Maciej Maciusiak: "Obecność w kadrze to początek ich kariery"
Pierwsza połowa maja to kolejny etap przygotowań polskich skoczków do sezonu olimpijskiego. Do Centralnego Ośrodka Sportu w nadmorskim Cetniewie przybyła kadra młodzieżowa C, prowadzona od roku przez Macieja Maciusiaka. Zespół pojawił się w sześcioosobowym składzie, w którym znalazło się aż trzech debiutantów. Zgrupowanie nad Bałtykiem poprzedza pierwsze skoki na igelicie, które będą miały miejsce 15 maja na kompleksie skoczni Skalite w Szczyrku. W dniu ogłoszenia przez PZN kadr na sezon 2017/2018, porozmawialiśmy z głównym szkoleniowcem omawianej grupy.
Skijumping.pl: Jakie są pierwsze wrażenia po treningach rozpoczynających nowy sezon?
Maciej Maciusiak: Jest to już nasze drugie zgrupowanie tej wiosny i jest całkiem fajnie. Jesteśmy nad Bałtykiem od 4 do 11 maja, a same przygotowania idą pełną parą. Chłopacy aktualnie odbywają dość ciężki, motoryczny trening. Na szczęście wszystko przebiega w porządku, zgodnie z założonym planem. Zebraliśmy dość ciekawą grupę młodzieżowców. Jest to jeszcze młodszy zespół niż przed rokiem. Z trójką z sześciu zawodników dopiero się poznajemy, ale można już powiedzieć, że starają się ze wszystkich sił. Dużo nauki przed nimi, ale na tym etapie jest bardzo dobrze.
Selekcja skoczków do kadry juniorów na sezon 2017/2018 była trudna?
Tak i nie. Jak wiemy, w Polsce nie mamy zbyt wielu skoczków w tych młodszych rocznikach. Owszem, rocznik 2001 wygląda już lepiej. W dłuższej perspektywie, może nam wszystkim, a więc kibicom i trenerom przynieść sporo radości. Tych chłopaków jest tam troszeczkę więcej, ale z pewnością potrzebują czasu. Skład kadry nie jest jeszcze ostateczny. Jeżeli zobaczymy kogoś wyróżniającego się i chętnego do pracy, wówczas mamy zapewnienie z Polskiego Związku Narciarskiego, że do końca sierpnia mamy możliwość dokooptowania jednego czy dwóch juniorów. Stale obserwujemy rozwój pozostałych talentów.
Dzieci garną się do uprawiania skoków narciarskich?
O zdanie należałoby zapytać trenerów klubowych, którzy zajmują się tymi najmłodszymi. My w tym sezonie nadal będziemy mieć problem z najstarszą kategorią juniorską, ponieważ z rocznika 1998 mamy dosłownie dwóch czy trzech zawodników. Są Paweł Wąsek czy Bartosz Czyż z 1999, ale oni nadal mają rok do optymalnego wieku dla juniora.
Czy Adam Małysz w roli dyrektora-koordynatora PZN wspiera również kadrę C?
Adam cały czas nam pomaga. Jak pokazał zimą, ma tych funkcji bardzo wiele. Zawsze możemy liczyć na radę czy pomoc z jego strony. Jeżeli wszystko idzie dobrze, to się nie kontaktujemy, ale w razie problemów zawsze istnieje możliwość skontaktowania się. To jest dobra sytuacja.
W sezonie 2016/2017 zdarzało się, że pogrążoną w kryzysie kadrę B, niejako ratować musieli członkowie kadry juniorów, chociażby występami w Pucharze Kontynentalnym. Wyższy poziom juniorów od przedstawicieli zaplecza kadry narodowej jest jakąś nobilitacją dla trenera?
