Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Ręce precz od naszej dysypliny, czyli jak Norwegowie opóźniali rozwój skoków

Festiwal rekordów w Vikersund, jak mieliśmy przyjemność obserwować w miniony weekend, na zawsze pozostanie w pamięci kibiców, zawodników, trenerów, działaczy i wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób związani są ze skokami narciarskimi. Trudno dziś wyobrazić sobie, że Norwegowie, którzy stworzyli tak wspaniały obiekt jak Vikersundbakken i jako pierwsi umożliwili zawodnikom loty na ponad ćwierć kilometrowe odległości, przez całe dziesięciolecia byli największym "hamulcowym" rozwoju skoków narciarskich. Poniższy tekst publikowaliśmy już na naszych łamach, uznaliśmy jednak, że w kontekście weekendowych wydarzeń warto go przypomnieć.

Żadnych skoków na igrzyskach...

Pomimo, iż Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej rozgrywane są od 1930 roku, reprezentanci ojczyzny futbolu, czyli Anglicy, zadebiutowali w tej imprezie dwadzieścia lat później. Jako dumni "wynalazcy" tej dyscypliny nie życzyli sobie organizowania takiego turnieju i konsekwentnie bojkotowali rywalizację o tytuł najlepszej drużyny globu. Podobnie w odniesieniu do skoków narciarskich postępowali ich pionierzy, Norwegowie.

Zaczęło się od starań, by nie dopuścić do włączenia do programu igrzysk olimpijskich konkurencji narciarstwa klasycznego. Istniały wszakże plany, by program letnich igrzysk (lub po prostu igrzysk, bo zimowych jeszcze wówczas nie było) w 1916 roku poszerzyć o konkursy w skokach narciarskich, biegach i kombinacji norweskiej. Dziś ten pomysł może budzić zdziwienie, ale pamiętać należy, że już w 1908 roku podczas igrzysk w Londynie rozegrano konkurencję łyżwiarstwa figurowego, a w 1920 roku w Antwerpii do programu włączono hokej. Norwegia miała swoje słynne zawody w Oslo Holmenkollen i przedstawiciele tamtejszego narciarstwa starali się nie dopuścić do powstania imprezy mogącej się cieszyć większym prestiżem. Z uwagi na wybuch I Wojny Światowej do olimpijskiego debiutu narciarstwa jednak nie doszło.

Norwegowie nie byli też entuzjastami organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Dali się przekonać do udziału w nich dopiero po zapewnieniach, że w programie olimpiady nie znajdzie się "wrogie" ich dyscyplinie narciarstwo alpejskie. Całe "skokowe" podium pierwszych igrzysk rozegranych w Chamonix przypadło wówczas Norwegom, jednak po czterdziestu latach na jaw wyszła pomyłka organizatorów, którzy błędnie obliczyli notę trzeciego w konkursie Thorleifa Hauga. Nieżyjącemu już wtedy Norwegowi odebrano brązowy medal i przyznano go reprezentantowi USA, Andersowi Haugenowi. W pewnym sensie jednak nadal był to norweski medal, bowiem Haugen urodził się w norweskim Boe, skąd w 1908 roku wyemigrował za ocean i przyjął amerykańskie obywatelstwo.

...i mistrzostwach świata

Rozegrane w 1925 roku zawody w Jańskich Łaźniach, które później otrzymały rangę mistrzostw świata, Norwegowie także zamierzali zbojkotować, uznając je po prostu za niepotrzebne. Ostatecznie na starcie zawodów w Czechosłowacji stanęło dwóch zawodników z kraju wikingów, ale nie byli to czołowi norwescy skoczkowie. Niemniej ich reprezentant, Henry Ljungmann, zdołał wywalczyć w tych zawodach srebrny medal. Rok później w Lahti wystartował już pierwszy garnitur norweskich skoczków, którzy zajęli całe podium, ale podczas kolejnego czempionatu w Cortina d’Ampezzo żaden z nich z nich nie stanął na starcie.

