Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Wypowiedzi Polaków po drużynowym złocie w Lahti

Polska reprezentacja w składzie Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Maciej Kot i Kamil Stoch po raz pierwszy w historii zdobyła złoto Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym. Biało-Czerwoni okazali się zdecydowanie najlepsi w zawodach drużynowych wieńczących zmagania skoczków na najważniejszej imprezie tego sezonu, która odbywała się w Lahti. Co podopieczni Stefana Horngachera powiedzieli tuż po odsłuchaniu Mazurka Dąbrowskiego na fińskiej ziemi?


Piotr Żyła:

- Te Mistrzostwa Świata nie zaczęły się dobrze, ale skończyły się fantastycznie! Pierwsza seria była dziś łatwiejsza, ale w drugiej zrobiło się wietrznie i sporo się działo. Jeden zawodnik skakał 103 metry, a kolejny 138. Było nie do końca sprawiedliwie, ale każdy z nas wykonał swoją robotę w stu procentach, co dało nam najwyższy stopień podium. Byłem skoncentrowany na skokach i odcięty od całej reszty, ale nie tak, jak w czwartek <śmiech>. I nawet mówić umiem tym razem <śmiech>!

- Dziś śnieg na zeskoku z powodu mrozu był bardziej tępy, przez co trochę mnie złapało przy lądowaniu w pierwszej serii, ale bywało groźniej. Tutaj jeszcze udało mi się rozjechać narty i wykończyć skok telemarkiem. Adrenalina się nie podniosła.

Czy można porównać radość z soboty do tej, która towarzyszyła po zdobyciu brązu w konkursie indywidualnym na dużej skoczni? - Radość jest radość! Wtedy był też medal, a teraz jesteśmy mistrzami świata. Są to piękne dni w moim życiu. Coś wspaniałego, rewelacyjnego i niewyobrażalnego dla mnie.

Dawid Kubacki:

- W drugiej serii warunki były ciężkie. Dodatkowo ściągano mnie z belki, a jury zaskoczyło mnie skróceniem najazdu. Z góry wiedziałem, że za progiem mocno wieje w plecy, a obniżono mi belkę <śmiech>. Krzywo na to spojrzałem, ale może nie znałem pełnych warunków. Ja zająłem się sobą, w międzyczasie puścili przedskoczka, więc musiał być jakiś bardzo dobry, skoro tak postąpiono <śmiech>. U góry emocji były sporo przed skokiem, a na dodatek było zimno, bo trochę czasu to trwało, ale skoncentrowałem się nad swoim zadaniem i je wykonałem. Warunki były trudne, ale pomimo braku oporu pod nartami, po prostu to trzymałem, aby wyciągnąć z tego normalną odległość i dobrze wylądować. To zrobiłem, a teraz jestem super szczęśliwy, że sięgnęliśmy po to złoto.

- Powoli to do mnie dociera. Ciężko mi to w tej chwili opisać. Radość z każdą minutą rośnie, bo po skoku Kamila była radość, ale w pewien sposób przytłumiona. Teraz endorfin w ciele jest coraz więcej. Przed finałowym skokiem było dużo emocji, ale wiedziałem, że wykonałem swoje zadanie. Przy okazji każdej grupy staraliśmy się ułatwiać zadanie następnemu koledze i ta strategia zadziałała.

- Każdy skok był dziś ważny. Od samego początku każdy z nas prezentował dobry poziom. Metry były takie lub inne, ale to było podyktowane warunkami. Skoki były solidne, czego świadectwem jest złoty medal. Jestem ogromnie szczęśliwy. Wszyscy dali z siebie wszystko. To jest kwintesencja tego konkursu. Tym razem od początku mogliśmy cieszyć się z sukcesu, a nie czekać na jakieś decyzje.

