Ze skoków do kombinacji – skaczące panie przypinają biegówki
Oficjalne konkursy skoków narciarskich pań pod egidą Międzynarodowej Federacji Narciarskiej zaczęto rozgrywać początkiem XXI wieku. Kilkanaście lat musiało minąć, by FIS zdecydowała się objąć swoimi auspicjami żeńską odsłonę dyscypliny najbliżej spokrewnionej ze skokami, czyli kombinacji narciarskiej. Decyzje światowej narciarskiej centrali były zbawienne dla części skoczkiń, tych które nie grały pierwszych skrzypiec w konkursach skoków, a do tego przejawiały inklinacje do biegania po białej nawierzchni.
Pierwsze fisowskie konkursy żeńskiej kombinacji, zawody Pucharu Alp, odbyły się latem 2017 roku. Podczas dwóch kolejnych zim rozegrano pierwsze edycje Pucharu Kontynentalnego, a przed tygodniem zakończyła się druga odsłona Letniego Grand Prix. Na absolutną dominatorkę kobiecej kombinacji, odpowiedniczkę Sary Takanashi, wyrasta 26-letnia Amerykanka Tara Geraghty-Moats. Wydaje się, że dwubój to dyscyplina wręcz skrojoną pod nią. Reprezentantka USA w 2007 roku zadebiutowała w Pucharze Kontynentalnym w skokach. Trzy lata później na skoczni w Lake Placid doznała skomplikowanej kontuzji kolana, a lekarze dali jej jednoznacznie do zrozumienia, że na skocznię nigdy nie powinna już wracać.
Po odzyskaniu sprawności w kolanie przypięła narty biegowe, założyła karabin na ramię i rozpoczęła trwającą kilka lat przygodę z biathlonem. Czterokrotnie startowała w Mistrzostwach Świata Juniorów, przez rok mieszkała i trenowała w Szwecji. W 2013 roku wróciła do USA. Podczas zgrupowania w Lake Placid postanowiła za namową kolegi skoczyć sobie rekreacyjnie na nartach. Okazało się, że stara miłość nie rdzewieje, a kolano o dziwo nie sprawiało jej żadnych problemów. Zamarzyła o powrocie na skocznię, jednocześnie trudno było jej zrezygnować z biegania. Zaczęła zatem uprawiać zimowy dwubój, startując w zawodach mężczyzn, kiedy żeńska wersja sportu stanowiącego połączenie biegów i skoków jeszcze de facto nie istniała. Do końca minionej zimy pojawiała się zarówno podczas konkursów skoków jak i kombinacji. O ile w tej pierwszej dyscyplinie plasowała się często pod koniec stawki, o tyle drugą zdominowała bezapelacyjnie. Począwszy od poprzedniego lata przez zimę na bieżącym sezonie igelitowym skończywszy wygrała 14 konkursów z rzędu. Nie triumfowała jednak w końcowej klasyfikacji LGP za sprawą dyskwalifikacji w ostatnim konkursie, co skrzętnie wykorzystała Rosjanka Stefanija Nadymowa.
25-letniej reprezentantce Sbornej, zwyciężczyni pierwszej edycji Pucharu Kontynentalnego, podobnie jak Amerykance, w skokach niespecjalnie się wiodło. Nigdy nie zdobyła punktów Pucharu Świata, a i nawet w zawodach niższej rangi niekonieczne brylowała. To zatem kolejna skoczkini, dla której formalne stworzenie struktur żeńskiej kombinacji w łonie FIS-u stało się wybawieniem. Dzięki wysokim umiejętnościom biegowym została, ogólnie rzecz biorąc, postacią numer dwa wśród dwuboistek. Warto podkreślić, że Rosja była pierwszym krajem, który bardzo poważnie podszedł do "kombinacyjnego" szkolenia dziewcząt, wierząc, jak się później okazało słusznie, że jest to wartościowa inwestycja w przyszłość. Już pięć lat temu w największym kraju świata zimowy dwubój trenowało kilkadziesiąt pań. Obecnie w światowej czołówce kombinatorek norweskich można wyróżnić dwie grupy - zawodniczki, które równolegle uprawiają skoki i kombinację, jak choćby Norweżka Gyda Vestvold Hansen, Włoszki Veronica Gianmoena, Annika Sieff czy Niemka Jenny Nowak i pozostawiają sobie wolną rękę w wyborze docelowej dyscypliny, jak również sportsmenki, które na międzynarodowej arenie reprezentują swoje kraje wyłącznie w dwuboju. Są to m.in.: Rosjanka Anastazja Goncharowa, Norweżka Marte Lund Leinan czy młodziutka mistrzyni świata juniorek, Japonka Ayane Miyazaki.
