Wolfgang Loitzl 10 lat po zwycięstwie w Turnieju Czterech Skoczni
Wczoraj minęło dokładnie dziesięć lat od pierwszego pucharowego zwycięstwa Wolfganga Loitzla. Zwycięstwa o tyle istotnego, że utorowało mu ono drogę do triumfu w 57. Turnieju Czterech Skoczni. Czym dziś zajmuje się były reprezentant Austrii? Jak się okazuje jego losy potoczyły się zgoła odmiennie niż większości byłych skoczków.
- Przejąłem gospodarstwo rolne od moich rodziców w okolicach Bad Mitterndrof - opowiada były skoczek w rozmowie z portalem Tt.com - Jego część została wynajęta, więc nie pozostał mi jakiś wielki obszar. Zawsze jednak jest coś do zrobienia, głównie latem. Najbardziej cieszy mnie to, że mam teraz dużo czasu dla mojej rodziny, dla moich dzieci. Bardzo to doceniam, bo sporą część mojego życia spędziłem w drodze.
Loitzl nie ma dziś wiele wspólnego ze skokami narciarskimi. Ogląda je wyłącznie jako kibic:
- Jakiś miesiąc po tym jak ogłosiłem w Kulm w 2015 roku rozbrat ze skokami, pojechałem na Puchar Kontynentalny. Miałem tam podglądać pracę trenera. To było naprawdę interesujące, ale nie czułem się wtedy gotowy, by wkroczyć na tą ścieżkę. Przede wszystkim musiałbym rozpocząć odpowiednie kursy. Nie miałem wtedy na to ochoty. Potem czas mijał szybko, a ja trochę wypadłem z obiegu jeżeli chodzi o skoki narciarskie. W pewnym momencie poczułem, że powrót do skoków byłby dla mnie problemem. Ostatni raz na skoczni byłem w poprzednim sezonie w Bad Mitterndorf. Pech chciał, że trafiłem akurat na odwołany konkurs. Od czasu do czasu śledzę, co się dzieje w skokach, oglądam transmisje, cieszę się z sukcesu kolegów i martwię ich niepowodzeniami.
Jakie były kulisy pierwszego pucharowego triumfu Loitzla, które otworzyło nowy rozdział w jego karierze? - Media wyliczyły, że był to mój 222. konkurs w Pucharze Świata. Nie wiem nawet, czy ta liczba była prawdziwa, ale brzmiała dość medialnie (śmiech). Latem przed sezonem trenowałem intensywnie z Nikiem Huberem, trenerem w kadrze B. W tym czasie zmieniłem też narty z Fisher na Atomic i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Na samym początku sezonu byłem drugi w Kuusamo. Dwukrotnie drugi byłem też w Engelbergu. Wtedy zacząłem sobie uświadamiać, że mogę zacząć wygrywać. Miałem wypracowaną dobrą bazę: technikę, kondycje fizyczną i kwestie techniczne - wszystko działało jak trzeba. Faworytami do zwycięstwa w TCS byli Ammann i Schlierenzauer, ja byłem gdzieś tam w tle, ale węszyłem swoją szansę. W Oberstdorfie zająłem drugie miejsce. Trener Alex Pointner powiedział mi, że gdybym poprawnie wykonał telemark, już wtedy bym wygrał. Potem po trzech zwycięstwach w kolejnych konkursach, uświadomiono mi, że mogłem być drugim po Hannawaldzie, który wygrał wszystkie cztery batalie. W końcu przyszło zwycięstwo w Garmisch. Wszystko działało wtedy u mnie automatycznie, samoistnie. Tylko raz jeszcze potem czułem ten stan. Gdy dwa miesiące później zostałem mistrzem świata w Libercu.
Loitzl do końca trwania Turnieju nie dał się już pokonać. Sezon 2008/09 okazał się najlepszym w jego karierze, a triumf w TCS nie był jedynym wielkim sukcesem odniesionym tamtej zimy. W Libercu wygrał mistrzostwa świata na normalnej skoczni, a cały sezon zakończył jako trzeci skoczek klasyfikacji generalnej. Za swój życiowy sukces uważa jednak omawiany Turniej Czterech Skoczni: - Do pierwszych dwóch konkursów podchodziłem z pewnym luzem, dopiero w Innsbrucku zacząłem być zorientowany na konkretny wynik. Wtedy do mnie dotarło, że mogę wygrać cały Turniej. Przed ostatnim konkursem miałem 15,8 pkt. przewagi nad Ammannem. W serii próbnej Simon skoczył około 10 metrów dalej ode mnie. Nik Huber dał mi wtedy małą wskazówkę, która okazała się decydująca. Wygrałem ostatni konkurs i cały Turniej Czterech Skoczni. Zwycięstwo w TCS stawiam wyżej niż złoty medal mistrzostw świata, gdzie o wszystkim może zadecydować dyspozycja dnia. Podczas Turnieju trzeba wykazać się regularnością i wieloma innymi cechami. Ponadto mój triumf zakończył dziewięcioletni okres bez austriackiego zwycięstwa w Turnieju i rozpoczął serię siedmiu kolejnych triumfów.
Jak były reprezentant Austrii wyobraża sobie siebie za kolejnych dziesięć lat? - Leżę sobie w łóżku z szampanem i truskawkami i oglądam występ mojego syna grającego w tenisa na Wimbledonie. A tak na serio to nie wiem. Cieszę się moim obecnym życiem, jestem szczęśliwy i wdzięczny za to, co dostałem od losu.