Trudna kariera i kręte życiowe ścieżki. Historia Jaroslava Sakali
W wieku dziewięciu lat Jaroslav Sakala został potrącony przez samochód. Lekarz zajmujący się chłopcem oznajmił jego rodzicom, że najlepszą formą rehabilitacji ich syna będzie w tym przypadku uprawianie sportu. Któż mógł wtedy przypuszczać, że to feralne wydarzenie stanie się przyczynkiem do dużej kariery sportowej i sprawi, że za jego sprawą poszkodowany młody człowiek zostanie potem jednym z najlepszych skoczków świata…
Olimpijczyk nie do końca spełniony
Kolekcję najważniejszych trofeów Sakali wywalczonych na skoczni otwiera drużynowy brąz zdobyty podczas igrzysk olimpijskich w Albertville w 1992 roku. 23-letni wówczas zawodnik był najsłabszym ogniwem swojej drużyny, mimo to jego próby wystarczyły do tego, by wyprzedzić czwartą na mecie zawodów Japonię. Sakali i jego kolegom pomógł Noriaki Kasai, który z kolei był najsłabszym zawodnikiem drużyny z Kraju Kwitnącej Wiśni, mocno odstającym od swoich kolegów. Kasai zaliczył świetną druga część olimpijskiego sezonu, zwieńczoną złotym medalem mistrzostw świata w lotach, ale na same igrzyska z formą nie trafił, przez co z miejsca na podium mogli się radować nasi południowi sąsiedzi. Pomimo odnoszonych w kolejnych latach sukcesów, na igrzyskach Sakala nigdy już nie błysnął, a to indywidualny medal tej imprezy był jego największym życiowym celem.
– Z Albertville na zawsze zapamiętam cudowną atmosferę tamtych igrzysk i nasz brązowy medal w drużynie – wspomina były skoczek - Dwa lata później w Lillehammer bardzo chciałem powalczyć o indywidualny medal, ale tam kilka rzeczy nie zagrało. Byłem już czołowym skoczkiem świata, ale jakiejś wielkiej presji nie czułem. Przede wszystkim nie mogłem się porozumieć z trenerem. Skończyło się na 26 i 43 miejscu. Najgorsze wspomnienia mam z Nagano (45 i 38 miejsce – przyp. red.), tam byłem zupełnie bez formy, wszystko wokół postrzegałem negatywnie. Udział w igrzyskach traci sens, gdy nie jesteś w stanie rywalizować na poziomie.
Na swoją czwartą olimpiadę, do Salt Lake City, Sakala nie pojechał, z czym przez długi czas nie mógł się pogodzić. – Po fatalnej postawie czeskiej drużyny na igrzyskach trener Jiroutek w jednym z wywiadów prasowych zrobił ze mnie symulanta i hipochondryka. Próbował ratować swoją skórę i właśnie w ten sposób odpowiedział na pytanie, dlaczego Sakala nie poleciał do USA… - mówił rozżalony już po zakończeniu kariery.
Medalowe żniwa
Imprezą życia dla Jaroslava Sakali okazały się rozegrane w 1993 roku w Falun Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym, z których przywiózł trzy medale. Na większej skoczni przegrał nieznacznie tylko z Espenem Bredesenem, na mniejszym obiekcie musiał uznać wyższość Masahiko Harady i Andreasa Goldbergera. W konkursie drużynowym, w którym był tym razem najmocniejszym punktem swojej drużyny, wywalczył wraz z kolegami srebro. Co ciekawe, mimo że minęły wówczas blisko trzy miesiące od rozpadu Czechosłowacji, nasi południowi sąsiedzi uzyskali zgodę, by na mistrzostwach wystawić drużynę stanowiąca połączone siły obu nowopowstałych państw. I tak, do składu ekipy składającej się z Czechów został dokoptowany Słowak, Martin Svagerko.
