Schuster pomoże Schlierenzauerowi? "Ma mój numer, więc w każdej chwili może zadzwonić"
Werner Schuster po jedenastu latach opuścił niemiecką kadrę narodową w skokach narciarskich. Austriacki trener, pod którego okiem największe sukcesy w karierze osiągało pokolenie następców Martina Schmitta i Svena Hannawalda, w rozmowie z Tiroler Tageszeitung, wspomina ponad dekadę spędzoną za naszą zachodnią granicą oraz kreśli plany na przyszłość.
- To był trudny sezon, nawet trochę rozczarowujący. Nie liczyliśmy się w walkę o Kryształową Kulę, a po Puchar Narodów sięgnęła Polska. Jednym z głównych celów był Turniej Czterech Skoczni. Nie udało się zdobyć Złotego Orła, natomiast Markus Eisenbichler i Stephan Leyhe stanęli na kolejno drugim i trzecim stopniu podium - mówi Schuster o sezonie 2018/19.
- W przeszłości na Bergisel kontuzje odnosili Richard Freitag oraz Severin Freund, którzy tracili tam szansę na triumf w Turnieju Czterech Skoczni. Nigdy nie miałem nic przeciwko skoczni w Innsbrucku, ale przez lata nam nie sprzyjała. Tym bardziej miło było doświadczyć tego, co wydarzyło się w lutym, gdy Markus i Karl Geiger sięgnęli po dublet, a dzień później to drużyna nie miała sobie równych. Szczególnie ostatnie z tych osiągnięć dużo dla mnie znaczyło - dodaje.
Który sukces z Niemcami najbardziej smakował byłemu już szkoleniowcowi tego zespołu? - To trudne pytanie. Czy był to tytuł mistrza świata wywalczony przez Severina Freunda w 2015 roku w Falun, a może złoto olimpijskie Andreasa Wellingera, po które sięgnął przed rokiem w Pjongczangu? Właściwie wszystko zaczęło się od srebra Martina Schmitta w 2009 roku. Przez sześć lat był w ogromnym dołku i padało wiele pytań. Dlaczego on nadal skacze? Tylko dla umowy sponsorskiej na kasku? Sytuacja była gorsza niż aktualnie w przypadku Gregora Schlierenzauera. Nie traciłem jednak wiary w Martina, co skończyło się srebrem w Libercu.
Schuster był jednym z mentorów wspomnianego Schlierenzauera, gdy ten jako młodzieżowiec uczęszczał do szkoły sportowej w Stams. Czy kolejna współpraca tego duetu to realna wizja? - Gregor nie poruszał tego tematu, ale ma mój numer, więc w każdej chwili może zadzwonić. Jeśli tak się stanie, postaram się mu doradzić. Trenowanie takiego zawodnika, gdy ten był juniorem, było interesującym okresem. Od tego czasu minęło jednak trzynaście lat. On jest inną osobą, a ja jestem innym trenerem. Pytanie, czy to w ogóle znów by zadziałało?
- Podjęcie decyzji dotyczące przyszłości nie jest proste. Nie chcę znowu pracować do granic możliwości, ale jednocześnie muszę z czegoś żyć. Kto zawsze wie, czego chce w życiu? Z pewnością nie ja. Społeczny trend polega na tym, że praca i domowe obowiązki podzielone są w stosunku 50:50, i to jest dobre. Niestety, nie działa to w naszym środowisku. Godziny pracy są tak zmienne, że przy podziale pół na pół nie byłbym w stanie podpisać żadnej umowy, co rozumie moja żona Annika. Nie da się wyrazić słowami roli rodziny, która zazwyczaj pozostaje w tle - kontynuuje 49-latek.
- Teraz chciałbym znów zrobić coś dla siebie. Chodzić na piesze wędrówki, udać się na narty czy pojawić się na korcie tenisowym bez większego planowania. Mój syn, Jonas, również skacze na nartach i stale dopytuje o możliwość podpowiedzenia mu czegoś w tym aspekcie. Drugi z moich synów gra w piłkę nożną, a moja żona byłaby zadowolona, gdybym częściej mu go prowadzić na boisko. Wierzę jednak, że moje życie nie zmieni się diametralnie. Nie ukrywam, że z niecierpliwością czekam na lato, gdy nie będę musiał zastanawiać się nad logistyką pracy i godzeniem różnych interesów w Niemczech. W tym momencie pewne jest, że nie wrócę do szkoły sportowej w Stams od września - zapowiada rówieśnik Stefana Horngachera, którego mianowano sukcesorem Schustera. O składzie sztabu szkoleniowego byłego trenera Polaków informowaliśmy >>>TUTAJ<<<.