Nie patrzyłem na to pod tym kątem. Chłopakom z kadry B szło zdecydowanie poniżej ich oczekiwań czy możliwości. Tam naprawdę są doświadczeni skoczkowie, którzy odnosili już sukcesy na arenie międzynarodowej. Coś się zacięło, ale mam nadzieję, że wyciągnęli odpowiednie wnioski. Ja z moim sztabem skupiałem się na swojej grupie, aby ci juniorzy robili jak największe postępy. Myślę, że tak było i po części wszyscy byli bardzo zadowoleni.
Czy po pierwszym sezonie współpracy z młodzieżą, można powiedzieć, że jest to trudniejsze zadanie od prowadzenia dorosłych sportowców?
Jest to z pewnością inna praca. Przede wszystkim spokojniejsza, bo nie ma presji z tygodnia na tydzień. Nie ma przymusu ciągłego rotowania składami. My robimy swoje, a celem jest to, aby wyniki osiągane przez juniorów zostały w przyszłości dostrzeżone przez innych szkoleniowców, co dam im szansę pokazywania się w zawodach nawet najwyższej rangi.
Głośnym echem odbiły się problemy związane z postawą Dominika Kastelika na skoczni i poza nią. Czy tego typu kłopoty są częstą sytuacją?
Każdy człowiek jest inny. Z tymi chłopakami niekiedy przebywa się więcej niż z własną rodziną, ale na tym etapie poznajemy się z połową kadry. Część znamy już bardzo dobrze, ale wszyscy muszą być przygotowani do ciężkiej pracy. Obecność w kadrze to dopiero początek ich kariery, a nie już jakiś sukces. Dostanie się do grupy jest dla nich szansą. Każdy bez cienia wątpliwości będzie chciał ją wykorzystać.
Przed poprzednim sezonem było sporo znaków pytania dotyczących przebudowanej kadry C. Tymczasem z Mistrzostw Świata Juniorów w Park City udało się prawie przywieźć medal z rywalizacji drużynowej.
Miejmy nadzieję, że rozwój tych chłopaków będzie przebiegał tak dalej. Postęp Pawła Wąska pokazuje reszcie, iż ciężką pracą każdy z nich może dokonać znacznego progresu. O to w tym wszystkim chyba chodzi.
Wielu kibiców zdziwił brak powołania któregokolwiek z juniorów do grupy krajowej przy okazji Pucharu Świata w Wiśle. Czym była podyktowana taka decyzja?
Jesteśmy w stałym kontakcie ze Stefanem Horngacherem, a on sam wie, kto prezentuje jaki poziom w danej chwili. Pod uwagę brano opcję debiutu Pawła Wąska, który już wtedy miał prawo startu w zawodach najwyższej rangi, ale uznaliśmy, iż lepszym rozwiązaniem będzie spokojny występ w Pucharze Kontynentalnym w Garmisch-Partenkirchen.
Jak dużym wyzwaniem była marcowa wyprawa Pawła Wąska z Wojciechem Toporem (asystentem trenera Maciusiaka - przyp. red.) do Sapporo, gdzie Polak walczył o triumf w końcowej klasyfikacji generalnej cyklu FIS Cup?
To z pewnością jakiś sukces na szczeblach jego kariery. Stale monitorowaliśmy klasyfikację i chcieliśmy wykorzystać szansę, która się pojawiła. Nie wiedzieliśmy, kto uda się do Azji, bo jasne jest, że to bardzo droga wyprawa. W FIS Cupie trzeba niemal wszystko opłacić samemu, ale po dyskusjach z członkami zarządu PZN, chcieliśmy dać szansę Pawłowi walki o końcowy trumf w tym sezonie i to się udało. Dodatkowo była opcja powiększenia kwoty startowej poprzez te konkursy, to się nie udało, ale jest to też doświadczenie dla Pawła, że taka długa podróż wymaga nieco innego przygotowania, bo nie skakał tam na swoim poziomie. Warunki w Sapporo były bardzo trudne, ale finalnie został zwycięzcą klasyfikacji generalnej FC 2016/2017.
Niskie kwoty startowe spowodowane słabymi wynikami Polaków w Pucharze Kontynentalnym były sporym utrudnieniem dla kadry juniorów, której członkowie mieli mało okazji do konfrontowania się z oponentami z innych reprezentacji?