Rok później Sakala wywalczył w końcu złoty medal dużej imprezy. Na 1994 rok zaplanowano w Planicy Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich. Końcówka tamtego sezonu była bardzo trudna dla organizatorów konkursów Pucharu Świata. W marcu odwołano z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych zawody w Lahti, Falun i Oslo, a także jeden z dwóch pucharowych konkursów na mamucie w Planicy składających się na wspomniane mistrzostwa świata. Na starcie zabrakło Niemców, Dietera Thomy i Jensa Weissfloga. Ich absencja była związana z tym, że nie wierzyli w możliwość rozegrania sprawiedliwego konkursu i wcześniej opuścili Planicę. Tak przynjamniej twierdzą niektóre ze źródeł. Dwuseryjne mistrzostwa, które ostatecznie się odbyły, stanowiąc jednocześnie konkurs Pucharu Świata, okazały się jednak wolne od pogodowych kaprysów i pozwoliły na wyłonienie sprawiedliwego triumfatora. Po skokach na 189 i 185 metrów Sakala wyprzedził o ponad 30 punktów Espena Bredesena, który w skoku treningowym ustanowił nowy rekord świata lotem na 209 metr.
Zwycięski skok Jaroslava Sakali można zobaczyć >>>TUTAJ<<<
Po latach, gdy mistrz z 1994 roku rozpoczął pracę w Słowenii jako trener młodzieży, był nieco zaskoczony tym, że pamięć o jego planickim triumfie wciąż jest tu żywa: - Okazuje się, że Słoweńcy pamiętają o moim sukcesie lepiej niż Czesi. Planica stanowi tutaj swego rodzaju fenomen i pamięta się tutaj wszystko co z nią związane – zauważył. Loty narciarskie były prawdziwym żywiołem długowłosego reprezentanta Czech. Za sezony 1992/93 i 1993/94 wręczono mu również małą Kryształową Kulę za Puchar Świata w lotach. Trzy spośród swoich czterech pucharowych triumfów w karierze odniósł na skoczniach mamucich. Wspomniane wyżej sezony to najlepszy czas w karierze Sakali. W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata znalazł się wtedy odpowiednio na drugim i czwartym miejscu.
Długa droga w dół
Druga połowa lat 90-tych była dla mistrza świata w lotach znacznie mniej udana. Choć zdarzały mu się jeszcze pojedyncze przebłyski, to nigdy nie zbliżył się już choćby do czołowej dziesiątki najlepszych skoczków któregoś z sezonów. Mistrz świata w lotach miał ciągnące się przez lata zatargi z rodzimą federacją. Z czasem zaczęło mu brakować motywacji do ciężkiego treningu, miał dość sportu. - Wtedy sobie mówiłem: Saky, to koniec. Ale przecież nie możesz iść do urzędu pracy, tam by cię przecież, jako mistrza świata, wyśmiali – wspomina Sakala. Zawsze w takich sytuacjach znajdował jednak motor napędowy do kontynuowania kariery. Czasem był nim brak pomysłów na życie poza sportem, w pewnym momencie stała się nim perspektywa występu na wspomnianych wcześniej igrzyskach w Salt Lake City. Pomimo tego, że nie wziął udziału w imprezie rozgrywanej w stanie Utah, chciał dalej skakać. W skokach, mimo znacznie słabszych niż przed laty wyników, znów zaczął odnajdywać przyjemność. Czeski Związek Narciarski i trener kadry postanowili jednak zrezygnować z usług doświadczonego, 33-letniego zawodnika.
- Zabrakło zainteresowania moją osobą ze strony Czeskiego Związku Narciarskiego – oznajmił Sakala, tłumacząc powody rozbratu ze skokami - Związek po prostu nie chciał ze mnie korzystać. Nikt nie odważył się głośno powiedzieć: "Na dwóch ostatnich MŚ najlepszy był właśnie ten najstarszy skoczek". Dlaczego nie mógłbym skakać dalej? Ostateczną decyzję o zakończeniu kariery podjąłem po mistrzostwach świata w Harrachowie. Do kadry przyszedł trener Mikeska, a każdy kto miał więcej niż 19 lat, był dla niego już za stary... Współpraca z nim zakończyła się właściwie, zanim jeszcze się zaczęła. Pierwszym krokiem trenera Mikeski było wydanie zakazu mojemu osobistemu trenerowi prowadzenia mnie podczas konkursów. To było podczas MŚ w Harrachowie. Również do Planicy mógł już jechać jedynie jako widz...
