Krzysztof Miętus wspomina powołanie przez Horngachera: To bardziej moja porażka niż Stefana
Krzysztof Miętus, jak wielu polskich zawodników, tuż po zakończeniu kariery obrał kurs w kierunku stania się trenerem skoczków narciarskich, a pierwsze szlify w tej dziedzinie zbiera w Klubie Sportowym Eve-nement Zakopane oraz w Tatrzańskim Związku Narciarskim. Podczas zeszłotygodniowego zgrupowania w nadmorskim Cetniewie, gdzie ćwiczyli prowadzeni przez niego młodzieżowcy, porozmawialiśmy o jego sytuacji i nawiązaliśmy do budzącego kontrowersje powołania do kadry narodowej w sezonie olimpijskim.
W ostatnich tygodniach sieć obiegły nagrania z wesela Dawida Kubackiego, na którym internauci dopatrzyli się m.in. Krzysztofa Miętusa. Jakie są kulisy tańca grupowego, opublikowanego wyrywkowo w Internecie? - Krzysztof był w tle i być może nie było go za dobrze widać <śmiech>… Wraz ze znajomymi przygotowaliśmy choreografię dla Dawida i Marty. Myślę, że pozytywnie ich zaskoczyliśmy i wyszło super. Była to chwila na delikatny reset i zabawę w gronie najbliższych.
Bliskim przyjacielem Miętusa jest Kamil Stoch, który podobnie jak on, jest wiernym fanem zespołu z Liverpoolu. Angielska drużyna w półfinale piłkarskiej Ligi Mistrzów dokonała sportowego cudu, odwracając losy dwumeczu z Barceloną. - Chyba będzie trzeba kupić koszulki z napisem Never Give Up, jaką miał na sobie Mohamed Salah… Emocje w starciu Barcelony z Liverpoolem były niesamowite. Choć przywiozłem do Cetniewa koszulkę The Reds, sam w to nie wierzyłem. Ta historia pokazuje wszystkim sportowcom, że nigdy nie wolno się poddawać, choć dosadniej udowodniły to wydarzenia w Seefeld.
Po zabawie przyszedł czas na dalszą pracę, której etap mogliśmy obserwować w cetniewskim Centralnym Ośrodku Sportu. To tam grupy młodzieżowe Polskiego Związku Narciarskiego, Tatrzańskiego Związku Narciarskiego i Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego odbyły wiosenny obóz przygotowawczy do sezonu 2019/20. Jak w praktyce ma wyglądać współpraca tych kadr? - Utworzono grupy okręgowych związków narciarskich przy szkołach mistrzostwa sportowego. Zespół tatrzański, nadzorowany przeze mnie i Andrzeja Gąsienicę, oraz beskidzka ekipa Krzysztofa Bieguna idą jednym programem treningowym z centralną kadrą młodzieżową Wojciecha Topora. To istotne dla młodych skoczków, którzy po powołaniu do kadry, czy na zawody, będą mogli łatwiej się odnaleźć. Nie będzie to dla nich żadna nowość czy zaskoczenie. Szybciej dostosują się do grupy i panujących w niej warunków.
- Moja pomoc w grupie TZN nie oznacza zakończenia pracy w Klubie Sportowym Eve-nement Zakopane. Cieszę się, że udało się to połączyć. To dla mnie ważne, że wciąż mogę być przy kadrze, ale i nie porzucać obowiązków klubowych. W obu przypadkach daję z siebie maksimum - zapewnia 28-latek.
Jak zmieniło się życie po zakończeniu kariery skoczka narciarskiego? - Największą różnicą są zwiększone obowiązki, co wynika ze wspomnianego łączenia pracy trenera w klubie i kadrze TZN. Jako zawodnik miałem wszystko przygotowane, a moim zadaniem było trenowanie i wykonywanie poleceń szkoleniowców. Tutaj muszę zorganizować nie tylko siebie, ale i całą grupę zawodników.
Czym dla starszego z braci Miętusów było kwietniowe spotkanie polskich trenerów w Zakopanem? - Byłem na nim, a także miałem przyjemność pokazywać kilka ćwiczeń. To świetna inicjatywa i mam nadzieję, że będzie coraz więcej takich spotkań, bo każdy z nas, zwłaszcza młodych trenerów, nabywa wiedzę, która może zaprocentować w przyszłości. Uczymy się sposobu prowadzenia zajęć, jednak jest to proces, który potrwa i jedno spotkanie nie załatwia tematu. Michal Dolezal i Łukasz Kruczek pełnili rolę prowadzących tych zajęć. Głównie to oni zabierali głos, ale każdy mógł wypowiedzieć się na jakiś temat.
Czeski szkoleniowiec uniesie ciężar prowadzenia kadry narodowej? - Odejście Stefana Horngachera nie jest ciosem, ale to z pewnością strata. Znamy osiągnięcia chłopaków za jego kadencji, jednak Michal doskonale zna tę grupę po trzech latach asystowania Austriakowi. Dolezal na pewno ma pomysł na jej prowadzenie. Liczę na to, że będzie to pozytywna zmiana.
Przed dwoma laty pogrążony w sportowym kryzysie Krzysztof Miętus sensacyjnie znalazł się w kadrze A, dostając od Stefana Horngachera spory kredyt zaufania. jak były zawodnik odbiera niepowodzenie tego projektu? - Nie odbierałbym tego w kategorii porażki. Sytuacja z 2017 roku była bardziej moją porażką niż Stefana Horngachera. Pewnych rzeczy nie da się jednak zrobić w pół roku. Spróbowaliśmy, daliśmy z siebie wszystko, ale nie wyszło. Nie osiągnąłem zamierzonych rezultatów, ale nie mam sobie nic do zarzucenia.
Krzysztof Miętus po raz ostatni do kadry narodowej trafił wiosną 2017 roku, kiedy na pół roku otrzymał możliwość trenowania z elitą polskich skoczków. W tym czasie zdobył zaledwie pięć punktów zawodów rangi Letniego Grand Prix, a jeszcze przed zimą został oddelegowany do zajęć z kadrą B, którą wówczas prowadził Radek Zidek z Czech, dziś współpracujący z Maciejem Maciusiakiem w roli trenera technicznego. Najlepszym wynikiem Miętusa w Pucharze Świata jest 11. miejsce, uzyskane w 2013 roku w Klingenthal. Był to jego najlepszy sezon, w trakcie którego sięgnął po 103 punkty do klasyfikacji generalnej, co wystarczyło do zajęcia 38. lokaty. W 2010 roku wystartował na zimowych igrzyskach olimpijskich w Vancouver. W Kanadzie na obu obiektach finiszował 36. Oczko wyżej uplasował się dwa lata później na jedynych mistrzostwach świata w lotach narciarskich w karierze.W Vikersund ustanowił też rekord życiowy, który wynosi 210 metrów.
Korespondencja z Cetniewa, Dominik Formela