Kamil Stoch po triumfie w Engelbergu: Od pierwszego skoku wszystko funkcjonowało
Drugie pucharowe podium tej zimy i 34. zwycięstwo w karierze Kamila Stocha stało się faktem! 32-latek wygrał sobotni konkurs najwyższej rangi na Gross-Titlis-Schanze (HS140) w Engelbergu, po którym awansował na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej bieżącego sezonu. Jak lider zespołu prowadzonego przez trenera Michala Doležala opisał emocje związane z długo oczekiwanym indywidualnym sukcesem?
- Czasami warto poczekać na coś, co jest dobre. Wówczas odczucia są zupełnie inne. Człowiek bardziej to docenia, jest świadomy tego, że na to zasłużył. Mam nadzieję, że zasłużyłem na ten triumf. Zrobiłem dziś wszystko, co się dało. Czułem się bardzo dobrze. Byłem pewny tego, że oddałem skoki na wysokim poziomie. Mogłem przy tym czerpać sporo pozytywnej energii oraz radości.
Podczas ostatniego weekendu w Klingenthal mistrz z Zębu sprawiał wrażenie średnio zadowolonego. Dla przypomnienia, Stoch na Vogtland Arenie wraz z kolegami zwyciężył w zmaganiach zespołowych, lecz indywidualnie zajął dopiero 10. pozycję.
- Jeśli chcecie, to mogę wrócić do tamtego nastroju, nie ma problemu. To nie o to chodzi. Że tak się wyrażę, nie przechodzę menopauzy <śmiech>. Dziś czułem, że wszystko jest dobrze. Od pierwszego skoku wszystko funkcjonowało tak, jak trzeba. Później mogłem wprowadzić pewne drobne korekty. Nie robiłem tego jednak na siłę, wszystko samo dobrze się układało.
- Czy oddałem dziś skok-petardę? Nie potrafię stwierdzić, która próba była lepsza, a która gorsza, bo wszystkie były bardzo zbliżone do siebie. Każda wniosła coś dobrego i w każdej można znaleźć elementy do skorygowania. Jestem zadowolony z całego dnia. Czy coś konkretnego spowodowało poprawę prędkości na progu? Jeżdżę dobrze od początku sezonu. Do tego dołożyłem dobre odległości <śmiech>.
- Nie mogę powiedzieć, że za każdym razem przybywam do Engelbergu, by zwyciężyć. Zawsze jednak przyjeżdżam tutaj z dobrym nastawieniem, uśmiechem i pozytywnymi odczuciami. Lubię to miejsce, przede wszystkim skocznię oraz całe otoczenie. Zresztą, lubi je chyba każdy, kto kiedykolwiek tutaj był. Poza tym mamy teraz moment, w którym człowiek z jednej strony myśli o tym, co czeka go za parę dni, a jednocześnie z dobrym nastawieniem robi to, co lubi.
- To nie jest tak, że będąc ostatnim na górze niczego nie czuję. Znaczyłoby to, że powinienem odpuścić i zająć się czymś innym. Wiadomo, że towarzyszył mi stres. Nie mam nerwów ze stali. Popełniłem w finałowym skoku więcej błędów, niż w seriach poprzednich, jednak przy tym wszystkim poziom został utrzymany. Dzięki dobrej energii, która mi towarzyszyła, mogłem skoczyć daleko.
Korespondencja z Engelbergu, Tadeusz Mieczyński i Paweł Guzik