- Panujący obecnie w naszym związku system nikomu nie pozwoli na drastyczne zmiany prowadzące we właściwym kierunku. Związek zmieniał ludzi, związek zmienia ludzi, ale wciąż pracuje tam wielu "profesjonalnych" trenerów, którzy tak naprawdę wcale nie potrafią wykonywać tego zawodu dobrze. W tej chwili to nie jest kwestia konkretnej osoby, ale całego systemu. – podsumował w 2002 roku ostatnie lata swojej trudnej współpracy z rodzimą federacją znany z ciętego języka zawodnik. Z uwagi na liczne krytyczne opinie wobec włodarzy krajowego związku jeszcze w trakcie trwania kariery zawodniczej został przez czeską prasę określony mianem buntownika.
Życie jak rollercoaster
Po zakończeniu przez Sakalę kariery doszło jednak do licznych zmian personalnych w narciarskiej centrali, co otworzyło możliwość współpracy pomiędzy byłym skoczkiem a krajową federacją. Zażarty i nieposkromiony wcześniej krytyk poczynań związku pełnił w nim przez jakiś czas funkcję doradcy marketingowego. Sakala rozpoczął tez działalność na innych niwach, otworzył bar oraz prowadził szkołę narciarską. Został też jednym z inicjatorów założenia pierwszej w czeskim internecie strony internetowej o skokach narciarskich, Skoky.cz. Po kilku latach okazało się, że w świecie biznesu nie radzi sobie tak dobrze, jak na skoczni w pierwszym okresie kariery. Sam przyznał potem, że był zbyt ufny wobec ludzi, a ci bez skrupułów wykorzystywali jego naiwność. Popadł w długi, ponadto pożyczył teściowi ponad milion koron, które później na próżno starał się odzyskać. Choć był człowiekiem o wielkim sercu, wysyłane w świat dobro, niekoniecznie chciało do niego wracać. Gdy w 1998 roku powódź nawiedziła jego rodzinną miejscowość, sprzedał jeden ze swych medali, a otrzymane środki w dużej części przeznaczył na pomoc poszkodowanym.
- Popełniłem błąd. Zająłem miejsce, które nie było przeznaczone dla mnie. Dostałem surową lekcję od życia, ale wiem przynajmniej jedno, jak odróżnić przyjaciół od wrogów – konstatował po latach. - Jarda zawsze się wszystkim ekscytował, ale nigdy nie potrafił niczego doprowadzić do końca. Kiedy wiedział, że coś nie funkcjonuje, to powinien przecież się zatrzymać – oceniał František Jež, jego były kolega z reprezentacji
W 2005 roku czeska prasa poinformowała, że mistrz z Planicy musiał stawić czoła poważnym pogróżkom ze strony pięćdziesięcioletniego mężczyzny z Kozlovic koło Nowego Jiczyna. Mężczyzna ten groził byłemu mistrzowi świata w lotach narciarskich rosyjską mafią, podpaleniem jego baru we Frensztacie pod Radhoštěm, a nawet śmiercią. Twierdził, że wrzuci do baru koktajl Mołotowa, a w celu zabicia właściciela wynajmie mężczyznę mówiącego po rosyjsku. Sakala zaczął się bać o swoje życie – Gdybym uważał sprawę za niepoważną, to bym to zignorował, ale w tej sytuacji poprosiłem policję o pomoc, składając doniesienie o przestępstwie, bo się po prostu boję - skomentował wówczas całe nieprzyjemne zajście.