Maciej Kot:

Pomimo znacznego przekroczenia linii "to beat" i prowadzenia naszej ekipy, 25-latek nie okazywał radości po skoku finałowym. Czym było to spowodowane? - Czułem, że skok był dobry, ale warunki były znowu złe <śmiech>. To było swego rodzaju zrezygnowanie, że chociaż w ostatnim konkursie warunki mogłyby mi pozwolić na cieszenie się z dalekiego skoku, co pozwoliłoby mi postawić kropkę nad "i", a znowu wiało w plecy. Wiedziałem, że to nie zaważy na zwycięstwie, a przewaga zostanie utrzymana, ale radości ogromnej nie było, bo dążymy do doskonałości. Musiałem się upewnić czy był to mój błąd, czy też wina warunków.

- Napięcie było wyczuwalne, bo z konkursu na konkurs presja rosła. Przed zawodami wszyscy mówili nie, że Polacy mogą wygrać, ale muszą wygrać. Poradziłem sobie z tym w ten sposób, iż głośno mówiłem, że wygramy. W końcu słowa zostały zamienione w czyn. Często jestem trochę niepoprawny politycznie, mówię za dużo lub zbyt szczerze, ale taki już jestem.

Jakie były emocje po ostatnim skoku Kamila Stocha? - Wielka radość i kamień z serca. Znamy możliwości Kamila, ale w warunkach, które panowały, przy ogromnym pechu moglibyśmy stracić medal. Nie mówię o złym skoku Kamila, ale jakimś podmuchu wiatru, które zdarzały się w rundzie finałowej. To są skoki narciarskie. Dopóki nie przekroczy się linii upadku, nic nie jest pewne. Wierzyłem w Kamila, a on przypieczętował nasz sukces. Pojawiła się świadomość, że jesteśmy mistrzami świata.

Za sprawą sobotnich zawodów, Maciej Kot po raz pierwszy na tych Mistrzostwach Świata opuścił ceremonię medalową z czymś więcej niż pamiątkowym obrazkiem. - Dokładnie. Można powiedzieć, że do trzech razy sztuka. Jako jedyny z Polaków trzykrotnie byłem na ceremonii, ale to za trzecim razem odebrałem medal, od razu złoty, dzięki czemu odsłuchałem Mazurka Dąbrowskiego. Bardzo się z tego cieszę. Jest to życiowy sukces dla wielu z nas. Nie dla Kamila, bo jest to dopełnienie jego kariery, ale dla nas, reszty chłopaków, zapewne największy sukces w karierze. To nie jest jednak ostatnie słowo w karierze. Apetyty rosną w miarę jedzenia.

Kamil Stoch:

- Każdy z nas oddawał dziś swoje najlepsze skoki. To w zupełności wystarczyło. Wiedziałem, że nie muszę skakać daleko w ostatniej serii, ale też miałem świadomość, iż muszę skoczyć. Chciałem oddać normalny skok. Taki, na jaki aktualnie było mnie stać. W locie nie widziałem zielonej linii, którą muszę przekroczyć, ale po wylądowaniu wiedziałem, że jest dobrze!

- Konkurs drużynowy zawsze mobilizuje, mnie w szczególności. Dziś zasłużyliśmy na ten sukces, bo wszyscy bardzo długo i ciężko na to pracowaliśmy. Nie tylko my, jako zawodnicy, ale i sztab szkoleniowy, który stwarza nam okazje do osiągania dobrych wyników. My musimy te szanse wykorzystywać i oddawać dobre skoki.

- Ten medal, chociaż jeszcze go nie próbowałem <śmiech>, smakuje wyjątkowo. Emocje, które teraz przeżywam, są niesamowite. Długo i ciężko na to pracowaliśmy. Nawet zawodnicy, którzy nie startowali w tym konkursie, a więc Stefan Hula i Jan Ziobro, też tworzą ten zespół. Również pracownicy Polskiego Związku Narciarskiego i rodziny, które stale w nas wierzą i wspierają, nawet pomimo gorszych dni. Oni są z nami wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebujemy.

Presja ze strony mediów i kibiców nie przerastała naszych skoczków? - Daliśmy radę!

Korespondencja z Lahti, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński