Strona główna • Czeskie Skoki Narciarskie

Koudelka o 68. TCS i sukcesie duetu Doležal-Kubacki: Czapki z głów

W trakcie pierwszego periodu sezonu 2019/20 Roman Koudelka tylko raz - w Engelbergu - zdobył punkty Pucharu Świata. Podczas 68. Turnieju Czterech Skoczni Czech zdołał jednak odnaleźć klucz do solidnych skoków, co zaowocowało 17. miejscem w klasyfikacji generalnej niemiecko-austriackiego cyklu. Podopieczny Davida Jirouteka nie krył zadowolenia z takiego obrotu spraw.


- Jestem szczęśliwy. Oczywiście, względem poprzedniego roku zaliczyłem spadek aż o 12. pozycji, aczkolwiek, gdy weźmiemy pod uwagę pierwsze tygodnie trwającej zimy, wówczas mogę powiedzieć, że dobrze się spisałem - stwierdził mistrz świata juniorów z 2007 roku.

Koudelka uplasował się w drugiej „10” prestiżowego cyklu w dużej mierze za sprawą świetnego występu w Garmisch-Partenkirchen, gdzie był 8. Co sprawiło, że noworoczny konkurs był tak udany dla skoczka z Turnova? - Große Olympiaschanze to mój ulubiony obiekt. Niezależnie od formy, jaką prezentuje w danym momencie, zawsze wierzę, że uda mi się osiągnąć tu dobry rezultat - zdradził sam zainteresowany.

Choć TCS umożliwił Koudelce przebudzenie i powrót do regularnego punktowania, nie obyło się bez mankamentów. Jak się okazuje, pięciokrotny triumfator zawodów najwyższej rangi zmagał się z niskimi prędkościami najazdowymi. - W tym aspekcie mam ogromny problem. Niekiedy różnica między mną a rywalami wynosi 2,5 km/h, co w przełożeniu na odległość daje nawet 4-5 metrów. Rezerwy są, teraz trzeba należycie popracować i jak najszybciej z nich skorzystać - opisał sytuację "Električka”.

30-latek nie omieszkał wypowiedzieć się również na temat sukcesu Dawida Kubackiego. Niemałe znaczenie miał fakt, że jego współautorem jest rodak Koudelki – Michal Doležal. - Jesteśmy blisko Polaków między innymi dlatego, że pieczę nad nimi sprawuje trener Doležal. Czapki z głów przed nim i Dawidem za to, czego dokonali - przyznał z uznaniem trzykrotny uczestnik Igrzysk Olimpijskich.

6. zawodnik ostatnich mistrzostw świata w lotach w Harrachovie uchylił także rąbka tajemnicy, dotyczących emocji, które towarzyszyły w Bischofshofen pryncypałowi skoczków z naszego kraju. - Widziałem, jak bardzo Michal był zdenerwowany po pierwszej serii. W tamtej chwili na pewno nie chciałem być w jego skórze - skwitował 29. skoczek Pucharu Świata.

Czescy kibicie mieli jednak znacznie mniej powodów do radości aniżeli polscy. Wyjąwszy postawę ich lidera wyciąganie innych pozytów było niczym szukanie igły w stogu siana. 49. miejsce Viktora Polaska oraz 56. Filip Sakali nie zadowoliłby bowiem nawet najmniej wymagających sympatyków. W czym według Koudelki tkwi problem skoków za naszą południowo-zachodnią granicą? - W Polskim Związku Narciarskim też nie zawsze było idealnie. Były czasy, kiedy nie mieli tylu skoczków, reprezentujący tak wysoki poziom. Wszakże wraz z pojawianiem się Adama Małysza przyszły też jakże potrzebne inwestycje. Tego w tej chwili brakuje w Czechach. Jeśli przyjdą dobre wyniki, warunki ulegną poprawie.

Teraz Koudelkę i jego kolegów czeka wyprawa do Val di Fiemme. Wyjątkowo, w związku z problemami technicznymi, areną zmagań nie będzie duża, a normalna skocznia. Mimo iż reprezentant klubu LSK Lomnice nad Popelkou uchodzi za specjalistą od tego typu obiektów, na próżno szukać w jego postawie hurraoptymizmu. - Nie zwracam na to uwagi. Nie ma to dla mnie znaczenia, gdzie będziemy skakać. Wszyscy są bardzo mocni, a rywalizacja jest taka sama przez cały czas. Najważniejsze, aby zdobywać punkty w każdym kolejnym konkursie - zakończył urodzony w 1989 roku sportowiec.