W 2006 roku popularny Saky zamknął stronę Skoky.cz, której cały czas był właścicielem. Prowadzona przez serwis kampania na rzecz oczyszczenia środowiska czeskich skoków spaliła na panewce. - W tej chwili w naszych skokach jest tyle brudu i zła, że kończymy z redagowaniem strony - poinformował redaktor naczelny portalu, Rudolf Flegr - Od sześciu lat trwa wojna między nami, dziennikarzami a działaczami. Jesteśmy już tym zmęczeni.
Sakala był na dnie. Rozpadło się jego małżeństwo, a on sam zabunkrował się razem z kotem w małej chatce na Wołoszczyźnie Morawskiej, gdzie nie miał nawet dostępu do ciepłej wody. Udało mu się jednak stanąć na nogi. Wrócił do skoków jako trener czeskich dziewcząt.
Słoweńska przygoda
Współpraca nie potrwała długo, gdyż okazało się, że Sakali i krajowej federacji znów nie jest ze sobą po drodze. Nie układały mu się także relacje z rodzicami dziewczyn, które miał pod swoją opieką. W czasie jednego ze zgrupowań odbywanych we Francji spotkał słoweńskiego działacza, Franci Rogelja. Ten zaproponował mu pracę trenera młodzieży w klubie Illyria Lublana. Sakala wahał się. O radę pytał legendarnego Jiriego Raskę, który zachęcał byłego mistrza świata do podjęcia wyzwania. – W końcu powiedziałem Rogeljowi, że kiedy mój syn skończy szkołę podstawową, będę gotowy do tego, żeby skorzystać z jego oferty – wspomina. Do Słowenii zabrał ze sobą syna Filipa, młodego wówczas skoczka i 1 lipca 2011 roku rozpoczął pracę w klubie ze stolicy tego kraju. Filip Sakala, który do dziś bez większych osiągnięć próbuje swoich sił na skoczni, po jakimś czasie wrócił do Czech, Jarosław nadal pracuje w Słowenii. Pokochał ten kraj. – Czasem myślę sobie, że to jest miejsce, w którym chciałbym pozostać do końca życia. Ten kraj jest piękny, mam tu wielu przyjaciół. Ludzie są bardziej otwarci i towarzyscy niż w Czechach – wyznaje zauroczony Saky. Jego marzeniem jest wychowanie przyszłego medalisty olimpijskiego.
Czeskiemu trenerowi Illyrii bardzo podoba się słoweński system szkoleniowy: – Każdy klubowy trener obowiązkowo musi brać udział dwa razy w roku w sesjach coachingowych, by zapoznać się najnowszymi trendami dotyczącymi kwestii sprzętowych, diety sportowej, zagadnień psychologicznych, metod pracy z młodzieżą. Na bieżąco otrzymujemy informacje ze spotkań rady trenerskiej, funkcjonuje ścisła współpraca klubów z największymi centrami szkoleniowymi.
Wygląda na to, że po latach zawirowań, wzlotów i upadków dawny mistrz, buntownik i niespełniony biznesmen przemierza teraz płaski odcinek rollercoastera. I na takim odcinku czuje się chyba najlepiej.
Opracowano na podstawie:
Isport.blesk.cz
Sport.cz
Sport.lidovky.cz
Sport.idnes.cz
Skoky.net
Siol.net
Źródła własne
Z cyklu artykułów o byłych skoczkach narciarskich w ostatnich latach ukazały się:
Z białych skoczni na zieloną murawę, czyli niezwykła historia Bjoerna Wirkoli
Na igrzyskach z medalem zimą i latem, czyli o wyczynach Jacoba Tullina Thamsa
Koba Cakadze – gruzińska legenda skoków narciarskich
Garij Napałkow – radziecki gladiator przestworzy
Hans Georg Aschenbach – mistrz, oszust, "zdrajca"
Jiri Raska – złoty chłopiec z Frenstatu
Niepokorny i niespełniony, czyli trudna kariera Wojciecha Skupnia
Wieczny rekordzista Pucharu Świata? Historia Stephena Collinsa
Najzdolniejsze dziecko amerykańskich skoków. Kariera i życie Jeffreya Hastingsa