Filip Sakala - skoczek z lękiem wysokości i miłością do filozofii
Andreas Widhoelzl, Sigurd Pettersen, Daniel Andre Tande - to tylko kilka wybranych nazwisk skoczków, którzy przyznali się do lęku wysokości. Dość osobliwie fobia ta ujawniała się u Roberta Matei, u którego strach przed wysokością włączał się tylko na, nienależącej przecież do przesadnie dużych obiektów, skoczni w Lahti. O braku komfortu podczas przebywania na dużej wysokości opowiedział ostatnio czeski skoczek Filip Sakala.
Nie ma co ukrywać, że reprezentanta Czech dużo bardziej niż z wyników na skoczni kojarzy się z faktem, że jest synem znakomitego przed laty skoczka Jaroslava Sakali. I nie może być w tym niczego dziwnego, skoro blisko 23-letni zawodnik nigdy jeszcze nie zakwalifikował się nawet do konkursu głównego Pucharu Świata. Mimo to zakończoną niedawno zimę może uznać za najbardziej udaną w swoim sportowym życiu. Po pierwszej serii loteryjnego konkursu o mistrzostwo świata w Seefeld plasowal się na szóstym miejscu i choć zawody ukończył na 29. pozycji, to i tak start w Austrii może uznać za swój życiowy wynik. Podczas minionego sezonu dość regularnie punktował w zawodach Pucharu Kontynentalnego, a podczas rywalizacji w Klingenthal doleciał nawet do piątego miejsca. W odnoszeniu dobrych rezultatów z pewnością nie pomaga mu bardzo niekomfortowa dla skoczka narciarskiego przypadłość, którą jest lęk wyskości.
- Bardzo boję się wysokości, nie mam problemu z oddaniem samego skoku, ale przebywanie na wieży i oczekiwanie na skok jest dla mnie bardzo męczące. Najczęściej będąc na górze nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie moja kolej i będę mógł opuścić to miejsce. Jakoś sobie z tym jednak muszę radzić - opowiada podopieczny trenera Davida Jiroutka.
- Największe cierpienie przeżywam, kiedy zapala się czerwone światło - przyznaje - kiedy wiem, że moja mordęga potrwa jeszcze o trzydzieści sekund dłużej. Z jednej strony jest stres związany z samym występem, a gdy dochodzi jeszcze konieczność dłuższego przebywania na dużej wysokości, to sytuacja staje się dla mnie naprawdę trudna. Na szczęście kiedy odepchnę się od belki, skupiam się już tylko na samym skoku i wiem, co powinienem robić. Będąc po raz pierwszy w Planicy zerknąłem niechcący na skoczka startującego przede mną, który poleciał na 220 metr. Wcześniej nie czułem jakiegoś wielkiego strachu, ale wtedy zacząłem mieć problem. Zdałem sobie sprawę, że jeden błąd może tu kosztować utratę życia.
Wraz z trenerem Davidem Jiroutkiem poszukuje sposobów na przełamanie strachu. Niedawno pojawił się na ściance wspinaczkowej w Jabłońcu nad Nysą. - To była dla mnie ekstremalna sytuacja, spłynęło ze mnie chyba pięć litrów potu - wyznał.
Filip Sakala próbuje pomagać sobie również na inne sposoby. W codziennym życiu wspiera go lektura dzieł wybitnych filozofów i psychologów. - Czytałem Junga, Freuda, Nietschego, Adlera. Najbliższy jest mi chyba ten pierwszy. Jego filozofia pojmowania świata daje mi nadzieję, że wszystko jest w moich rękach, że nie jesteśmy tylko bezwolnymi kawałkami mięsa na tej planecie, że nasza obecność tutaj ma głębszy sens.
Skoczek próbuje też w pewnym stopniu dystansować się od sukcesów swojego ojca - Otrzymuję od ojca rady, które czasem mi pomagają. Sport to jednak indywidualna droga każdego człowieka. Kroczę swoją ściężką, nie chcę być postrzegany jako ten, który ma łatwiej dzięki znanemu ojcu.
Obszerny artykuł na temat kariery i życia Jaroslava Sakali mozna przeczytać >>>TUTAJ<<<