Wieczny rekordzista Pucharu Świata? Historia Stephena Collinsa
Rozgrywane 30 grudnia 1979 roku zawody w Oberstdorfie inaugurują 28. edycję Turnieju Czterech Skoczni. Na liście startowej rywalizacji figuruje młodziutki, 15-letni Kanadyjczyk, Stephen Collins. Jest tak filigranowej i niepozornej postury, że z wyglądu bliżej mu do dziecka niż dorastającego młodzieńca. Kilka dni wcześniej zadebiutował w zawodach Pucharu Świata znakomitym dziesiątym miejscem wywalczonym we włoskiej Cortinie. Niemieccy organizatorzy pierwszego konkursu TCS zdają się jednak o tym nie wiedzieć. Z konsternacją i pewną dezorientacją przyglądają się przygotowaniom młokosa zza wielkiej wody do oddania skoku. Jeden z nich miał nawet przy przedstawicielach FIS-u zagrzmieć: "Kto do cholery dopuścił tego chłopczyka do udziału w zawodach na tak dużej skoczni?!" Złote kanadyjskie dziecko skoków narciarskich nic sobie z tego jednak nie robi. Co prawda zawody w Oberstdorfie kończy na odległej 66 pozycji, ale już w noworocznym konkursie w Ga-Pa finiszuje na świetnym siódmym miejscu. Tak zaczyna się międzynarodowa kariera Steve'a Collinsa, najmłodszego po dziś dzień, triumfatora zawodów Pucharu Świata.
O włos od medalu olimpijskiego
Collins na świat przychodzi 13 marca 1964 roku w Thunder Bay. Jest Indianinem, pochodzi z plemienia Odżibwejów, stanowiącego trzecią co do wielkości grupę indian amerykańskich. Z okna swojego mieszkania od najmłodszych lat może podziwiać znajdujący się w jego mieście kompleks skoczni narciarskich. Czuje, że ten monumentalny obiekt woła go do siebie. Wcześnie rozpoczyna regularne treningi na skoczni, a w wieku dziesięciu lat skacze już brawurowo na największych tamtejszych skoczniach, K-70 i K-90. Czyni błyskawiczne postępy i już po kilku latach wskakuje do seniorskiej reprezentacji Kanady. Jego znakiem rozpoznawczym na skoczni jest zupełnie nietypowy styl prowadzenia nart w powietrzu, nazwany potem "stylem delta". Wyglądał jak odwrócony styl V, Collins łączył ze sobą dzioby nart podczas lotu. Skacząc w ten sposób osiągał swoje największe sukcesy, potem, gdy przerzucił się na tradycyjny styl klasyczny, nie notował już tak rewelacyjnych osiągnięć.
Pierwszy sezon Collinsa w międzynarodowej stawce jest jednocześnie pierwszym sezonem cyklu Pucharu Świata i sezonem olimpijskim. Po Turnieju Czterech Skoczni młody skoczek notuje bardzo udane występy w Sapporo i swoim rodzinnym Thunder Bay. W lutym 1980 roku najlepsi przedstawiciele sportów zimowych zjeżdżają do amerykańskiego Lake Placid. Niewielka miejscowość położona w stanie Nowy Jork po raz drugi w historii jest gospodarzem Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Pierwszy start Collinsa, na mniejszej skoczni, zakończony w trzeciej dziesiątce, przechodzi bez echa. Na dużym obiekcie 15-latek jest bliski sprawienia ogromnej sensacji. Po pierwszej serii jest o włos od medalu. Po skoku na 112,5 metra na półmetku rywalizacji plasuje się na czwartym miejscu. Na olimpijski sukces Collins nie był jednak jeszcze mentalnie gotowy. Krótszy skok w drugiej serii spycha go na i tak, w ogólnym rozrachunku, bardzo dobrą dziewiątą lokatę. Niedosyt jednak pozostał.
