, więc dzielimy się jakoś zadaniami. Nie ma dyrygowania w zespole, bo nie ma zadań w domku, które byłyby tam konieczne do przeżycia. Kominek to tylko wypoczynkowy dodatek.
Maciej Kot:
Zakopiańczyk został poproszony o ocenę dzisiejszego treningu na skoczni. - Jestem zadowolony po pierwszych skokach. Oddałem trzy dobre próby, ostatnia może odbiegała trochę jakością od dwóch pozostałych, ale to nie jest żaden problem. Lepiej, by gorsze skoki zdarzały się na treningu, niż na zawodach. Zapoznanie ze skocznią uważam za udane. Miewam drobne mankamenty techniczne, cały czas trzeba pracować nad prędkością najazdową, która jest niezła, jednak trzeba przyznać, że w tym elemencie odstajemy nieco od reszty. W moim przypadku dojazd jest kluczowy, ale wszystkie błędy są do wyeliminowania i nad tym pracujemy. Nie ma powodów do zmartwień, należy przeanalizować dzisiejsze próby i w kolejnych starać się wyeliminować drobne błędy. To, że istnieje rezerwa na pewno cieszy.
Jak członek kadry A ocenia sytuację wietrzną w porównaniu chociażby do Pyeongchang, gdzie podmuchy dawały się we znaki? - Ta skocznia nie jest tak osłonięta, jak w Korei. Tam mocny wiatr panował wokół skoczni, a na samym obiekcie warunki były zdecydowanie lepsze. Myślę, że w Lahti duża skocznia jest lepiej zabezpieczona przed wiatrem, a średnia jest nieco bardziej wystawiona na jego działanie. Trzeba liczyć na to, że tych podmuchów nie będzie. Poza tym skocznia nie ma żadnych mankamentów. Nie mogła zostać przygotowana lepiej, dlatego jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiony. Jedyne, na co można narzekać, to opady podczas pierwszej serii treningowej, które trochę przeszkadzały.
Czy da się skakać w tak ekstremalnych warunkach, jak w pierwszej serii, gdy skoczkowie musieli zmagać się z intensywnymi opadami śniegu? - To nie jest wielki problem. Myślę, że dobrze, iż trafiliśmy na takie warunki na treningu, ponieważ nigdy nie wiadomo jaka pogoda będzie panować podczas konkursu. Dobrze było skoczyć zarówno podczas idealnej pogody, jak i w czasie śnieżycy. Organizatorzy pokazali, że takich warunków się nie boją. Ekipa tzw. "dmuchaczy" spisuje się dobrze, śnieg nie zalegał w torach, a my ze swojej strony oddaliśmy bardzo dobre próby w tych warunkach. Myślę, że opady nie powinny przeszkadzać.
Reprezentacja Polski mieszka dość daleko od skoczni. Codziennie czeka ich przynajmniej godzinna podróż, czy stanowi to dla nich duże utrudnienie? - Myślę, że to nie ma znaczenia, szczególnie dlatego, że zawodnicy wszystkich kadr mieszkają w tym samym miejscu, więc każdy jest w tej samej sytuacji. Podróż dla każdego trwa tyle samo, a dla nas nawet trochę krócej, ponieważ transportowani jesteśmy własnymi busami, które są na miejscu. Inni muszą czekać na autobusy, które jeżdżą trochę dłużej. Z miejsca noclegu jesteśmy zadowoleni, mamy na miejscu salę gimnastyczną, siłownię. Panuje tu spokój, znajdujemy się w komfortowej sytuacji, więc nie możemy na nic narzekać.
Przy okazji tłustego czwartku, dyrektor sportowy PZN Adam Małysz zaopatrzył ekipę skoczków w pączki. - To prawda, dzisiaj przyniósł nam pączki do szatni od naszej attaché, ale nie wszyscy je zjedli <śmiech>.
Czy zwycięzca ostatniego konkursu PŚ zdążył już spotkać się przy skoczni z byłym trenerem reprezentacji Polski - Hannu Lepistoe? - Wczoraj miałem okazję, aby z nim porozmawiać. Dzisiaj nie widziałem go na skoczni, być może skrył się gdzieś w tłumie, ale wczoraj zamieniłem z nim parę słów. Hannu obserwuje moje skoki, mówił, że wyglądają dobrze. Najważniejsze, co od niego usłyszałem to słowa, że jeśli będę skakał tak, jak w Korei czy w Sapporo, to wiatr w moim przypadku nie ma większego znaczenia.
Korespondencja z Lahti, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński
autor: Dominik Formela i Piotr Bąk, źródło: Informacja własna weź udział w dyskusji: 4