Kilian Peier: By lepiej skakać, musiałem zmienić mieszkanie
Jedno z największych odkryć minionego sezonu, Szwajcar Kilian Peier, został niedawno mianowany oficjalnym ambasadorem Zimowych Igrzysk Młodzieżowych, które w 2020 roku odbędą się w Lozannie. Przy tej okazji portal Olympic.org odbył ciekawą rozmowę z brązowym medalistą mistrzostw świata, w której ten opowiedział m.in. o początkach swojej przygody ze skokami, roli jaką w jego karierze odegrał Simon Ammann oraz o ostatnim, bardzo udanym dla niego sezonie zimowym.
Simon Ammann, a dokładniej jego dwa złote medale wywalczone w Salt Lake City były tym impulsem, którym pchnął małego wtedy jeszcze dzieciaka do uprawiania skoków:
- Kiedy zobaczyłem to, co zrobił Simon na igrzyskach w 2002 roku, od razu wiedziałem, że chcę uprawiać te dyscyplinę. Miałem wtedy 7 lat. Moi rodzice chcieli mi pomóc w spełnieniu marzeń, problem polegał na tym, że mieszkaliśmy daleko od jakiejkolwiek skoczni. Zasięgnęli języka u trenerów skoków i dowiedzieli się, że idealny moment na rozpoczęcie treningów to 10 lat. Najpierw przez dwa lata uprawiałem różne inne dyscypliny, koszykówkę, gimnastykę itd. Na moje 10 urodziny pojechaliśmy do Le Brassus, gdzie oddałem kilka skoków na nartach zjazdowych. Następnego dnia trener zaopatrzył mnie w całkowicie profesjonalny sprzęt i tak zaczęła się moja prawdziwa pasja do tego sportu.
Ammann nie tylko zainspirował medalistę ostatnich MŚ do rozpoczęcia przygody na skoczni. Już sam fakt trenowania w jednej kadrze z wielkim mistrzem, możliwość obserwacji jego poczynań stała się dla młodziana dużą nauką:
- Simon odegrał ogromną rolę w mojej przygodzie ze skokami. Był inspiracją, a teraz jest wzorem do naśladowania. Nigdy nie robi niczego na skróty , pracuje sumiennie nad każdym szczegółem. Mimo swojej wiedzy, umiejętności i doświadczenia nie narzuca się z pomocą, a jedynie sugeruje pewne rozwiązania. Nigdy nie mówi: „spróbuj zmienić to czy tamto”, ale raczej: „masz wiele atutów, spróbuje je wykorzystać trochę lepiej”.
Zanim Peier poznał smak sukcesu, musiał przełknąć kielich goryczy. W sezonie 2017/18 nie udało mu się zrealizować wielkiego marzenia, jakim był udział w igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu:
- Bardzo przeżyłem fakt, że nie pojechałem na igrzyska olimpijskie do Korei. Od początku sezonu wierzyłem, że się uda, w końcu jednak musiałem zmierzyć się z rzeczywistością. Mój poziom nie był wtedy wystarczająco wysoki, nie spełniłem wszystkich kryteriów, nie wykazywałem wystarczającej stabilizacji mojego poziomu i kwestii mentalnych. To sprawiło, że zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego. To sport, któremu poświęciłem połowę mojego życia, a nie udało mi się osiągnąć wymarzonego celu. Zadałem sobie pytanie, dlaczego uprawiam ten sport i co mogę zrobić, by uprawiać go na wyższym poziomie.
Przyszedł zatem czas na zmiany, których efekty widać było już podczas Letniego Grand Prix 2018. Podopieczny trenera Hornschuha zajął w klasyfikacji generalnej cyklu 6 miejsce, dwukrotnie plasując się na podium zawodów. Świetnie spisywał się też w zmaganiach Letniego Pucharu Kontynentalnego, gdzie trzy razy wygrywał, a raz był drugi.
- Nie zmieniłem wszystkiego, ale spróbowałem jeszcze bardziej profesjonalnie podejść do tego co robię. Dużym wsparciem był mój indywidualny trener, pomógł mi wydostać się z mojej strefy komfortu, połączyć moje cechy fizyczne z podejściem mentalnym. Kolejną kwestią, którą postanowiłem zmienić było mieszkanie. Ludzie z którymi mieszkałem byli skoczkami, bez przerwy więc o nich rozmawialiśmy. Nie mogłem się wyłączyć z tego tematu i czułem, że mnie to dodatkowo obciąża. Postanowiłem więc sie wyprowadzić.
Sezon Pucharu Świata zakończył na 17 miejscu, nie stanął ani razu na pucharowym podium, za to największe chwile chwały przeżywał podczas mistrzostw świata organizowanych wspólnie przez Seefeld i Innsbruck:
- Ostatnią zimę rozpocząłem dość pewnie, dzięki wynikom osiągniętym latem. Jakieś ziarnko niepewności nadal jednak we mnie było. Nie czułem się do końca zrelaksowany i wolny od presji, którą sobie narzuciłem. Zajęło mi kilka konkursów, zanim uwierzyłem w siebie. Przełomowe okazało się siódme miejsce wywalczone w Innsbrucku. Przed mistrzostwami pozostało jednak kilka szczegółów do naprawienia. Dopiero mistrzostwa świata na dużej skoczni to był ten moment, kiedy wszystkie elementy układanki idealnie się połączyły. Odbyłem kilka udanych sesji treningowych i poczułem się całkowicie gotowy do walki o najwyższe cele. Kiedy po drugim skoku zobaczyłem na tablicy „numer 3” poczułem się fantastycznie.
Kilian Peier w Pucharze Świata startuje od sezonu 2013/14, kiedy to dwukrotnie nie przebrnął kwalifikacji w Engelbergu. Pierwsze punkty, w liczbie 17, zdobył w Klingenthal na progu kolejnego sezonu. Od tego czasu do początku minionego sezonu do "30" wskakiwał jeszcze sześciokrotnie, jednak za każdym razem była to pozycja pod koniec trzeciej dziesiątki. Jeszcze rok temu do największych sukcesów mógł zaliczać 6 miejsce podczas mistrzostw świata juniorów w Ałmaatach w 2015 roku i dwie trzecie lokaty w Pucharze Kontynentalnym.