One man show in Lahti
Nieco ponad tydzień później na pocieszenie wygrywa zdecydowanie mistrzostwa świata juniorów rozgrywane w szwedzkiej miejscowości Oernskoeldsvik, a stamtąd leci na pucharowe zawody do Lahti po, jak się ma potem okazać, największy sukces w swojej karierze. 8 marca w fińskiej miejscowości odbywa się konkurs na mniejszym obiekcie. Collins jest w gazie. Co prawda nie wyszedł mu skok w pierwszej serii, w drugiej części zawodów notuje jednak drugą odległość dnia, która winduje go na siódme miejsce. Dzień później na dużej skoczni panują trudne warunki. Organizatorom udaje się rozegrać tylko jedną serię konkursową. Na swoją korzyść rozstrzyga ją w fenomenalnym stylu Stephen Collins. Młodzian, poniekąd też dzięki wsparciu natury w powietrzu, uzyskuje aż 124 metry, wyprzedzając drugiego, świeżo upieczonego mistrza olimpijskiego, Jouko Toermaenena o 9,5 metra i prawie 15 punktów. Ustanawia tym samym nowy rekord skoczni (poprzedni bije także o 9,5 metra) i dzierży go aż przez 12 lat. Dopiero w 1992 roku inne wybitne dziecko skoków narciarskich, Fin Toni Niemienen, skoczy na przebudowanej skoczni o metr dalej. Kanadyjczyk zwyciężył zatem w zawodach Pucharu Świata na cztery dni przed swoimi szesnastymi urodzinami. Od tego czasu minęło 38 lat. Do tej pory żaden młodszy skoczek nie wygrał pucharowych zawodów. Collins bardzo lubił skocznie w Lahti. W późniejszych latach osiągał tam dobre wyniki nawet będąc daleko od swej optymalnej formy.
Zwycięski skok Collinsa z Lahti można obejrzeć >>>TUTAJ<<<
Najmłodsi zwycięzcy konkursu Pucharu Świata:
1. Stephen Collins (Kanada) - 09.03.1980 Lahti 15 lat, 11 miesięcy, 27 dni
2. Thomas Morgenstern (Austria) -11.01.2003 Liberec 16 l 2 m 12 d
3. Toni Nieminen (Finlandia) - 30.11.1991, Thunder Bay 16 l 6 m 0 d
4. Janne Ahonen (Finlandia) - 19.12.1993, Engelberg 16 l 7 m 8 d
5. Gregor Schlierenzauer (Austria) - 03.12.2006, Lillehammer 16 l 10 m 27 d
Gdyby jednak do powyższego zestawienia włączyć również kobiecy Puchar Świata w skokach narciarskich okazałoby się, że wynik Collinsa dawno już został przebity. Japonka Sara Takanashi wygrywając 3 marca 2012 roku pucharowy konkurs w Zao liczyła sobie zaledwie 15 lat, 4 miesiące i 24 dni...
Na koniec rewelacyjnego dla siebie sezonu Collins wygrał jeszcze Tydzień Lotów Narciarskich w Harrachovie. Rezultatem 172 metry ustanowił rekord swojego kraju, o zaledwie trzy metry słabszy od rekordu świata. To był sezon marzeń dla Kanadyjczyka. Nigdy jednak tak doskonałej zimy już nie powtórzył, choć kolejna rokowała jeszcze nadzieje na to, że kanadyjski Indianin zostanie na dłużej skoczkiem światowej elity.
Po równi pochyłej
W grudniu 1980 roku w Thunder Bay odbywały się juniorskie mistrzostwa Ameryki Północnej. Collins zwyciężył w nich zdecydowanie, a ozdobą zawodów był nieprawdopodobny rekord, jaki ustanowił na swojej domowej skoczni. Na dużym obiekcie, który formalnie był skocznią 90-metrową zmierzono mu 128,5 m! Uzyskana odległość zdawała się nie robić na nim większego wrażenia.- Świetnie się dziś bawiłem. Ja po prostu uwielbiam latać – powiedział tuż po zawodach lokalnemu dziennikowi. Dalej na tej skoczni nikt przed jej przebudową już nie skoczył. Dopiero w 1994 roku podczas próby przed mistrzostwami świata zaplanowanymi na rok 1995, czyli po czternastu latach od wyczynu reprezentanta Kanady, uzyskiwano tu dłuższe odległości.