Na trzech kolejnych imprezach Norwegowie zdobyli siedem na dziewięć możliwych medali, ale do Innsbrucku w 1933 roku się nie wybrali. Powód? Wielopłaszczyznowe tarcia na linii FIS-Norweski Związek Narciarski, między innymi przedłużające się, problematyczne starania o przeforsowanie kandydatury Norwega, kpt. Oestgaarda, na przewodniczącego Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Działacze z kraju fiordów pozbawili więc po raz kolejny swoich zawodników niemal pewnych medali, a najbardziej ucierpiał na tym Birger Ruud, najlepszy wówczas skoczek świata, który był wtedy w wielkiej formie i zdobycie złotego krążka podczas austriackiej imprezy mogło być dla niego formalnością.

Loty nie dla Norwegów...

Pomimo tego, że w latach 30-tych kilku Norwegów dzierżyło rekord świata w długości skoku, szef Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, wspomniany Nikolai Oestgaard, przeforsował uchwałę zakazującą organizacji zawodów na skoczniach pozwalających na skoki powyżej 80 metra, co jednak w głębokim poważaniu mieli działacze sportowi ze Słowenii. Kiedy w 1936 roku Austriak Sepp Bradl przekroczył na Velikance w słoweńsckiej Planicy jako pierwszy odległość 100 metrów, rozżaleni norwescy skoczkowie z Birgerem Ruudem na czele, oglądający zawody jako kibice, opuścili do połowy masztu flagę swojego kraju.

Norwegowie nie przywiązywali tak wielkiej wagi do uzyskiwania coraz to dłuższych odległości i bicia rekordów, jak robiły to inne nacje. Dla nich bardziej niż długość skoków liczyło się piękno samego lotu. Podczas gdy w 1952 roku rekord Wielkiej Krokwi wynosił 85 metrów, na skoczni w Oslo, na której rozgrywano wówczas zawody podczas igrzysk olimpijskich, nikt z uczestników konkursu nie osiągnął nawet 70 metrów. Pierwszym Norwegiem, który przekroczył odległość 100 metrów był Asbjoern Aursand, a dokonał tego na skoczni w Renie dopiero 21 lat po wyczynie Bradla – w 1957 roku.

...skoki na igelicie i styl V też nie

Norwegowie przez lata konsekwentnie bojkotowali też skoki na igelicie, tłumacząc, że nie wpisują się one w żaden sposób w tradycję wymyślonej przez nich przecież dyscypliny. Był to swego rodzaju strzał w kolano. Fakt, że norwescy skoczkowie pozbawieni byli możliwości odbycia treningu na skoczni poza sezonem zimowym wskazuje się jako jedną z przyczyn głębokiego, wieloletniego kryzysu tamtejszych skoków, który rozpoczął się pod koniec lat 60-tych. Podczas gdy Polska dysponowała igelitową skocznią już pod koniec lat 50-tych ("Skarpa" w Warszawie o punkcie K-38), Norwegowie pierwszy taki obiekt otworzyli dopiero w 1975 roku w Bærum i miał on punkt konstrukcyjny usytuowany zaledwie na 50-tym metrze. Zanim rozwinęła się tam pełna baza do uprawiania letnich skoków minęło jeszcze ładnych parę lat.

Działacze narciarscy ze Skandynawskiego państwa nie byliby również sobą, gdyby nie protestowali przeciwko wprowadzeniu stylu V w miejsce równoległego prowadzenia nart przez skoczka podczas lotu, godzącego przecież w ich piękną, ponad stuletnią narciarską tradycję. Po katastrofalnym dla Norwegów sezonie 1991/92, klęsce w zawodach Pucharu Świata i na igrzyskach olimpijskich przestali jednak protestować i pogodzili się z faktem, że jest to zmiana, której nie da się zatrzymać.

Było, minęło…

Dziś Norwegowie na szczęście nie hamują już w żaden sposób skoków narciarskich, a wręcz przeciwnie, mają duży wkład w ich rozwój. To w końcu w Norwegii znajduje się największa obecnie skocznia na świecie, która w sobotę stała się areną jednego z najpiękniejszych konkursów w historii skoków narciarskich. Gdy jeszcze do niedawna w planach tamtejszych działaczy istniał temat organizacji igrzysk olimpijskich w 2022 roku, zastanawiano się poważnie nad propozycją włączenia do ich programu lotów narciarskich, twierdząc, że wówczas nikogo nie będą już interesowały skoki na obiektach 90-metrowych.

Źródła:

Wiesław Biedroń: "Na światowych skoczniach i trasach"

Jon Gangdal: "Mika Kojonkoski. Tajemnica sukcesu"

Źródła własne.