Kamil Stoch: Pomaga mi obecność żony
Kamil Stoch czwartkowe kwalifikacje do olimpijskiego konkursu indywidualnego na obiekcie normalnym zakończył na drugiej pozycji. Obrońca tytułu sprzed czterech lat na skoczni HS109 w Pjongczangu poszybował na 104. metr.
- Cieszę się, że nawet w Korei Południowej mamy takich wspaniałych kibiców. Ja staram się skakać tutaj na tyle, na ile potrafię. Wiem, że w dalszym ciągu mogę coś poprawić. To nie są możliwie najlepsze próby, które mogę oddawać, ale czerpię radość z możliwości bycia tutaj. Jestem dobrze przygotowany i mogę robić to, co lubię.
- Oba moje czwartkowe skoki były na dobrym poziomie, ale mogłyby być lepsze. Ciągle mam problem z wyczuciem momentu odbicia. Poprawie podlega też pozycja najazdowa. Zamierzam dalej sobie pracować i dawać z siebie wszystko.
- Sobota nadejdzie, ale najpierw czeka nas dzień odpoczynku. W piątek możemy popracować nad treningiem motorycznym, a następnie robić to, co potrafimy najlepiej. Rozłożenie zawodów w czasie nie sprawia, że czas w Pjongczangu nam się dłuży. Mamy swoje zajęcia, więc nudy nie ma. Ja zabrałem m.in. książki.
- Wioska olimpijska bardzo mi się podoba. Warunki są dobre, jest smaczne jedzenie, więc jest pozytywnie. Gdybym mógł, nie wiem czy chciałbym wziąć udział w ceremonii otwarcia igrzysk. Słyszałem różne opinie. Jedni twierdzą, że jest super, a inni wspominali o kilkugodzinnym oczekiwaniu i niewielkiej widoczności wydarzeń na stadionie. Sam nigdy nie byłem, więc nie mam wyrobionej własnej opinii.
- Staram się skupić na sobie i na wykonaniu swojego zadania na skoczni. Nie myślę o otoczce tego wydarzenia. Świetnie, że cała drużyna skacze na wysokim poziomie. Cieszę się, że treningi chłopaków owocują.
- Moja żona, Ewa, nie przyjechała tutaj jako reporterka telewizyjna. Jest w Korei w innej roli. Jej obecność mi pomaga i zawsze miło jest spotkać najbliższą sobie osobę i, choć przez chwilę, z nią pobyć.
Korespondencja z Pjongczangu, Dominik Formela