Obsada kobiecych konkursów nie jest zazwyczaj zanadto liczna, niełatwo jest odnaleźć wyniki zawodów, których lista startowa zawierałaby chociażby 20 nazwisk. FIS mocno jednak angażuje się w to, by promować kobiecy dwubój. Tego lata rozegrano w ramach cyklu LGP pierwszy konkurs drużyn mieszanych, a już w 2021 roku w Oberstdorfie panie zmierzą się w walce o tytuł mistrzyni świata. Docelowo rywalizować mają o Puchar Świata i olimpijskie laury.
Jak rzecz się ma z naszą rodzimą żeńską kombinacją? Jak dobrze wiemy, przespaliśmy rozwój kobiecych skoków i teraz z dużym zaangażowaniem próbujemy nadrabiać stracone lata. W przypadku kombinacji historia zdaje się powtarzać. Jedną z polskich prekursorek łączenia biegów i skoków jest 19-latka Joanna Kil. - No niestety, żeńskiej kombinacji brakuje dofinansowania, brakuje nam sprzętu, nie mamy też takiej możliwości, by trenować z chłopakami z kadr – mówi nam reprezentantka klubu AZS Zakopane - Jest to duży problem, by uprawiać obie konkurencje na własną rękę, bez koordynacji trenera, który się na tym zna. Mamy możliwość wyjazdu na zawody, bo w tej kwestii związek nam pomaga, ale przygotowanie do nich i treningi musimy odbywać we własnym zakresie. Żeńska kombinacja w Polsce ma szanse na rozwój, ale wymaga to ogromnego zaangażowania wszystkich stron, odpowiednich nakładów finansowych oraz wsparcia szkoleniowców. Póki co wszystko raczkuje, nad czym trochę ubolewam.
- Moje plany na przyszłość nieco się posypały, nie umiem się określić, w którą stronę pójdę – dodaje Asia - Na ten moment trochę wypadłam z cyklu treningowego.. Wiadomo, dużo większe szanse widzę dla siebie w kombinacji, wykonałam duży progres biegowy, ćwicząc na własna rękę, pojawia się tylko pytanie o to, czy będę miała warunki, by rozwijać się w tym kierunku.
Drugą polską prekursorką jest pochodząca z Podkarpacia 18-letnia Katarzyna Harsche, która jednak na długi czas za sprawą problemów zdrowotnych utraciła możliwość uprawiania sportu. Podczas mistrzostw świata juniorów w szwajcarskim Kandersteg w 2018 roku doznała fatalnie wyglądającego upadku, po którym musiała zostać hospitalizowana. Ów upadek okazał się szczęściem w nieszczęściu, bo wyniki badań wykazały „przy okazji” dużych rozmiarów guza na rdzeniu kręgowym. Dzięki temu została szybko poddana operacji, która uratowała jej zdrowie. Po wielu miesiącach żmudnej rehabilitacji w czerwcu wróciła na skocznię. Podobnie jak Joanna Kil nie zdecydowała jeszcze, czy pozostanie przy kombinacji czy też skupi się wyłącznie na skokach.
Polska kombinacja w męskim wydaniu po wielu latach posuchy ostatnimi czasy staje na nogi. Mamy w swoich szeregach Szczepana Kupczaka, który tego lata dwukrotnie stanął na podium LGP i który ma aspiracje, a przede wszystkim możliwości, by dołączyć na stałe do szerokiej światowej czołówki w swojej dyscyplinie. Żeński dwubój z uwagi na niewielką na razie konkurencję i perspektywy rozwoju wydaje się stanowić ciekawe pole do zagospodarowania. Czołowe postacie polskiej federacji, Apoloniusz Tajner i Adam Małysz, to osoby z róznych względów mocno związane z kombinacją, można więc mieć nadzieję, zwłaszcza patrząc na ich ostatnie starania o doszusowanie polskich skoczkiń do reszty świata, że z czasem spojrzą przychylniejszym okiem na dziewczyny, chcące uprawiać dyscyplinę łączącą dwa tak popularne w naszym kraju sporty funkcjonujące w ramach narciarstwa klasycznego.
Czytaj też: Wczoraj i dziś - kombinacja norweska w Polsce