Maren Lundby po Raw Air pań: Za rok będę gotowa na Vikersund
Maren Lundby nie dała żadnych szans rywalkom zarówno w czwartkowym konkursie w Trondheim, jak i w premierowej edycji Raw Air pań. Norweżka w dziewięciu seriach ocenianych, rozgrywanych na trzech skoczniach w ciągu sześciu dni, wypracowała sobie ponad 50 punktów przewagi nad kolejnymi zawodniczkami. 24-latka zgarnęła za triumf 35 tysięcy euro, a kolejno 15 oraz 5 trafiło do sklasyfikowanych za nią Niemek - Kathariny Althaus i Juliane Seyfarth.
- To zwycięstwo dużo dla mnie znaczy. Triumf w turnieju Raw Air był moim celem na ten rok. Rywalizowanie na znanych mi skoczniach, przed własną publicznością, sprawiało mi dużo frajdy - mówi przedstawicielka klubu Kolbukameratene IF.
- To było sześć trudnych dni. Nie myślałam jednak o zmęczeniu, lecz starałam się czerpać radość z możliwości oddawania kolejnych skoków. Mam nadzieję, że nie będzie to jednorazowa historia i Raw Air pań będzie miało swoją kontynuację. To była świetna zabawa! - zapewnia mistrzyni świata z Seefeld.
Czy duża przewaga nad kolejnymi skoczkiniami w końcowej klasyfikacji generalnej turnieju ma dla mistrzyni olimpijskiej szczególne znaczenie? - Nie skupiam się na tym. Po drodze sporo się działo, a moim zadaniem było pokazanie jak najlepszych skoków.
Lundby jest już o krok od zgarnięcia drugiej z rzędu Kryształowej Kuli. Do końca sezonu pozostały cztery konkursy indywidualne w Rosji, wchodzące w skład nowego turnieju Blue Bird, przed którymi Skandynawka ma 355 punktów zapasu nad Althaus. Oznacza to, iż kwestia Pucharu Świata może rozstrzygnąć się już w sobotę w Niżnym Tagile, gdzie już w piątek wylecą skoczkinie.
- Wolałabym być i mierzyć się w Vikersund, podobnie jak panowie. Uważam, że za rok będę na to gotowa - mówi Norweżka, która najdłuższy oficjalny skok podczas Raw Air oddała w Lillehammer, gdzie uzyskała 141,5 metra. Jej marzeniem jest jednak pobicie nieoficjalnego rekordu świata, należącego do Stefana Krafta z Austrii (253,5 metra).