Falstart sezonu etatowych kadrowiczów
W miniony weekend, po raz pierwszy od ponad dwóch lat, punkty Pucharu Świata w zawodach rozgrywanych na terenie Polski zdobyło tylko trzech reprezentantów naszego kraju. Wyjąwszy Piotra Żyłę, któremu awans do finału odebrał niebezpieczny upadek, prawa startu w drugiej serii nie wywalczyli dwaj członkowie kadry narodowej A - Jakub Wolny i Stefan Hula, a także dwa przedstawiciele jej zaplecza - Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. Jak nasi rodacy tłumaczyli nieudane wejście w sezon 2019/20?
Jakub Wolny (33. miejsce, 110,5 metra):
- Jest we mnie złość, bo ten skok nie wydawał mi się zły. Nie była to próba najwyższych lotów, ale spodziewałem się dłuższego skoku. Za bulą nie wyszły mi narty, natomiast odbicie było takie, że powinny wyjść... - analizuje mistrz świata juniorów z 2014 roku.
- Mam wobec siebie pewne oczekiwania i swoje cele, natomiast liczyłem na to, że osiągnę w Wiśle lepszy wynik - nie ukrywa 24-latek.
Stefan Hula (38. miejsce, 106 metrów):
- Za mną nieudana próba. Wiatr bardzo kręcił w niedzielę, więc z tak krótkiego najazdu trzeba było bardzo dobrego skoku. Nie można było popełniać błędów, ponieważ nie pamiętam sytuacji, kiedy skakalibyśmy tutaj z belki nr 5 czy 6, jak podczas zawodów i serii próbnej - zauważa drużynowy medalista olimpijski z Pjongczangu.
- Już w próbnym skoku znowu pojawił się problem z pozycją najazdową. Skąd bierze się na tym obiekcie? Nie wiem, to dla mnie dziwna sytuacja. Potem wkrada się zbyt dużo kontroli, aby dobrze przejechać cały rozbieg. Jak my to mówimy, nie było dobrego pchania z progu, przez co zabrakło wysokości nad bulą. Nie czułem powietrza pod nartami, było ono dopiero później i było jak było... - kończy 33-letni zawodnik.
Paweł Wąsek (39. miejsce, 106,5 metra):
- Zapowiadało się, że w niedzielę będzie loteria i faktycznie była. Niestety, nie mamy na to wpływu, więc trzeba skakać przy takich warunkach, jakie wylosujemy. Popełniłem standardowy dla siebie błąd. Z moich odczuć wynika, że wybicie poleciało mi za bardzo do przodu. Musiałem odczekać bulę, aż narty mi wyjdą, a gdy wyszły, wówczas próbowałem dostać się nad nie, ale znowu przepakowałem - mówi podopieczny trenera Macieja Maciusiaka używając żargonu skoczków.
- Nie mogę być w dobrym nastroju po takiej inauguracji. Wiadomo, że trenujemy po to, aby robić dużo lepsze wyniki. Cóż, to dopiero pierwsze zawody, sezon jest długi, więc liczę na poprawę swoich skoków. Fakt, że nie polecę do Finlandii, był dla mnie oczywisty. Powinien pojechać tam Klimek Murańka, który wywalczył to dodatkowe miejsce, a na treningach przeważnie skakał najlepiej spośród członków kadry B. Tutaj mu się nie powiodło, a my z Olkiem nie wyróżniamy się na tyle, żeby zabrać mu to miejsce - kontynuuje 20-latek.
- Co jest realnym celem na tę zimę? Trudne pytanie. Oddawałem już takie skoki, aby realnie móc myśleć o drobnych punktach w Pucharze Świata. Wiem, że czeka mnie jeszcze dużo pracy, bo chcę prezentować się znacznie lepiej. Wierzę w to, że będziemy dostawać swoje szanse w elicie - dodaje.
Aleksander Zniszczoł (44. miejsce, 103 metry):
- Nie mam pojęcia, skąd wzięły się takie wskazania na przelicznikach? Kompletnie nic nie czułem pod nartami, a przy tak nisko ustawionej belce bardzo trudno cokolwiek ulecieć, gdy nie ma się podpory pod nartami. Skok w serii próbnej (114 metrów i 23. miejsce - przyp. red.) nie był w super. W konkursowym było więcej pewności i energii, ale niełatwo wyciągać wnioski po takiej próbie. Odległość nie satysfakcjonuje, a punkty za wiatr też nie wskazują na to, że coś było nie tak... Takie warunki, szczególnie na tej skoczni, sprawiały problemy wielu skoczkom ze światowej czołówki - tłumaczy 25-latek.
- Eurowizja przeszkodziła nam w tym, żeby rozegrać ten konkurs w lepszych warunkach, o normalnej, czyli wieczornej porze. Rano jest tutaj zazwyczaj w porządku, ale im bliżej południa, tym jest gorzej. Chyba, że trafi się wyjątkowo dobry dzień. Z mojego doświadczenia, jako mieszkańca Wisły, wynika, że wiatr rozkręca się w okolicach południa - zaznacza uczestnik mistrzostw świata z 2015 roku.
- Mam mieszane uczucia, bo chciałem pokazać tutaj coś zupełnie innego. Moja dyspozycja pokazuje, że stać mnie na to i jestem tego świadomy. Trudno cokolwiek wywnioskować po takim weekendzie - mówi wicemistrz świata juniorów z 2012 roku.
- Obserwowałem przygotowania obiektu, będąc na miejscu. Było tutaj ponad 15 stopni Celsjusza, padał deszcz, a jednak trwała produkcja śniegu. Było twardo podczas lądowania. Być może pomocny okazałby się ratrak, ale strach wjeżdżać na taki zeskok, ponieważ z takiego śniegu może zrobić się piasek, a to byłoby katastrofą - kończy wiślanin.
Wcześniej, bo już w piątkowych kwalifikacjach, odpadli Klemens Murańka, Andrzej Stękała, Kacper Juroszek, Adam Niżnik i Tomasz Pilch. Ostatni z tego grona został zdyskwalifikowany za nieprzepisowe buty.
Korespondencja z Wisły, Dominik Formela