Kolejne miesiące przyniosły Collinsowi kilka miejsc w czołówce konkursów Pucharu Świata, w tym drugie w karierze podium. O tyle cenne, że wywalczone u siebie, w Thunder Bay (3 miejsce). W niemieckim Schonach toczył batalię o obronę tytułu mistrza świata juniorów. Tam rządził już jednak nowy wielki talent światowych skoków, Matti Nykaenen. Collins wyskakał brązowy medal.
Następne lata to znaczny regres formy i najczęściej nieskuteczne próby jej poszukiwania. Collinsowi zmieniły się parametry fizyczne, zaczął miewać poważne problemy z techniką. Gubił się. Z roku na rok osiągał coraz słabsze wyniki. Za cel postawił sobie odbudowę formy na zaplanowane na 1984 rok igrzyska olimpijskie w Sarajewie. Zmagania w Jugosławii ukończył na 25 i 36 miejscu. Przeżył wówczas chwile załamania. Rozważał zawieszenie, a nawet zakończenie kariery. - Czasem w sporcie bardziej rywalizuje się z własną psychiką niż z rywalami. Tak było w moim przypadku. Jestem sfrustrowany – żalił się na łamach kanadyjskiej prasy sportowej po sezonie olimpijskim. Ostatecznie postanowił walczyć dalej, w kolejną zimę wszedł jednak późno, bo dopiero w drugiej połowie stycznia, kiedy to w Seefeld odbywały się Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym. Furory w Austrii nie zrobił, zresztą przez pozostałą część sezonu również pełnił rolę skoczniowego statysty. W grudniu 1985 roku jeszcze raz przeżył chwilę wielkiej radości. W Lake Placid zajął trzecie miejsce. Było to jego trzecie i ostatnie podium Pucharu Świata w karierze. Jedna jaskółka nie uczyniła jednak nowej wiosny w karierze rozmieniąjącego wciąż na drobne swój talent Collinsa.
Na kłopoty "dezerter" z Podhala
Na początku 1987 roku Stephen został usunięty z drużyny narodowej. Decyzją krajowej federacji zawodnicy kadry mieli zostać na stałe przeniesieni z Thuner Bay do ośrodka treningowego w Ottawie. Collins ani myślał ruszać się ze swojego miasta. Miał już rodzinę i liczne zobowiązania, które nie pozwalały mu na opuszczenie rodzinnych stron na całe miesiące. Reakcja związku narciarskiego była bezkompromisowa - Collins został pozostawiony samemu sobie. Na pomoc zawodnikowi przyszedł Sławomir Kardaś. Pochodzący z Podhala skoczek narciarski na przełomie lat 60-tych i 70-tych przedostał się nielegalnie przez tak zwaną zieloną granicę na Zachód, po czym wyemigrował do Kanady. Był zawodnikiem WKS-u Zakopane, wojskowego klubu, zatem jego występek w tamtym czasie można było rozpatrywać nawet w kategoriach dezercji. Po tym wydarzeniu kilku kolegom klubowym Kardasia cofnięto paszporty i zakazano wyjazdów za granicę, blokując w ten sposób rozwój ich karier. Kardaś po otrzymaniu kanadyjskiego obywatelstwa startował w barwach swojej nowej ojczyzny, choć bez znaczących sukcesów. Po zakończeniu kariery pracował nawet przez pewien czas jako trener z reprezentacją Kanady. Znał więc dobrze potencjał Collinsa, który najpierw był jego kolegą ze skoczni, a potem podopiecznym. Motywację powrotu do międzynarodowego skakania Stephen miał ogromną. Zbliżały się przecież igrzyska olimpijskie, które miały się odbyć po raz pierwszy na kanadyjskiej ziemi, w Calgary.
