Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kamil Stoch: To lato będzie dla mnie trudne

Po blisko dwóch miesiącach rozbratu ze skocznią, Kamil Stoch i reszta polskich skoczków powrócili na belkę startową. Stało się to w Beskidach, gdzie w tym tygodniu wszystkie kadry narodowe rozpoczęły skakanie przed sezonem 2018/2019. W Szczyrku porozmawialiśmy m.in. z dominatorem minionej zimy, Kamilem Stochem, który podzielił się wrażeniami dotyczącymi tego etapu przygotowań.


W ciągu czterech dni Stefan Horngacher skierował swoich podopiecznych na cztery obiekty: HS 44, HS 77 i HS 106 w Szczyrku oraz HS 134 w Wiśle. Co dla dwukrotnego zdobywcy Kryształowej Kuli znaczy tak duża różnorodność przy okazji powrotu na rozbieg? - To ważne, że nie musimy jeździć po 800 km za granicę naszego kraju. W Beskidach mamy bardzo dobry kompleks skoczni do treningu, a do tego są one wymagające technicznie. Można czerpać na nich przyjemność ze skakania i cieszymy się, że pogoda w miarę dopisała, dzięki czemu mogliśmy odbyć to zgrupowanie w spokoju. Różnorodność rozmiarów skoczni, na tym etapie, jest wartościowa. Rotacja obiektami, nawet w trakcie treningu, kształtuje adaptację do panujących warunków. Podczas Pucharu Świata bywa tak, że rano dostajemy informację o przeniesieniu konkursu na inną skocznię.

Co można powiedzieć o pierwszych próbach na igelicie? - Szczerze powiem, że pierwszy tydzień skoków był bardzo dobry. Nie wybitny, bo już na tym etapie planuję sobie pewne rzeczy, które chcę poprawiać, dlatego czasami muszę skupić się na jednym elemencie, kosztem innych. Generalnie jestem usatysfakcjonowany. Ostatnie dni dały mi poczucie, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Całe lato mogę poświęcić na pracę. Jest nad czym pracować. Są to minimalne rzeczy jak choćby układ rąk w locie czy pozycja najazdowa, która nadal podlega poprawie. Zwłaszcza prędkości najazdowe. To podstawowe cele na najbliższy czas.

Warszawa, Poznań czy Toruń to tylko niektóre z miejsc odwiedzonych tej wiosny przez Kamila Stocha. Z czego wynikł taki wybór? - Mój pobyt w kilku polskich miastach nie był stricte turystyczny. Miałem kilka obowiązków, które musiałem wykonać. Przy okazji, będąc w danym miejscu, poświęciłem kilka dni na zwiedzanie i zobaczenie czegoś, bo podczas zawodów nie mamy takiej okazji. Wiosną znalazłem na to chwilę i muszę przyznać, że każde ze zwiedzonych przeze mnie miast ma swój urok i coś, co może się podobać. Cieszę się, że żyjemy w kraju, który ma bogatą historię, a do tego piękne miasta ze starymi i zabytkowymi rynkami.

Cisza medialna i spokojny okres posezonowy to umyślny zabieg? - Nie chowałem się przed mediami. Nie chciałem się zbytnio angażować, gdyż też potrzebuję odpoczynku. Z drugiej strony, co mam więcej mówić <śmiech>… Większość powiedziałem w trakcie sezonu. Gościna w Polskim Radiu, w Poznaniu, była mi w pewien sposób potrzebna. Nie o wszystkim da się opowiedzieć podczas wywiadów, który są robione przy okazji zawodów. Kiedy wewnątrz mnie panują emocję, nie mam czasu na głębszą refleksję. Podczas audycji Myślidziecka 3/5/7 mogłem na spokojnie pomyśleć i powiedzieć o swoich odczuciach.

Austriacki szkoleniowiec zaaplikował kadrowiczom dużo nowości po sezonie olimpijskim? - Nie jest to kalka dwóch poprzednich lat. Zawsze trzeba coś udoskonalać, ponieważ musimy się rozwijać. Do tego konieczne są korekty w treningu. Te zmiany nie są duże, bo trenujemy podobnie, natomiast kilka rzeczy zostało dołożonych, a inne odjęte z planu przygotowań.

Po takim sezonie łatwo zmobilizować się do dalszej pracy? - Trzeba poukładać sobie priorytety. Muszę zdefiniować, co jest dla mnie ważne i co chcę w dalszym ciągu osiągnąć. Wciąż mam chęci zdobywania coraz więcej i dalszego rozwoju. Widzę w sobie pokłady, które mogę wykorzystać. Są to m.in. techniczne kwestie, które mogę dopracować. Jak ułożą się najbliższe miesiące i sezon? Zobaczymy. Wiadomo, że to lato będzie dla mnie trudne, bo niełatwo wyciągnąć coś więcej z poziomu, na którym kończyłem zimę. Mam świadomość, że w celu dokonania tego muszę zainwestować jeszcze więcej energii i wszystkiego, co się z tym wiąże.

Nie mam problemu z tym, aby rano zwlec się z łóżka <śmiech>… Bywają takie dni, kiedy chciałbym dłużej poleżeć, ale chyba każdy ma takie. Na szczęście czuję się dobrze. Fizycznie nic mi nie dolega i jestem w bardzo dobrej dyspozycji, a mentalnie powoli dochodzę do siebie <śmiech> - dodaje rekordzista Polski w długości skoku narciarskiego.

Zmiana przepisów Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) dotycząca wagi zawodników, w przypadku Kamila Stocha, wpłynie na skrócenie nart czy przybranie kilogramów? - Gdyby zależało to ode mnie, wybrałbym drugą opcję <śmiech>… Rozmawialiśmy o tym ze sztabem szkoleniowym, ale dopiero będziemy testować różne rozwiązania. Na podstawie tych prób dowiemy się, która opcja będzie dla mnie korzystniejsza. To sprawa indywidualna.

Pomysł FIS może przewrócić klasyfikację generalną Pucharu Świata? - Moim zdaniem, ta nowinka w przepisach nie zmieni znacząco układu sił w światowej czołówce. Narty krótsze o dwa centymetry nie robią wielkiej różnicy. Bardziej chodzi o zaplanowanie tego na przyszłość, bo w trakcie sezonu trudno utrzymać wagę co do setnej grama. Istotny jest odpowiedni dobór nart, aby nie okazało się, że brakuje stu gram, co poskutkuje dyskwalifikacją.

Piłkarski mundial to wydarzenie, na które Sportowiec Roku 2017 ostrzy już sobie zęby? - Jeśli będę miał czas to będę oglądał, kibicował i wysyłał dobrą energię. Pewnie zdarzy się też tak, że nie będę miał okazji obejrzeć danego meczu, ale mam nadzieję, że zazwyczaj będę mógł śledzić poczynania piłkarzy. W tę sobotę planuję zasiąść przed telewizorem i kibicować klubowi z Liverpoolu w finale Ligi Mistrzów. Już się trochę denerwuję, ale z drugiej strony, ja niczym nie ryzykuję i nic nie zależy ode mnie <śmiech> - powiedział wieloletni fan The Reds.

Korespondencja ze Szczyrku, Dominik Formela