Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Piotr Żyła o dyskwalifikacji: W drugiej serii miałem ten sam kombinezon

Sobotni konkurs drużynowy rozpoczął się dla Polaków wyjątkowo pechowo. Już w trakcie pierwszej grupy zawodników dostaliśmy informację o dyskwalifikacji Piotra Żyły na górze skoczni. Co ciekawe, w drugiej serii wiślanin oddał próbę w tym samym kombinezonie, który tym razem pomyślnie przeszedł kontrolę. Jak całą sytuację komentuje brązowy medalista Mistrzostw Świata w Lahti?


- Do skoku w pierwszej serii sobotnich zawodów przygotowałem się tak, jak robię to przy okazji każdego innego. Nasze kombinezony zawsze są sprawdzane przed startem przez członków sztabu, więc to nie tak, że wyciągnąłem go nie wiadomo skąd. Podczas pomiaru Morten Solem z Norwegii pokazał mi, że coś jest nie tak i faktycznie tak było. To nie tak, że mogę mieć do kogokolwiek pretensje. Ta maszynka do pomiaru jest jaka jest i moim zdaniem, nie zachowała się do końca tak, jak powinna. Szkoda teraz to analizować, bo czasu się nie cofnie i trzeba zaakceptować zaistniałą sytuację. W niedzielę jest kolejny dzień skoków, więc należy walczyć dalej.

- Nie mam sobie nic do zarzucenia w tej sytuacji. Trudno powiedzieć, gdyż wszystko dzieje się szybko. Do każdej próby przygotowuję się tak samo. W drugiej serii miałem ten sam strój, a różnica była znacząca. Nie mam pojęcia, dlaczego doszło do błędu. Solem pokazał mi, że wynik pomiaru faktycznie był niezgodny z przepisami. Próbowałem z nim rozmawiać, ale nie da się powtarzać pomiarów, bo takie są przepisy Międzynarodowej Federacji Narciarskiej - dodaje Polak.

Był strach przed ponownym udaniem się na rozbieg w tym samym sprzęcie? - Nie miałem lepszego i wiedziałem, że ten jest dobry. Kontrolujemy kombinezony dużo wcześniej, a w tym skakałem w trakcie wszystkich ocenianych serii Pucharu Świata w Wiśle. Z pewnością był stres przed drugą kontrolą, ale nie miałem innego wyjścia. Trzeba było iść w tym, stanąć do pomiaru i oddać normalny skok, choć ten nie do końca był taki, jakiego bym oczekiwał.

Czy wiślanin spodziewał się, że koledzy z drużyny w trójkę zdołają wywalczyć awans do finału? - Fizjoterapeuta, Łukasz Gębala, jeszcze na górze powiedział mi, iż trener zarządził normalną rozgrzewkę przed ewentualną drugą serią.

- Dyskwalifikacja w konkursie drużynowym nie jest przyjemnym scenariuszem. Indywidualnie skacze się na własne nazwisko, a zespołowo oddziałuje się na resztę ekipy. Nie jest to wymarzony scenariusz, ale czasu nie cofnę. Mogę jedynie patrzeć w przyszłość i myśleć o następnych występach. To, co się stało, już się nie odstanie - mówi 30-latek.

Czy sytuacja, w której kontrolerem na górze skoczni jest rodak skoczków walczących o Puchar Narodów jest fair? - Morten Solem to wyszkolony działacz, mający papiery na to, co robi. Raczej nie ma żadnych układów. Swoje zadania stara się wykonać możliwie najlepiej. Jeśli faktycznie kontrola wykazała błędy, jego obowiązkiem było zdyskwalifikowanie mnie. To nie jest nowa osoba w FIS. Już w poprzednich sezonach pracował na tym stanowisku, więc ma doświadczenie w tej roli. Kontrole na górze wykonuje na zmianę z Michaelem Neumayerem. Trudno powiedzieć, co dzisiaj nie zagrało.

Jak można zinterpretować różne wyniki kontroli tego samego kombinezonu w ciągu kilkunastu minut? - Taki sport...

Korespondencja z Ruki, Dominik Formela