Thomas Diethart: "Brakuje mi pewności siebie"
Kiedy w sezonie 2013/2014 sensacyjnie wygrał 62. Turniej Czterech Skoczni, wydawało się, iż na lata zostanie podporą austriackiej kadry narodowej w skokach narciarskich. Trzy lata później Thomas Diethart przeżywa trudne chwile, tułając się po zawodach rangi Pucharu Kontynentalnego czy FIS Cup, nie osiągając tam znaczących wyników. Jak 25-latek przyznaje w rozmowie z portalem noe.orf.at - wciąż nie zamierza on składać broni w walce o powrót do ścisłej światowej czołówki.
Spory wpływ na przebieg kariery Dietharta miał upadek, do którego doszło 27 lutego 2016 roku w niemieckim Brotterode. W serii treningowej przed konkursem Pucharu Kontynentalnego na obiekcie HS 117, Austriak runął na bulę Inselbergschanze. Drużynowy wicemistrz olimpijski z Soczi mocno pokiereszował sobie twarz, a także silnie potłukł plecy, nerki i płuca.
Dla Austriaka był to koniec startów w sezonie 2015/2016. W kolejnym - 16/17, startował tylko w trzecioligowych zmaganiach. Jego najlepszy rezultat to 12. miejsce wywalczone w norweskim Notodden. Po raz ostatni w kwalifikacjach do zawodów najwyższej rangi pojawił się w styczniu 2016 roku, kiedy w austriackim Bischofshofen zastąpił Gregora Schlierenzauera, który po występie w Innsbrucku zawiesił sportową karierę.
noe.orf.at: W sezonie 2013/2014 wyskoczyłeś niemal znikąd. Co czujesz, kiedy myślisz o tamtym okresie życia?
Thomas Diethart: Wciąż trudno mi w to wszystko uwierzyć. Byłem nową postacią w Pucharze Świata, mającą cele typu "zostań tu jak najdłużej", "zdobądź jakieś punkty" czy "czerp doświadczenie z każdego startu". Tymczasem od razu zostałem triumfatorem Turnieju Czterech Skoczni. To było szaleństwo.
Tej samej zimy udałeś się na swoje pierwsze Igrzyska Olimpijskie, które zakończyłeś ze srebrnym medalem w drużynie a w konkursie indywidualnym na obiekcie normalnym finiszowałeś na czwartej lokacie. Co działo się po zakończeniu sezonu?
Zmieniło się bardzo dużo. Znalazłem się w kadrze narodowej, a to wniosło sporo różnic. Wszystko stało się zdecydowanie bardziej profesjonalne. Po takim sezonie trudno było sobie sprecyzować właściwe cele. Pojawiło się więcej presji i oczekiwań, a to nigdy nie jest łatwe. Skakało mi się trudniej z całą tą świadomością (Diethart Puchar Świata 2014/2015 zakończył na 43. miejscu - przyp. red.).
W 2014 roku Heinz Kuttin zastąpił Alexandra Pointnera. Czy miało to bezpośredni wpływ na twoją osobę?
Nie powiedziałbym. Współpraca z Alexem przebiegała bardzo dobrze, ale i z Heinzem wszystko układało się pomyślnie. Spadek mojej dyspozycji nie był spowodowany zmianą na pozycji głównego szkoleniowca.
W 2016 roku doszło do przykrego zdarzenia w Niemczech. Jak się czujesz i jakie podejmujesz działania po tamtym wypadku?
W tym momencie nie jest to łatwe. Upadek w Brotterode przydarzył mi się wtedy, kiedy wszystko wracało na odpowiednie tory, a moja dyspozycja była coraz bardziej ustabilizowana. Niestety, stało się. Miałem pecha do wiatru, a skutki upadku zmusiły mnie do przedwczesnego zakończenia sezonu 15/16. Treningi wznowiłem latem minionego roku i byłem zdeterminowany, aby odbudować formę. Problem wciąż tkwi w mojej głowie. Sfera mentalna jest bardzo istotna w tym sporcie, ponieważ podczas skoku dużo odbywa się właśnie w głowie. Brakuje mi pewności siebie. Nie jestem przekonany, że wszystko funkcjonuje prawidłowo. Mimo wszystko, nie zamierzam się poddać. Zaciskam zęby i walczę dalej.
Czy Thomas Diethart wciąż widzi się w przyszłości w światowej czołówce skoczków narciarskich?
Oczywiście! Chcę wrócić do Pucharu Świata i ponownie być jego główną postacią. Wciąż wierzę w pucharowe triumfy czy nawet złoto olimpijskie. Marzenia z dzieciństwa wciąż są żywe. Podejmuję wyzwanie. Wiem, iż to trudny czas, ale bywałem już w takich sytuacjach. Będę kontynuował ciężką pracę.