Paweł Wąsek: Trener mi zaufał
Wbrew wcześniejszym doniesieniom o planowanych zmianach w składzie reprezentacji Polski na finałową część turnieju Raw Air, Paweł Wąsek dokończy występy na norweskich obiektach. 19-latek w środowych kwalifikacjach w Trondheim zajął 43. miejsce. Jak ocenia decyzję o przedłużeniu jego pobytu w Skandynawii i jakie są jego pierwsze wrażenia z turnieju, który z założenia ma być najbardziej ekstremalnym i intensywnym w kalendarzu Pucharu Świata?
- Bardzo cieszę się z tego, że trener Stefan Horngacher mi zaufał i postanowił dać mi szansę do końca turnieju Raw Air. Mam nadzieję, że dzisiejszy skok kwalifikacyjny był pierwszym krokiem w kierunku udowodnienia tego, że jestem w stanie walczyć z resztą chłopaków o punkty. Komu chciałem to udowodnić? Przede wszystkim sobie! Powołanie do kadry zobowiązuje, żeby udowodnić wszystkim, iż był to słuszny ruch - mówi mieszkaniec Ustronia.
- Przed wylotem do Norwegii pojawiały się głosy, że w trakcie turnieju zostanę odesłany do domu. Byłem pewien, że słabsze wyniki odbiorą mi szansę do kolejnych startów, ale szkoleniowiec po Lillehammer powiedział mi, że tym razem nie wyszło, ale w Trondheim będzie kolejna okazja do pokazania swoich umiejętności. Zasugerował zrobienie wszystkiego normalnie, a wówczas będą wyniki. Myślę, że to się sprawdza, więc skupiam się następnym konkursie.
Jak wyglądało zapoznanie z obiektem Granaasen? – W pierwszym skoku treningowym przepadłem w przejściu na palce, przez co przeleciało mi to do przodu. W treningu wiało pod narty, więc dało się z tego jeszcze odlecieć. Druga próba była niezła, choć spóźniona, natomiast w prologu miałem najlepsze czucie. Muszę to jednak przedyskutować ze sztabem, bo czasem skoki są na tyle dziwne, że sam ich nie rozumiem. Trener Stefan umie dość dużo wyjaśnić po polsku, a i po angielsku się dogadujemy. Nie ma zatem problemów z komunikacją.
Raw Air to faktycznie intensywna impreza? – Owszem, jest trochę inaczej. Nie są to typowe zawody. Podoba mi się ten format, bo nie lubię przerwy między weekendami, gdy niemal cały tydzień trzeba czekać na konkurs. Tutaj, gdy coś nie wyjdzie, jest szansa zrehabilitowania się już kolejnego dnia. Uwielbiam skakać, więc cieszy mnie taka możliwość. W skokach narciarskich więcej leży się i odpoczywa niż męczy, a ja od najmłodszych lat lubię coś robić.
Korespondencja z Trondheim, Dominik Formela