- Slav jest dla mnie wielką pomocą, pomaga mi zrozumieć, co robię dobrze a co źle. Godzinami ogląda i analizuje moje skoki – cieszył się z udanej współpracy Collins. - Steve stanowi doskonałą i realistyczną ofertę dla wzmocnienia reprezentacji. Jest bardzo utalentowany i zdeterminowany, by jeszcze raz przejść całą drogę na szczyt – chwalił swego podopiecznego Kardaś. Rodzima federacja nie zapewniła skoczkowi żadnego wsparcia finansowego pozwalającego mu na indywidualny tok przygotowań. Środki, dzięki którym mógł nadal trenować, przekazali mu byli kanadyjscy olimpijczycy oraz miasto Thunder Bay. Swoją cegiełkę dołożyli też zwykli obywatele miasta i kibice sportu wpłacając datki na specjalnie utworzone konto.
Collins doszedł ostatecznie do porozumienia ze swoją federacją i na sezon olimpijski wrócił do kadry. Po drodze do Calgary zajął czwarte miejsce podczas Pucharu Świata w Sapporo, ale był to jego jedyny wystrzał tamtej zimy i ostatni w karierze. Zmagania olimpijskie zakończył na 13 i 35 miejscu. Liczył na więcej. Nie miał już motywacji i zdecydował się na rozbrat z prawdziwym sportem w wieku zaledwie 24 lat. Mimo to skakał jeszcze amatorsko przez jakiś czas. Zaliczył nawet trzy występy w Pucharze Świata, gdy zawody w jego ramach odbywały się w Thunder Bay. W 1995 roku został włączony do kanadyjskiej sportowej Galerii Sław.
W cieniu Horsta Bulaua
Choć jako junior Collins zapowiadał się jeszcze bardziej obiecująco niż jego niezwykle utalentowany kolega z kadry, Horst Bulau, to ostatecznie ten drugi osiągnął w skokach zdecydowanie więcej. Przez trzy sezony z rzędu plasował się na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, wygrał łącznie 13 pucharowych konkursów. Jego pierwszy triumf przypadł na wyjątkowy czas i miejsce, był to bowiem noworoczny konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Garmisch-Partenkirchen w 1981 roku. - Wieczór poprzedzający zawody spędziłem z moim trenerem, kilkoma osobami ze sztabu szkoleniowego i kierowniczką hotelu, która była Austriaczką – wspominał po latach Bulau – Zapytała mnie, kto moim zdaniem jutro wygra, sugerując jednocześnie, że powinienem wymienić któregoś z Austriaków, Koglera lub Neupera. Odpowiedziałem jej, że to ja wygram. Czułem się wtedy bardzo pewnie. Austriaczka tylko się uśmiechnęła pobłażliwie. Nigdy więcej jej już nie spotkałem, ale kiedy wróciłem do hotelu po zwycięskich zawodach, czekał na mnie wielki kosz z prezentami i butelka szampana. Nigdy tego nie zapomnę.
Wartościowe uzupełnienie kanadyjskiej kadry stanowił wtedy Ron Richards. Był dużo mniej utalentowany od swoich kolegów, ale potrafił dość regularnie zdobywać punkty Pucharu Świata, a czasami wskoczyć nawet do czołowej dziesiątki któregoś z konkursów. W pierwszej połowie lat 80 – tych Kanada miała więc najsilniejszą drużynę w swojej historii. Dzięki sprzyjającemu regulaminowi, który dopuszczał udział zespołów trzyosobowych w konkursach drużynowych, reprezentacja z Ameryki Północnej mogła rywalizować o znacznie wyższe cele niż kiedykolwiek później. Podczas mistrzostw świata w Oslo w 1982 roku Kanadyjczycy, w gronie szesnastu sklasyfikowanych ekip, zajęli wysokie piąte miejsce. Dla porównania, reprezentacja Polski znalazła się wtedy na 14 pozycji.
Opracowano na podstawie:
Ammsa.com
Upi.com
Toronto Sun
Skimuseum.ca
Podhale 24.pl
Źródła własne
autor: Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna weź udział w dyskusji: 47