Nie mieliśmy wpływu na taki stan rzeczy. Chłopaków w kadrze A i B jest wielu, a kiedy kwota wynosiła 4-5 zawodników, to pojawiał się kłopot, ale jest to problem, który występuje nie tylko w Polsce. Liczące się nacje zawsze mają więcej zawodników niż miejsc startowych. Muszą startować najlepsi, ale była to trudna sytuacja dla wszystkich. My przygotowywaliśmy się do Mistrzostw Świata Juniorów, a konkursy z cyklu FIS Cup nie były celem nadrzędnym dla moich podopiecznych. Nie myślę już o minionej zimie, ale występy w trzeciej lidze dały kolejne doświadczenie tym młodym zawodnikom. Nie wszędzie da się jechać pełną kwotą, bo koszty są ogromne. Trzeba opłacić podróż, hotel i każdy dzień startów. Suma jest naprawdę duża. Może w przyszłości kalendarz FIS Cup będzie bogatszy, dzięki czemu będzie więcej okazji do startów na śniegu. Skorzystaliby na tym nie tylko juniorzy, ale i członkowie kadr A i B, bo do każdych zawodów trzeba podchodzić na 100%, niezależnie od rangi. Skoczkowie muszą być profesjonalistami.
Co można powiedzieć o nowych twarzach, którymi są Damian Skupień, Karol Niemczyk i Kacper Juroszek?
Nad morze przyjechała też grupa Tatrzańskiego Związku Narciarskiego, składająca się z siedmiu zawodników, którzy w przyszłości też będą stanowić o sile polskiej reprezentacji juniorskiej. Na bazie pierwszych obserwacji, po miesiącu treningu, widzę ogromne zaangażowanie ze strony całej grupy, nie tylko wspomnianej trójki. Są w takim wieku, że są świadomi swoich celów. Jeśli będą tak przykładać się do swoich zajęć i z każdego treningu wyciągać jakieś wnioski, to będziemy z tego zadowoleni. Mam nadzieję, że wyniki kadry A motywują dodatkowo młodzież. Każdy trenuje i wylewa poty, aby startować w zawodach i odnosić w nich sukcesy.
Po raz kolejny w ostatnich latach ekipa prowadzona przez Macieja Maciusiaka przygotowuje się do sezonu m.in. w Cetniewie. Co jest powodem rokrocznej wizyty w województwie pomorskim?
Wiadomo, że ten sam trening moglibyśmy zrealizować w Szczyrku czy Zakopanem, ale ja mam dobre wspomnienia związane z tym ośrodkiem. Zawsze, kiedy tutaj rozpoczynamy przygotowania, to sezon jest dla nas udany. Mamy tutaj wszystko, co sobie zażyczymy. Mowa tu m.in. o sali, siłowni czy kriokomorze. Cetniewo oferuje bardzo dobry ośrodek i zmianę klimatu.
Śnieżna aura na Kaszubach w maju jest zaskoczeniem?
U nas, w górach, tego śniegu jest jeszcze więcej <śmiech>. Nic z tym nie zrobimy. Taką mamy aurę i trzeba się do tego dostosować. Sprawdzaliśmy prognozy meteorologiczne, więc zleciłem chłopakom zabranie ciepłych ubrań kosztem kąpielówek.
Jest czas na to, aby po zajęciach zwiedzić północny region Polski czy urozmaicić trening spływem kajakowym, jak było to w 2014 roku?
Ciężko coś zrobić na zewnątrz, bo jest zimno. Trenujemy dwa razy dziennie, a czas na regenerację jest bardzo ważny. W niedzielę mieliśmy luźniejszy dzień, który wykorzystaliśmy na dwie godziny paintballa w Gdyni. Trudno mówić o zwiedzaniu, bo przyjechaliśmy busami na miejsce, a następnie wróciliśmy do Cetniewa.
Korespondencja z Cetniewa, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela